Między obowiązkiem a własnym życiem – historia matki i babci
– Znowu nie możesz? – głos mojej córki, Magdy, przeszył ciszę w moim mieszkaniu. Stała w progu kuchni, z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej oczy błyszczały gniewem. – Mamo, ja naprawdę nie mam już siły. Potrzebuję, żebyś zajęła się dziećmi chociaż przez kilka godzin.
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. W środku aż się we mnie gotowało. Chciałam jej powiedzieć, że przecież zawsze byłam dla niej, że przez całe życie starałam się być najlepszą matką, jaką potrafiłam. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
– Magda, ja… Twój tata jest bardzo chory. Muszę być przy nim. Sama wiesz, jak wygląda jego stan po ostatnim udarze. Pracuję na pół etatu w sklepie, żebyśmy mieli na leki i rachunki. Nie dam rady wszystkiego pogodzić.
– Ale ja nie mam pracy! – wybuchła. – Nie rozumiesz? Siedzę z nimi całymi dniami! Ty przynajmniej wychodzisz do ludzi! Ja się duszę!
Poczułam ukłucie winy. Moja córka ma 35 lat i od ponad roku jest bezrobotna. Jej mąż wyjechał do Niemiec za pracą i wraca tylko na święta. Została sama z dwójką dzieci – pięcioletnią Zosią i siedmioletnim Antkiem. Wiem, że jej ciężko. Ale mnie też nie jest lekko.
Kiedy Magda była mała, miałam tylko 20 lat. Urodziłam ją w czasach, gdy wszystko było trudniejsze – PRL, kartki na mięso, kolejki po wszystko. Mój mąż, Andrzej, pracował wtedy na kolei, a ja dorabiałam gdzie się dało: sprzątałam u sąsiadów, szyłam na maszynie stare ubrania na nowe. Nigdy nie miałam czasu dla siebie.
Pamiętam, jak Magda płakała, gdy musiałam ją zostawić u mojej mamy, żeby pójść do pracy. Obiecałam sobie wtedy, że kiedyś jej to wynagrodzę. Ale życie napisało inny scenariusz.
Teraz Andrzej jest cieniem samego siebie. Po udarze ledwo mówi, wymaga opieki przy każdej czynności. Czasem mam wrażenie, że jestem pielęgniarką, sprzątaczką i kucharką w jednym. A przecież też jestem człowiekiem.
– Mamo, ty nigdy nie chcesz mi pomóc! – Magda podniosła głos. – Inne babcie zabierają wnuki na wakacje, chodzą z nimi do kina! Ty zawsze masz wymówkę!
– To nieprawda! – krzyknęłam nagle, aż sama się zdziwiłam własnym tonem. – Ile razy brałam Zosię i Antka na weekend? Ile razy gotowałam dla was obiady? Czy to się nie liczy?
Magda odwróciła wzrok. Widziałam łzy w jej oczach.
– Ty po prostu mnie nie kochasz – wyszeptała.
Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Przez chwilę chciałam ją przytulić, powiedzieć, że jest moim całym światem. Ale coś mnie powstrzymało – może zmęczenie, może żal za te wszystkie lata samotnej walki.
Po jej wyjściu długo siedziałam w kuchni. Przypominałam sobie nasze wspólne chwile: jak uczyłam ją jeździć na rowerze na podwórku pod blokiem; jak płakała po pierwszym dniu w przedszkolu; jak czekała na mnie z obiadem, gdy wracałam późno z pracy.
Zawsze chciałam dla niej lepszego życia niż moje. Dlatego poszła na studia – była pierwszą osobą w naszej rodzinie z dyplomem magistra. Byłam z niej dumna. Ale potem przyszły dzieci, kredyt na mieszkanie i nagle wszystko się posypało.
Ostatnio coraz częściej myślę o tym, jak bardzo różnimy się z Magdą. Ona chce być idealną matką i żoną, ale jednocześnie czuje się uwięziona w tej roli. Ja całe życie walczyłam o przetrwanie – nie miałam czasu na marzenia czy samorealizację.
Czasem mam wrażenie, że ona mnie za to nienawidzi.
Kilka dni po naszej kłótni zadzwoniła do mnie sąsiadka:
– Pani Haniu, widziałam pani córkę na placu zabaw. Wyglądała na bardzo przygnębioną… Może powinna pani do niej zadzwonić?
Westchnęłam ciężko. Chciałam zadzwonić, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Czy przeprosić za to, że nie jestem taką babcią jakiej ona oczekuje? Czy tłumaczyć się ze swojego życia?
Wieczorem usiadłam przy łóżku Andrzeja. Patrzył na mnie swoimi smutnymi oczami.
– Hania… – wyszeptał z trudem – Nie kłóćcie się… rodzina najważniejsza…
Pocałowałam go w czoło i poczułam łzy napływające do oczu.
Następnego dnia postanowiłam odwiedzić Magdę bez zapowiedzi. Drzwi otworzyła mi Zosia:
– Babciu! Przyszłaś! – rzuciła mi się na szyję.
W salonie Magda siedziała przy stole z głową opartą o ręce. Wyglądała na wyczerpaną.
– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Może nie jestem najlepszą babcią… Ale robię co mogę.
Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Ja też przepraszam… Po prostu czasem mam wszystkiego dość.
Usiadłyśmy razem przy stole. Przez chwilę milczałyśmy.
– Wiesz… – zaczęła Magda – Czasem czuję się taka samotna… Jakby nikt mnie nie rozumiał.
Poczułam ukłucie żalu i współczucia.
– Ja też się tak czuję – przyznałam szczerze.
Wtedy coś pękło między nami. Zaczęłyśmy rozmawiać – o wszystkim: o moich lękach związanych z chorobą Andrzeja, o jej frustracji i poczuciu niespełnienia. O tym, jak trudno być kobietą w Polsce: matką, żoną, córką i babcią jednocześnie.
Obiecałam sobie wtedy jedno: będę pomagać Magdzie tyle ile mogę, ale nie pozwolę już więcej zapomnieć o sobie samej.
Dziś wiem jedno: każda z nas ma swoje granice i potrzeby. Nie da się być idealną matką ani babcią – można tylko próbować być wystarczająco dobrą.
Czasem patrzę na swoje życie i pytam siebie: czy naprawdę musimy poświęcać wszystko dla innych? Czy można kochać bliskich bez rezygnowania z siebie?
A wy? Jak radzicie sobie z oczekiwaniami rodziny i własnymi potrzebami?