Matczyna Miłość w Cieniu Wisły: Czy Kiedykolwiek Będę Wystarczająca?

– Znowu nie masz obiadu gotowego na czas? – głos mojej mamy Haliny przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała przy drzwiach, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie wzrokiem, który znałam od dziecka – tym, który mówił: zawiodłaś.

Zacisnęłam dłonie na blacie. Woda z kranu kapała rytmicznie, jakby odliczała sekundy do kolejnej kłótni. Dzieci biegały po mieszkaniu, a ja czułam, jak narasta we mnie bezsilność. – Mamo, miałam dziś rozmowę o pracę. Nie zdążyłam… – zaczęłam tłumaczyć, ale ona już przewracała oczami.

– Zawsze masz wymówki, Aniu. Za moich czasów kobieta potrafiła wszystko pogodzić. Ty tylko narzekasz! – jej głos był coraz głośniejszy, a ja czułam, jak łzy cisną mi się do oczu.

Nie chciałam płakać przy niej. Nie chciałam być słaba. Ale tego dnia wszystko mnie przerosło. Mój mąż, Tomek, od miesięcy pracował za granicą – miał wrócić na święta, ale właśnie zadzwonił, że zostaje dłużej. Pieniądze ledwo starczały na rachunki. Najstarszy syn, Michał, przestał się do mnie odzywać po tym, jak zabroniłam mu jeździć na motorze z kolegami. Córka Zosia zamknęła się w sobie po rozwodzie mojej siostry, a bliźniaki – Kuba i Kasia – ciągle się kłócili.

– Mamo, nie rozumiesz… – próbowałam jeszcze raz, ale Halina już wyciągała garnki z szafki.

– Ja zrobię obiad. Ty idź i pomyśl, jak chcesz wychować te dzieci! – rzuciła przez ramię.

Wyszłam z kuchni i usiadłam na schodach. Słyszałam śmiech dzieci z pokoju obok i cichy płacz Zosi za zamkniętymi drzwiami. Wzięłam głęboki oddech. Czy naprawdę jestem taką złą matką?

Przypomniałam sobie czasy, gdy byłam dzieckiem. Halina zawsze była surowa. Ojciec odszedł, gdy miałam dziesięć lat. Mama pracowała na dwa etaty i nigdy nie miała czasu na rozmowy czy przytulenie. Obiecałam sobie wtedy, że moje dzieci będą miały inną mamę – ciepłą, wyrozumiałą. Ale życie napisało inny scenariusz.

Telefon zadzwonił nagle. Michał.

– Cześć, mamo – jego głos był zimny.

– Michałku… – zaczęłam niepewnie.

– Nie wrócę dziś na noc. Śpię u Kuby – rzucił szybko i rozłączył się.

Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę tak bardzo go zawiodłam? Czy to przez to, że nie mam dla niego czasu? Czy przez to, że ciągle się kłócimy?

Nagle Zosia wyszła ze swojego pokoju. Miała zaczerwienione oczy.

– Mamo… mogę iść do Magdy na noc? – zapytała cicho.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam automatycznie, choć w środku krzyczałam: zostań ze mną! Potrzebuję cię!

Zosia szybko się ubrała i wyszła bez słowa. Zostałam sama z bliźniakami i mamą w kuchni.

Wieczorem usiadłyśmy z Haliną przy stole. Ona jadła w milczeniu, ja patrzyłam na swoje dłonie.

– Aniu… – zaczęła nagle łagodniej. – Ja wiem, że ci ciężko. Ale musisz być silna dla dzieci.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Mamo, ja się staram! Ale czasem mam wrażenie, że cokolwiek zrobię, to i tak będzie źle! Michał mnie nienawidzi, Zosia mnie unika… Tomek jest daleko… A ty tylko mi wytykasz błędy!

Halina spuściła wzrok.

– Ja… nie umiem inaczej. Tak mnie wychowano. Chciałam cię nauczyć radzić sobie w życiu.

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jej oczach łzy.

Następnego dnia rano obudził mnie hałas w kuchni. Bliźniaki kłóciły się o płatki śniadaniowe.

– Kasia zabrała mi łyżkę! – krzyczał Kuba.

– Kłamiesz! To twoja łyżka! – odkrzyknęła Kasia.

Weszłam do kuchni i próbowałam ich pogodzić, ale wtedy zadzwonił telefon ze szkoły: Zosia nie pojawiła się na lekcjach.

Serce mi zamarło. Próbowałam do niej dzwonić – bez skutku. Wybiegłam z domu w deszczu, zostawiając bliźniaki pod opieką Haliny.

Biegłam przez mokre ulice Warszawy do mieszkania Magdy. Drzwi otworzyła jej mama.

– Zosia? Nie było jej dziś rano… Myślałam, że jest u pani…

Poczułam panikę. Gdzie jest moja córka?

Przez kolejne godziny szukałam jej po całym mieście. W końcu odebrałam SMS: „Mamo, muszę pobyć sama”.

Usiadłam na ławce pod blokiem i rozpłakałam się jak dziecko. Przechodnie patrzyli na mnie ze współczuciem lub obojętnością. Wtedy zadzwonił Tomek.

– Aniu? Co się dzieje?

Opowiedziałam mu wszystko przez łzy.

– Kochanie… wracam jutro pierwszym samolotem – powiedział cicho.

Wieczorem Zosia wróciła do domu. Była przemoczona i blada.

– Przepraszam, mamo… Musiałam pomyśleć… Wszystko mnie przerasta… szkoła, dom… Ty jesteś smutna… Michał się kłóci… Ja nie wiem już co robić… – mówiła przez łzy.

Przytuliłam ją mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam bliskość z własnym dzieckiem.

Następnego dnia Tomek wrócił do domu. Przywitał dzieci z uśmiechem i objął mnie mocno.

Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole – cała rodzina. Halina patrzyła na nas z boku, a w jej oczach widziałam dumę pomieszaną ze smutkiem.

Po kolacji podeszła do mnie i szepnęła:

– Jesteś dobrą matką, Aniu. Lepiej niż ja byłam dla ciebie…

Te słowa długo dźwięczały mi w uszach.

Czasem myślę: czy naprawdę można być wystarczająco dobrą matką? Czy nasze dzieci kiedyś nam wybaczą nasze błędy? A może najważniejsze jest to, żebyśmy umieli wybaczyć sami sobie?