„Mam 49 lat. Mój mąż znalazł sobie inną kobietę i chciał opuścić rodzinę”: Postanowiłam działać mądrze – teraz niczego nie żałuję

– Naprawdę myślisz, że niczego się nie domyślam? – zapytałam cicho, patrząc na Andrzeja, który właśnie wrócił do domu później niż zwykle. W jego oczach zobaczyłam cień strachu, ale i coś jeszcze – ulgę. Może w końcu czekał na tę rozmowę? Może miał już dość udawania?

– Anka, proszę cię… – zaczął, ale przerwałam mu gestem. W mojej głowie kłębiły się myśli. Przez ostatnie tygodnie czułam, że coś się zmieniło. Telefon odwrócony ekranem do stołu, nagłe wyjścia „na spotkanie z klientem”, zapach damskich perfum na jego koszuli. Przez lata byłam nieufna, może nawet przewrażliwiona, ale tym razem wiedziałam, że to nie są moje urojenia.

– Powiedz mi prawdę. Masz kogoś? – głos mi zadrżał, ale spojrzałam mu prosto w oczy. Andrzej spuścił wzrok.

– Tak… – wyszeptał. – Mam kogoś.

W tej chwili świat mi się zawalił. Przez 25 lat byliśmy razem. Poznaliśmy się na studiach w Warszawie, zakochaliśmy się jak dzieciaki. Wspólne mieszkanie na Ursynowie, potem dom pod Piasecznem, dwójka dzieci – Ola i Bartek. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Może nie idealni, ale szczęśliwi.

Zawsze byłam wrażliwa i nieufna. Mama powtarzała mi: „Nie ufaj ludziom za bardzo, nawet najbliższym”. Dorastałam jako jedynaczka w zamożnej rodzinie. Ojciec był lekarzem, mama prowadziła własny butik z odzieżą. To ona rządziła w domu – silna, stanowcza kobieta, która nie pozwalała sobie na słabości. Często słyszałam: „Nie płacz, Aniu, bądź twarda”.

Ale ja nigdy nie byłam twarda. Zawsze bałam się odrzucenia, samotności. Może dlatego tak bardzo trzymałam się Andrzeja? Może dlatego przymykałam oczy na jego drobne kłamstwa?

Tamtego wieczoru nie krzyczałam. Nie płakałam. Po prostu wyszłam do sypialni i zamknęłam drzwi. Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Co teraz?”

Przez kolejne dni unikaliśmy się jak ognia. Dzieci wyczuły napięcie – Ola miała 21 lat i studiowała psychologię, Bartek był w trzeciej klasie liceum. Udawaliśmy przed nimi normalność, ale czułam, że Ola wie więcej niż mówi.

Pewnego wieczoru przyszła do mnie do kuchni.

– Mamo… Co się dzieje? Tata jest jakiś inny…

Nie chciałam jej martwić, ale nie umiałam już udawać.

– Z tatą… jest nam teraz trudno. Ale to nie twoja wina.

Ola przytuliła mnie mocno.

– Mamo, cokolwiek się stanie, jestem z tobą.

Te słowa dodały mi siły. Zrozumiałam wtedy, że nie mogę pozwolić, by Andrzej zniszczył wszystko, co budowaliśmy przez lata. Nie mogę pozwolić, by dzieci patrzyły na mnie jak na ofiarę.

Zaczęłam działać. Najpierw poszłam do psychologa – pierwszy raz w życiu przyznałam się przed kimś obcym, że jestem słaba i zagubiona. Pani Marta była cierpliwa i ciepła.

– Pani Aniu, zdrada to nie koniec świata. To może być początek czegoś nowego – powiedziała podczas jednej z pierwszych wizyt.

Zaczęłam czytać książki o przebaczeniu i odbudowie zaufania. Rozmawiałam z przyjaciółkami – Magda i Kasia były dla mnie ogromnym wsparciem.

– Nie pozwól mu odejść tak łatwo – radziła Magda. – Walcz o siebie!

Kasia była bardziej sceptyczna:

– Jeśli raz zdradził, zrobi to znowu…

Ale ja wiedziałam jedno: nie chcę podejmować decyzji pod wpływem emocji. Muszę być mądra.

Po miesiącu poprosiłam Andrzeja o rozmowę.

– Chcę wiedzieć wszystko – powiedziałam spokojnie. – Kim ona jest? Jak długo to trwa?

Andrzej był zaskoczony moją postawą. Myślę, że spodziewał się awantury albo łez.

– Ma na imię Iwona. Poznałem ją w pracy… To trwa od pół roku.

Zapytałam go wtedy: – Chcesz odejść?

Milczał długo.

– Nie wiem… Jest mi z nią dobrze… Ale nie chcę cię ranić…

Poczułam gniew.

– Już mnie zraniłeś! Teraz zdecyduj: albo walczysz o naszą rodzinę, albo odchodzisz!

Andrzej poprosił o czas do namysłu.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Ja chodziłam na terapię, on coraz częściej zostawał po pracy dłużej. W końcu przyszedł do mnie wieczorem.

– Anka… Chcę spróbować jeszcze raz. Dla dzieci… dla nas.

Nie uwierzyłam mu od razu. Postawiłam warunki: terapia małżeńska, szczerość, koniec kontaktów z Iwoną.

Było ciężko. Były łzy, krzyki, wyrzuty sumienia i żal. Ale powoli zaczynaliśmy rozmawiać jak dawniej. Odkryliśmy, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy przez lata codziennych obowiązków: praca, dom, dzieci… Zapomnieliśmy o sobie nawzajem.

Najtrudniejsze było przebaczenie. Każdego dnia walczyłam ze sobą – czy mogę mu zaufać? Czy on naprawdę żałuje?

Pewnego dnia Bartek przyszedł do mnie do kuchni.

– Mamo… Tata już z nami zostanie?

Popatrzyłam mu w oczy i zobaczyłam w nich lęk dziecka, które boi się utraty rodziny.

– Tak, Bartku… Tata zostanie z nami.

Widziałam ulgę na jego twarzy.

Minął rok od tamtych wydarzeń. Nadal chodzimy na terapię małżeńską. Czasem mam chwile zwątpienia – czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była go wyrzucić z domu?

Ale patrzę na Olę i Bartka i wiem jedno: zrobiłam wszystko, co mogłam dla naszej rodziny. Dziś jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.

Czasem pytam siebie: czy można naprawdę przebaczyć zdradę? Czy warto walczyć o coś, co inni już dawno by przekreślili? Może wy mi odpowiecie…