Krzyk w bramie: Jedna noc, która zmieniła wszystko. Czy odważyłbyś się poznać prawdę o własnej rodzinie?
— Mamo, słyszałaś to?! — wrzasnąłem, zrywając się z łóżka. Była druga w nocy, a przez uchylone okno dobiegał mnie przeraźliwy, kobiecy krzyk. W bloku przy ulicy Słowackiego takie rzeczy się nie zdarzały. Matka nie odpowiedziała, tylko mocniej przycisnęła poduszkę do uszu. Wstałem, założyłem dres i wybiegłem na klatkę schodową. Serce waliło mi jak młotem.
Na podwórku, w ciemnej bramie, zobaczyłem sąsiadkę — panią Halinę. Stała skulona, łkała i trzymała się za twarz. Obok niej stał mój ojciec. Patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem: mieszanina wstydu, gniewu i… strachu?
— Co tu się dzieje?! — zapytałem, próbując opanować drżenie głosu.
Ojciec odwrócił wzrok. Pani Halina spojrzała na mnie błagalnie.
— Nic, synku… wracaj do domu — powiedział ojciec cicho.
Ale ja już wiedziałem, że tej nocy nie zasnę. Wróciłem do mieszkania, a matka czekała na mnie w kuchni. Miała łzy w oczach.
— Zostaw to, Michał… — szepnęła. — Nie mieszaj się.
Nie mogłem. Przez kolejne dni unikałem ojca. W pracy nie mogłem się skupić, a w domu panowała cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem. W końcu nie wytrzymałem.
— Powiedz mi prawdę! — wykrzyczałem ojcu prosto w twarz podczas niedzielnego obiadu. — Co robiłeś tej nocy z panią Haliną?
Matka upuściła widelec. Ojciec spojrzał na mnie z wyrzutem.
— To nie twoja sprawa — powiedział twardo.
Ale ja już wiedziałem, że coś jest nie tak. Zacząłem rozmawiać z sąsiadami. Plotki rozchodziły się szybko: „Twój ojciec od dawna spotyka się z Haliną”, „Widziano ich razem w parku”, „Twoja matka wie, ale udaje, że nic się nie dzieje”.
Czułem się zdradzony przez wszystkich. Przez ojca, który był dla mnie zawsze wzorem. Przez matkę, która milczała i pozwalała na tę farsę. Przez sąsiadów, którzy wiedzieli i nic nie mówili.
Pewnego wieczoru spotkałem panią Halinę na klatce schodowej. Miała podbite oko.
— Przepraszam cię, Michałku… — wyszeptała. — Ja nie chciałam…
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czułem gniew i współczucie jednocześnie.
Zacząłem unikać domu. W pracy koledzy pytali, czemu jestem taki rozkojarzony. Dziewczyna rzuciła mnie przez SMS-a: „Nie umiesz rozmawiać o uczuciach”. Może miała rację?
W końcu postanowiłem porozmawiać z matką. Siedziała przy stole z kubkiem herbaty.
— Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego pozwalasz mu na to wszystko?
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Bo go kocham — powiedziała cicho. — I boję się być sama.
Te słowa zabolały bardziej niż wszystko inne. Zrozumiałem wtedy, jak bardzo jesteśmy wszyscy uwikłani w swoje lęki i słabości.
Kilka dni później ojciec spakował walizkę i wyszedł z domu bez słowa. Matka płakała całą noc. Ja siedziałem w swoim pokoju i patrzyłem w sufit.
Minęły tygodnie. Wszyscy na osiedlu wiedzieli o naszym dramacie. Sąsiadki patrzyły na mnie ze współczuciem, dzieciaki szeptały za moimi plecami.
Pewnego dnia dostałem list od ojca. Pisał, że przeprasza, że nie umiał inaczej, że kochał nas oboje — mnie i matkę — ale nie potrafił być szczery ani wobec siebie, ani wobec nas.
Nie odpowiedziałem mu nigdy na ten list.
Dziś mijają dwa lata od tamtej nocy. Matka powoli zaczyna żyć własnym życiem — zapisała się na jogę, spotyka się z koleżankami z pracy. Ja próbuję poukładać sobie życie na nowo, choć blizny zostały.
Czasem wracam myślami do tamtej nocy i pytam siebie: czy gdybym wtedy nie wyszedł z domu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy lepiej znać prawdę i cierpieć, czy żyć w kłamstwie i mieć spokój?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?