„Macie miesiąc na znalezienie sobie innego mieszkania. Od teraz będę mieszkać sama”: Historia matki, która musiała wyrzucić z domu swoje dwie córki
– Macie miesiąc na znalezienie sobie innego mieszkania. Od teraz będę mieszkać sama – powiedziałam to cicho, ale stanowczo. Moje serce waliło jak oszalałe, a dłonie drżały tak, że ledwo mogłam utrzymać kubek z herbatą. W pokoju zapadła cisza. Starsza córka, Ola, spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a młodsza, Magda, aż odsunęła się od stołu.
– Mamo, żartujesz? – Ola była zawsze tą bardziej bezpośrednią. – Przecież nie mamy gdzie iść! Magda dopiero zaczęła studia, ja pracuję na pół etatu…
– Wiem – odpowiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Ale ja już nie mogę. Nie dam rady dłużej tak żyć.
Nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumieją, co czułam w tamtej chwili. Od śmierci Andrzeja minęło już siedem lat. Siedem lat samotności, walki o każdą złotówkę i nieprzespanych nocy. Kiedy odszedł nagle na zawał, zostałam z dwoma córkami i dwupokojowym mieszkaniem na warszawskim Bródnie. Miałam wtedy trzydzieści lat i wrażenie, że życie się skończyło.
Początkowo trzymałyśmy się razem. Ola miała trzynaście lat, Magda ledwie dwa. Pracowałam w sklepie spożywczym na zmiany, a mama pomagała mi przy dzieciach. Było ciężko, ale przynajmniej wiedziałam, po co wstaję rano z łóżka.
Z czasem dziewczyny dorastały. Ola zaczęła się buntować – wracała późno do domu, przynosiła dwóje ze szkoły. Magda była cicha i zamknięta w sobie, całe dnie spędzała przy książkach albo komputerze. Ja próbowałam być dla nich matką i ojcem jednocześnie, ale coraz częściej miałam wrażenie, że jestem tylko tłem dla ich życia.
Kiedy Magda poszła na studia, miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że może wreszcie będziemy mogły żyć spokojniej. Ale wtedy zaczęły się kłótnie o wszystko: o sprzątanie, o pieniądze, o to, kto ma kupić chleb. Ola nie mogła znaleźć stałej pracy – łapała się dorywczych zajęć w kawiarni albo jako hostessa na eventach. Magda twierdziła, że musi się uczyć i nie ma czasu na pracę.
Zaczęłam czuć się jak intruz we własnym domu. Wracałam po pracy i widziałam rozrzucone ubrania, brudne naczynia w zlewie i dziewczyny siedzące z telefonami w rękach. Prosiłam, tłumaczyłam, krzyczałam – nic nie pomagało.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Olę i jej chłopaka na mojej kanapie – pili piwo i oglądali seriale. Magda zamknęła się w swoim pokoju i nawet nie wyszła się przywitać.
– Czy wy naprawdę nie widzicie, że ja też tu mieszkam? – zapytałam wtedy rozpaczliwie.
Ola wzruszyła ramionami:
– Przecież nic się nie dzieje. Chyba możemy czasem zaprosić znajomych?
Wtedy coś we mnie pękło. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o tym, jak bardzo jestem zmęczona, jak bardzo chciałabym mieć choć trochę spokoju. O tym, że przez całe życie poświęcałam się dla innych – dla Andrzeja, dla córek… A co mam z tego teraz?
Rano zadzwoniłam do mamy.
– Mamo… ja już nie daję rady – powiedziałam przez łzy.
Mama milczała przez chwilę.
– Kasiu… one są już dorosłe. Musisz pomyśleć o sobie.
To wtedy podjęłam decyzję.
Kiedy powiedziałam dziewczynom o wyprowadzce, myślałam, że mnie znienawidzą. Przez kilka dni nie odzywały się do mnie prawie wcale. Ola trzaskała drzwiami i wychodziła z domu na całe noce. Magda zamknęła się w swoim świecie – przestała jeść obiady ze mną przy stole, nawet nie patrzyła mi w oczy.
Czułam się jak najgorsza matka świata.
Pewnego wieczoru usiadłam z Olą w kuchni.
– Wiesz… nigdy nie chciałam was wyrzucać – zaczęłam cicho. – Ale ja też mam prawo do własnego życia.
Ola spojrzała na mnie z wyrzutem:
– A my? My nie mamy prawa do pomocy? Do tego, żebyś była przy nas?
– Byłam przy was całe życie – odpowiedziałam drżącym głosem. – Ale teraz… teraz muszę być też przy sobie.
Magda przyszła do mnie dopiero po tygodniu.
– Mamo… boję się – wyszeptała.
Przytuliłam ją mocno.
– Ja też się boję, kochanie. Ale czasem trzeba zrobić coś trudnego, żeby potem było lepiej.
Znalazły mieszkanie na wynajem niedaleko uczelni Magdy. Ola dostała pracę w sklepie odzieżowym na pełen etat. Magda zaczęła dorabiać korepetycjami z matematyki. Było im ciężko na początku – dzwoniły do mnie codziennie z pytaniami o rachunki, gotowanie czy pranie.
A ja? Po raz pierwszy od lat poczułam spokój. Zaczęłam czytać książki wieczorami, zapisałam się na zajęcia jogi dla kobiet po pięćdziesiątce. Czasem wychodzę z koleżankami do kina albo na kawę.
Ale są też takie wieczory, kiedy siedzę sama w pustym mieszkaniu i płaczę. Tęsknię za dziewczynami – za ich śmiechem, za chaosem, który wprowadzały do mojego życia. Zastanawiam się wtedy: czy zrobiłam dobrze? Czy bycie matką oznacza rezygnację z siebie aż do końca życia?
Czasem słyszę od znajomych: „Jak mogłaś wyrzucić własne dzieci z domu?”. Ale czy ktoś pyta mnie o to, jak ja się czuję? Czy ktoś rozumie ten ból?
Dziś wiem jedno: każda matka musi kiedyś pozwolić dzieciom odejść. Nawet jeśli serce pęka na milion kawałków.
Czy egoizm matki to grzech? Czy może czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?