Koniec, którego nikt się nie spodziewał: Rozwód po 35 latach małżeństwa

– Znowu nie zamknąłeś okna w kuchni! – krzyknęłam, czując jak głos mi drży. Wiem, że to drobiazg, ale w tej chwili miałam wrażenie, że to już nie chodzi o okno. Zbigniew spojrzał na mnie z tym swoim zmęczonym wzrokiem, który kiedyś był pełen czułości. Teraz widziałam w nim tylko obojętność.

Mam na imię Wanda Kowalska. Mam sześćdziesiąt dwa lata. Mój mąż, Zbigniew, jest sześć lat starszy. Razem byliśmy ponad trzydzieści pięć lat. Wydawałoby się, że życie już się ułożyło – dzieci dorosłe, dom pełen wspomnień, przed nami spokojna starość we dwoje. Ale od miesięcy czuję się jakbyśmy byli tylko współlokatorami. Każdy dzień zaczyna się i kończy milczeniem.

Pamiętam, jak kiedyś śmialiśmy się razem przy śniadaniu. Teraz siedzimy naprzeciwko siebie przy tym samym stole, a jedynym dźwiękiem jest stukot łyżeczki o filiżankę. Nasza córka Marta dzwoni raz na tydzień z Warszawy, syn Tomek mieszka w Gdańsku i widujemy go tylko na święta. Dom jest cichy, za cichy.

Wszystko zaczęło się psuć kilka lat temu. Zbigniew przeszedł na emeryturę i nagle nie wiedział, co ze sobą zrobić. Siedział godzinami przed telewizorem albo znikał na działce. Ja próbowałam znaleźć sobie zajęcie – zapisałam się na jogę, zaczęłam chodzić do biblioteki. Ale on nie chciał ze mną rozmawiać. Każda próba kończyła się kłótnią albo ucieczką w milczenie.

– Wanda, po co drążysz? – powiedział pewnego wieczoru, kiedy próbowałam zapytać go, czy jeszcze mnie kocha. – Przecież wszystko jest jak było.

Ale nie było. Czułam się coraz bardziej samotna. Zaczęłam rozmawiać z sąsiadką, panią Haliną. Ona też była wdową i mówiła mi: „Wanda, nie daj się zgnieść tej ciszy. Życie jeszcze się nie skończyło.”

Pewnego dnia znalazłam w szufladzie listy sprzed lat – te, które pisaliśmy do siebie z Zbyszkiem, kiedy był jeszcze w wojsku. Pisał wtedy: „Nie mogę się doczekać dnia, kiedy będziemy razem na zawsze.” Czy to możliwe, że wszystko to przeminęło bezpowrotnie?

Zaczęliśmy coraz częściej spać osobno. On zasypiał przed telewizorem w salonie, ja w naszej sypialni. Czasem budziłam się w środku nocy i słyszałam jego chrapanie zza ściany. Myślałam wtedy: „Czy to już wszystko? Czy tak wygląda starość?”

Najgorsze przyszło rok temu. Zbigniew zaczął coraz częściej wychodzić z domu wieczorami. Mówił, że idzie do kolegi na szachy albo do klubu emerytów. Ale pewnego dnia zobaczyłam go przez okno – szedł z jakąś kobietą pod rękę. Nie zrobiłam awantury. Po prostu usiadłam na kanapie i płakałam.

Kiedy wrócił do domu, zapytałam spokojnie:
– Kim ona jest?
Zbigniew spojrzał na mnie długo i powiedział tylko:
– Wanda… ja już nie potrafię być szczęśliwy z tobą.

To był koniec. Przez kilka tygodni żyliśmy obok siebie jak duchy. Potem podjęliśmy decyzję o rozwodzie.

Dzieci były w szoku.
– Mamo, tato… po tylu latach? – pytała Marta przez łzy przez telefon.
Tomek przyjechał specjalnie z Gdańska.
– Może jeszcze spróbujecie? – prosił.
Ale ja już wiedziałam, że nie ma czego ratować.

Rozwód po trzydziestu pięciu latach małżeństwa… Kto by pomyślał? Wszyscy znajomi patrzyli na mnie jak na dziwoląga.
– Wanda, przecież wy byliście zawsze razem! – mówiła sąsiadka.
A ja czułam tylko pustkę.

Przez pierwsze tygodnie po wyprowadzce Zbyszka nie mogłam spać. Chodziłam po domu i dotykałam rzeczy: jego kubka do kawy, kapci przy drzwiach… Wszystko przypominało mi o nim i o tym, co straciłam.

Ale potem zaczęło się coś zmieniać. Zaczęłam wychodzić na spacery do parku. Poznałam nowe osoby na zajęciach z tańca dla seniorów. Zaczęłam czytać książki, na które nigdy nie miałam czasu.

Czasem jednak wraca do mnie pytanie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy gdybym była bardziej cierpliwa albo mniej wymagająca… Może wtedy Zbigniew by został?

Dziś patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną życiem, ale też silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Wiem, że przede mną jeszcze wiele samotnych wieczorów i trudnych chwil. Ale wiem też, że życie nie kończy się po sześćdziesiątce.

Czy można nauczyć się być szczęśliwym na nowo? Czy człowiek jest stworzony do samotności? Czasem myślę, że odpowiedzi na te pytania nigdy nie znajdę… Ale może właśnie o to chodzi w życiu – żeby ciągle szukać.