Między gniewem a miłością: Historia Kasi i jej matki

— Nie masz przede mną żadnego usprawiedliwienia. — Moje słowa zabrzmiały jak wyrok. Uniosłam rękę, wskazując matce drzwi. — Wynoś się!

W powietrzu zawisła cisza, gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadowy poranek. Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie wierzyła, że to ja – jej córka, Kasia – mogłam wypowiedzieć te słowa. Przez chwilę miałam ochotę cofnąć czas, połknąć te okrutne zdania, ale gniew był silniejszy niż rozsądek. Zamiast przeprosić, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż obrazek z Matką Boską spadł ze ściany.

Wyszłam z liceum wcześniej niż zwykle. Nie chciałam wracać do domu, nie po tym wszystkim. Zamiast iść na przystanek autobusowy, skręciłam w przeciwną stronę. Do Dnia Kobiet zostało kilka dni, a ja wciąż nie miałam prezentu dla babci. To był jedyny powód, dla którego mogłam usprawiedliwić swoją nieobecność w domu – przynajmniej przed sobą.

Szłam szybko, niemal biegiem, czując jak łzy pieką mnie pod powiekami. W torebce dzwonił telefon – mama próbowała się dodzwonić. Nie odebrałam. Nie mogłam. Każde kolejne wibracje przypominały mi o tym, co się wydarzyło. O tym, jak bardzo ją zraniłam.

Zatrzymałam się przed sklepem z upominkami. Wystawa była pełna kolorowych kubków z napisem „Najlepsza Babcia na świecie”, porcelanowych figurek i pachnących świec. Przez szybę widziałam starszą panią wybierającą kartkę z życzeniami. Przypomniałam sobie dzieciństwo – jak mama i babcia razem piekły szarlotkę na moje urodziny, jak śmiały się z moich pierwszych nieudanych prób gotowania. Co się stało z tą bliskością?

Weszłam do środka, ale nie potrafiłam się skupić na wyborze prezentu. Myśli krążyły wokół porannej kłótni. Wszystko zaczęło się od drobiazgu – mama znów zapomniała podpisać moją zgodę na wycieczkę klasową. To już trzeci raz w tym roku. Wybuchłam: „Zawsze o mnie zapominasz! Dla ciebie liczy się tylko praca i twój nowy facet!”

Mama próbowała tłumaczyć się zmęczeniem, problemami w pracy, ale ja nie chciałam słuchać. Czułam się niewidzialna, nieważna. Od kiedy tata odszedł do innej kobiety, wszystko się zmieniło. Mama stała się nerwowa, zamknięta w sobie. Często wracała późno, a ja siedziałam sama przy zimnej kolacji.

— Kasiu, proszę… — Jej głos drżał, gdy próbowała mnie zatrzymać.
— Nie masz żadnych wymówek przed moją obecnością! — krzyknęłam wtedy i wskazałam jej drzwi.

Teraz te słowa wracały do mnie jak bumerang. Czy naprawdę chciałam, żeby wyszła? Czy chciałam zostać sama?

W sklepie podeszła do mnie ekspedientka.
— W czym mogę pomóc?
— Szukam prezentu dla babci… — odpowiedziałam cicho.
— Może coś praktycznego? Albo coś sentymentalnego? — zaproponowała.

Przesuwałam palcami po miękkich szalach i delikatnych broszkach. W końcu wybrałam małą ramkę na zdjęcie. Pomyślałam, że włożę tam nasze wspólne zdjęcie z wakacji nad morzem sprzed kilku lat – wtedy jeszcze byliśmy rodziną.

Zapłaciłam i wyszłam na ulicę. Telefon znów zawibrował. Tym razem odebrałam.
— Kasiu… — Mama była zapłakana.
— Nie chcę teraz rozmawiać — powiedziałam szybko.
— Proszę cię… Wróć do domu. Porozmawiajmy spokojnie.

Rozłączyłam się bez słowa. Przez chwilę stałam na chodniku, nie wiedząc co zrobić dalej. Nogi same poniosły mnie w stronę parku. Usiadłam na ławce i patrzyłam na dzieci bawiące się na placu zabaw. Zazdrościłam im tej beztroski.

Nagle poczułam czyjąś obecność obok siebie. To była babcia.
— Kasiu? Co się stało?
Nie wiem skąd wiedziała, gdzie mnie znaleźć. Może to ta szczególna więź między nami.

Opowiedziałam jej wszystko – o kłótni z mamą, o poczuciu samotności, o tym jak bardzo brakuje mi dawnych czasów.
Babcia przytuliła mnie mocno.
— Twoja mama też cierpi, wiesz? Każda z nas czasem popełnia błędy. Ale rodzina to nie tylko wspólne chwile szczęścia – to też przebaczenie i próba zrozumienia siebie nawzajem.

Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu babcia powiedziała:
— Może czas wrócić do domu i porozmawiać z mamą?

Wstałam niechętnie, ale wiedziałam, że ma rację.
Kiedy weszłam do mieszkania, mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty w dłoniach. Jej oczy były czerwone od płaczu.
— Kasiu… przepraszam — wyszeptała.
Nie odpowiedziałam od razu. Usiadłam naprzeciwko niej i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
— Ja też przepraszam — powiedziałam w końcu cicho.

Nie rozwiązałyśmy wszystkich problemów tego wieczoru. Ale pierwszy raz od dawna poczułam, że jesteśmy razem – mimo wszystko.

Czasem zastanawiam się: dlaczego najbliżsi potrafią ranić nas najmocniej? Czy można nauczyć się przebaczać naprawdę? Może właśnie po to są rodziny – żeby próbować od nowa, nawet jeśli serce pęka po raz setny.