Matka, która za bardzo chciała zostać babcią: Opowieść o nadziei i rozczarowaniu
– Magda, ile jeszcze będziemy czekać? – zapytałam, nie kryjąc rozczarowania, kiedy po raz kolejny usiedliśmy przy niedzielnym obiedzie. W powietrzu zawisła cisza, a Paweł spuścił wzrok na talerz. Moja córka westchnęła ciężko, jakby ten temat był dla niej ciężarem nie do uniesienia.
Od lat marzyłam o wnukach. O małych stópkach biegających po naszym mieszkaniu, o śmiechu dziecięcym odbijającym się echem od ścian. Kiedy Magda wyszła za Pawła, miałam nadzieję, że wkrótce zostanę babcią. Ale lata mijały, a oni wciąż byli tylko we dwoje. Zaczęłam więc działać – najpierw delikatnie: „Może już czas pomyśleć o dziecku?”, „Zobacz, Basia z pracy już ma drugiego wnuka!”. Potem coraz bardziej otwarcie: „Kupiłam wam większe mieszkanie, żebyście mieli gdzie urządzić pokój dziecięcy”.
Magda zawsze odpowiadała wymijająco. – Mamo, jeszcze mamy czas. Teraz praca, podróże…
Ale ja wiedziałam swoje. Przecież kobieta nie powinna zwlekać za długo! Sama urodziłam Magdę w wieku dwudziestu czterech lat i nigdy tego nie żałowałam. Chciałam dla niej tego samego szczęścia.
Pewnego dnia zadzwoniłam do niej niespodziewanie. – Cześć córeczko, może wpadniecie dziś na kolację? Upiekłam twoje ulubione ciasto z rabarbarem.
– Mamo, nie damy rady… Paweł ma dużo pracy.
– Praca, praca… – mruknęłam pod nosem, odkładając słuchawkę. Zaczynało mnie to irytować. Czy naprawdę nie widzą, jak bardzo mi zależy?
Wieczorem usiadłam z mężem, Andrzejem, przy herbacie.
– Może przesadzasz? – zapytał ostrożnie. – Może oni mają swoje powody?
– Jakie powody? – oburzyłam się. – Przecież są zdrowi, mają dobrą pracę, mieszkanie… Czego im brakuje?
Andrzej tylko pokręcił głową i wrócił do czytania gazety.
Nie dawało mi to spokoju. Zaczęłam podpytywać znajomych Magdy. – Czy ona coś wam mówiła? Może mają jakieś problemy? – dopytywałam Agnieszkę, jej przyjaciółkę z liceum.
Agnieszka spojrzała na mnie z zakłopotaniem. – Pani Aniu… może lepiej porozmawiać z Magdą wprost?
Ale ja już nie potrafiłam czekać. Pewnego dnia po prostu pojechałam do nich bez zapowiedzi. Otworzył mi Paweł. Był wyraźnie zaskoczony.
– Dzień dobry, pani Aniu… Magda jest w łazience.
Usiadłam w salonie i zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu. Wszystko było sterylne, uporządkowane. Żadnych zabawek, żadnych dziecięcych książeczek. Poczułam ukłucie żalu.
Kiedy Magda wyszła z łazienki, spojrzała na mnie zaskoczona.
– Mamo? Co się stało?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Usiedliśmy przy stole. Paweł przysiadł się do nas, wyraźnie spięty.
– Chciałabym wiedzieć… dlaczego nie chcecie mieć dziecka? Czy coś jest nie tak? Czy mogę wam jakoś pomóc?
Magda spuściła głowę. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słyszałam własne serce bijące w piersi.
– Mamo… – zaczęła cicho. – My… próbowaliśmy. Od lat próbujemy.
Zamarłam.
– Ale… dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Bo wiedziałam, że będziesz naciskać jeszcze bardziej…
Paweł objął ją ramieniem. – Byliśmy u lekarzy. Robiliśmy badania. Niestety… nie możemy mieć dzieci.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Wszystkie moje plany, marzenia o wnukach nagle straciły sens. Zamiast wsparcia byłam dla nich ciężarem.
– Przepraszam… – wyszeptałam drżącym głosem.
Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Mamo, wiem, że chcesz dla nas dobrze… Ale czasem twoje pragnienia są dla mnie jak kamień u szyi.
Wróciłam do domu rozbita. Przez kilka dni nie mogłam spać ani jeść. Andrzej próbował mnie pocieszać.
– Może czas pogodzić się z tym, co jest? – powiedział cicho pewnego wieczoru.
Ale ja nie potrafiłam tak po prostu odpuścić. Zaczęłam czytać o adopcji, in vitro… Chciałam znaleźć rozwiązanie za wszelką cenę.
Kiedy kolejny raz spotkałam się z Magdą i Pawłem, zaczęłam mówić o adopcji.
– Może spróbujecie? Tyle dzieci czeka na dom!
Magda wybuchła płaczem.
– Mamo! To nie jest takie proste! Nie rozumiesz?!
Paweł odprowadził mnie do drzwi.
– Proszę nam dać czas i przestrzeń – powiedział spokojnie, ale stanowczo.
Wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam na kanapie. Przez okno patrzyłam na plac zabaw pod blokiem. Dzieci biegały, śmiały się… A ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych i znajomych. Wszyscy pytali: „No i co z wnukami?”. Każde takie pytanie bolało mnie jak ukłucie igły.
Po kilku miesiącach Magda zadzwoniła do mnie sama.
– Mamo… możemy się spotkać?
Spotkałyśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Magda wyglądała na zmęczoną, ale spokojniejszą niż ostatnio.
– Chciałam ci powiedzieć… Zdecydowaliśmy się z Pawłem na adopcję. Ale proszę cię… pozwól nam przejść przez to po swojemu. Bez presji, bez pytań co tydzień.
Poczułam ulgę i wstyd jednocześnie.
– Obiecuję – powiedziałam cicho.
Dziś minął rok od tamtej rozmowy. Magda i Paweł są już po pierwszych spotkaniach z dziewczynką z domu dziecka. Ja uczę się być inną matką i przyszłą babcią – wspierającą, a nie wymagającą.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę kochałam moją córkę taką, jaka jest? Czy tylko obraz jej życia, który sobie wymarzyłam?
A wy? Czy potrafilibyście odpuścić własne marzenia dla dobra najbliższych?