Między dwoma ogniskami: Historia Ani, która musiała wybrać między matką a mężem

– Aniu, musisz mi pomóc. – Głos mamy drżał przez telefon, a ja poczułam, jak ściska mnie w żołądku. Stałam w kuchni, z ręką zanurzoną w pianie, próbując zmywać naczynia po kolacji. Zosia biegała wokół stołu, śmiejąc się do siebie, a Marek siedział na kanapie z laptopem na kolanach.

– Mamo, co się stało? – spytałam cicho, żeby Marek nie usłyszał.

– Lekarz powiedział, że powinnam odpoczywać po tej operacji. Nie mogę sama chodzić po zakupy, a sąsiadka wyjechała. Aniu, ja naprawdę nie mam nikogo poza tobą.

Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że mama nie przesadza – od śmierci taty była sama, a jej zdrowie ostatnio mocno się pogorszyło. Ale wiedziałam też, co powie Marek. Już od miesięcy narzekał, że za dużo czasu spędzam u mamy, że nasza rodzina powinna być na pierwszym miejscu.

– Dobrze, przyjadę jutro po pracy – wyszeptałam i rozłączyłam się szybko, zanim zdążyłam się rozmyślić.

Nie minęła minuta, a Marek podniósł wzrok znad ekranu.

– Znowu twoja mama? – zapytał z wyraźną irytacją.

– Marek, ona jest po operacji. Potrzebuje mnie. To tylko kilka dni, obiecuję.

– Ania, ile razy już to słyszałem? Zosia mnie prawie nie widuje przez twoje wyjazdy do mamy. Ja też mam swoje potrzeby! – podniósł głos.

Zosia spojrzała na nas wielkimi oczami. Poczułam wstyd i złość jednocześnie. Przecież nie robię tego dla siebie!

– To moja mama! Gdyby twoja była w potrzebie, też bym jej pomogła – odpowiedziałam ostrzej niż zamierzałam.

– Ale moja matka nie żąda ode mnie wszystkiego! – rzucił i wyszedł do sypialni trzaskając drzwiami.

Zostałam sama w kuchni. Zosia przytuliła się do mojej nogi.

– Mamusiu, nie płacz – powiedziała cicho.

Ukucnęłam przy niej i mocno ją objęłam. W głowie miałam mętlik: czy jestem złą żoną? Czy jestem złą córką? Czy można być dobrą dla wszystkich?

Noc była niespokojna. Śniło mi się, że stoję pomiędzy dwoma ogniskami: mama ciągnie mnie za rękę w jedną stronę, Marek w drugą. Krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał.

Rano atmosfera była napięta. Marek milczał przy śniadaniu, Zosia patrzyła to na mnie, to na niego. W pracy nie mogłam się skupić – myśli krążyły wokół mamy i Marka. Po południu pojechałam do mamy z ciężkim sercem.

Mama czekała już w oknie. Była blada i zmęczona, ale uśmiechnęła się na mój widok.

– Dziękuję ci, kochanie – powiedziała cicho. – Wiem, że nie jest ci łatwo.

Pomogłam jej zrobić zakupy, ugotowałam obiad i posprzątałam mieszkanie. Siedziałyśmy potem razem przy herbacie.

– Aniu… – zaczęła mama niepewnie. – Nie chcę być dla ciebie ciężarem.

Poczułam łzy pod powiekami.

– Mamo, jesteś moją mamą. Nie jesteś ciężarem.

Ale w środku czułam się rozdarta. Wiedziałam, że każda godzina spędzona tutaj to godzina zabrana mojej rodzinie. Kiedy wróciłam do domu było już późno. Marek siedział w salonie z Zosią na kolanach.

– Zjadłyśmy kolację same – powiedział chłodno.

– Przepraszam… – zaczęłam, ale przerwał mi gestem ręki.

– Ania, tak dłużej nie może być. Musisz wybrać: albo twoja matka jest ważniejsza od nas, albo my od niej.

Zamarłam. Jak można postawić takie ultimatum?

– Marek… przecież to moja mama…

– A ja jestem twoim mężem! Zosia jest twoją córką! Ile jeszcze będziemy na drugim miejscu?

Nie miałam siły się kłócić. Poszłam do łazienki i rozpłakałam się jak dziecko.

Przez kolejne dni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Rozmawialiśmy tylko o rzeczach koniecznych: rachunki, przedszkole Zosi, zakupy. Mama dzwoniła codziennie – starałam się być dla niej wsparciem, ale czułam jak tracę grunt pod nogami.

Pewnego wieczoru Zosia przyszła do mnie z rysunkiem: narysowała trzy osoby trzymające się za ręce i napisała „Rodzina”.

– Mamusiu, dlaczego jesteś smutna? – zapytała poważnie jak na czterolatkę.

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i zaproponowałam Markowi rozmowę.

– Marek… Ja nie chcę wybierać między tobą a mamą. Chcę być dobrą córką i dobrą żoną. Czy naprawdę muszę wybierać?

Spojrzał na mnie długo i ciężko westchnął.

– Ania… Ja po prostu boję się, że nasza rodzina się rozpadnie przez to wszystko. Czuję się nieważny…

Pierwszy raz usłyszałam w jego głosie smutek zamiast złości.

Usiedliśmy razem i zaczęliśmy rozmawiać szczerze – o jego lękach, o moim poczuciu winy wobec mamy, o tym jak bardzo oboje jesteśmy zmęczeni tym konfliktem. Ustaliliśmy plan: będę jeździć do mamy dwa razy w tygodniu po pracy, a w weekendy spędzamy czas tylko we troje. Jeśli mama będzie potrzebować więcej pomocy – poszukamy opiekunki albo poprosimy o wsparcie sąsiadów czy dalszą rodzinę.

Nie było łatwo wdrożyć ten plan w życie – mama poczuła się odtrącona, Marek czasem znów narzekał… Ale powoli zaczęliśmy odzyskiwać równowagę. Zosia znów zaczęła rysować uśmiechnięte buzie na swoich obrazkach.

Czasem jednak budzę się w nocy z uczuciem winy i pytaniem: czy można być dobrą córką i dobrą żoną jednocześnie? Czy zawsze ktoś musi cierpieć przez nasze wybory? Może nigdy nie znajdę idealnej odpowiedzi… Ale wiem jedno: najważniejsze to rozmawiać i nie bać się prosić o pomoc.