Mamo, oddaj mi klucze do domu. Przez ciebie Sara wraca późno, a ja prawie nie widuję żony – codzienne wizyty teściowej

– Mamo, proszę cię, nie rób tego dzisiaj – powiedziałem z rezygnacją, patrząc na nią, jak wiesza swój płaszcz na wieszaku w naszym przedpokoju. Była godzina 17:10, a ja po raz pierwszy od miesięcy miałem okazję być w domu o tej porze. Urlop. W końcu mogłem zobaczyć, jak wygląda nasze życie, kiedy mnie nie ma.

Mama spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, jakby nie rozumiała powagi sytuacji. – Synku, przecież tylko sprawdzam, czy wszystko w porządku. Sara powinna być wdzięczna, że ktoś jej pomaga. Ty całymi dniami w pracy, a ona sama… – westchnęła teatralnie.

Zacisnąłem pięści. Wiedziałem, że Sara wróci później niż zwykle. Zawsze tak robiła, gdy mama była u nas. Ostatnio coraz częściej wracała do domu po 19:00, tłumacząc się korkami albo nadgodzinami. Ale ja już wiedziałem prawdę.

Usiadłem na kanapie i przez chwilę patrzyłem na mamę, która zaczęła przeglądać szafki w kuchni. – Mamo, czy możesz przestać? To nasz dom. Nie musisz tu codziennie przychodzić.

– Janek, nie przesadzaj. Przecież mam klucze. Gdyby coś się stało… – zaczęła.

– Właśnie o te klucze chodzi! – przerwałem jej ostrzej niż zamierzałem. – Oddaj mi je. Proszę.

Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Chcesz mi zabrać klucze do twojego domu? Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?

Poczułem się jak zdrajca. Ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Dla Sary. Dla nas.

Sara pojawiła się w drzwiach dopiero po 19:30. Zmęczona, z podkrążonymi oczami. Mama już wtedy wyszła, zostawiając po sobie zapach perfum i niepokój w powietrzu.

– Była znowu? – zapytała cicho Sara, nawet nie patrząc mi w oczy.

– Tak… Rozmawiałem z nią. Prosiłem, żeby oddała klucze.

Sara usiadła obok mnie i przez chwilę milczeliśmy. W końcu powiedziała: – Janek, ja już nie mogę tak żyć. Kocham cię, ale nie chcę codziennie czuć się jak intruz we własnym domu.

Poczułem ból w sercu. Przecież to moja mama. Zawsze była dla mnie wszystkim – po śmierci taty to ona trzymała naszą rodzinę razem. Ale teraz… Teraz byłem mężem Sary i musiałem wybrać.

Następnego dnia postanowiłem zostać w domu jeszcze dłużej. Mama przyszła punktualnie o 17:05, jakby miała zegar w głowie. Tym razem nie pozwoliłem jej wejść dalej niż do przedpokoju.

– Mamo, musimy porozmawiać – zacząłem spokojnie.

– O czym? – zapytała zaskoczona.

– O tym, że twoje wizyty sprawiają Sarze ból. I mnie też. Chcemy mieć trochę prywatności.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – To Sara ci to wmówiła? Ona chce mnie od ciebie odsunąć!

– Nieprawda! – podniosłem głos. – To ja chcę mieć dom tylko dla siebie i żony! Mamo, proszę cię… Oddaj mi klucze.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałem łzy w jej oczach i poczułem się jak najgorszy syn na świecie.

– Dobrze – powiedziała w końcu cicho i wyciągnęła klucze z torebki. – Ale pamiętaj, Janek… Kiedyś będziesz żałował.

Zamknąłem drzwi i poczułem ulgę zmieszaną z poczuciem winy.

Wieczorem Sara przytuliła mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułem, że jesteśmy naprawdę razem.

Ale następnego dnia telefon zadzwonił już o 7 rano. Mama płakała do słuchawki: – Janek, ja już nie mam nikogo… Ty jesteś moim jedynym synem…

Nie spałem całą noc. Czy naprawdę miałem prawo postawić granicę? Czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie?

Czasami myślę: czy gdybym wcześniej zauważył cierpienie Sary, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można pogodzić lojalność wobec rodziny z własnym szczęściem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?