Między Potrzebą a Miłością: Historia Aliny i Darka

— Chociaż komuś byłaś potrzebna… — powtarzam w myślach słowa Zofii Stanisławny, które jeszcze przed chwilą wybrzmiały w kuchni jak wyrok. Siedzę przy stole, dłonie ściskam na kolanach, a w gardle rośnie mi gula. Zofia Stanisławna powoli wyszła z kuchni, zostawiając za sobą zapach kawy i ciężar niewypowiedzianych pretensji. Przez uchylone drzwi słyszę jej kroki na korytarzu i cichy szelest gazety, którą zawsze czyta po obiedzie.

Nie potrzebujesz mojego syna, on ci życie zrujnuje. Te słowa dźwięczą mi w uszach jak dzwon pogrzebowy. Przecież to nieprawda! Darka kocham od trzech lat, od pierwszego spotkania na przystanku tramwajowym, kiedy zgubiłam rękawiczkę, a on podniósł ją z uśmiechem. Wtedy poczułam, że ktoś mnie zauważył, że jestem ważna. Może nawet potrzebna.

Ale Zofia Stanisławna widzi to inaczej. — Zbyt dobrze znam mojego syna, żeby wątpić w swoje słowa — powiedziała z tą swoją chłodną pewnością siebie, której nie potrafię się przeciwstawić. Próbowałam tłumaczyć: — To nieprawda, Zofio Stanisławno. Dlaczego tak mówisz o Darku? Przecież to twoje jedyne dziecko! — Ale ona tylko spojrzała na mnie z politowaniem i wyszła.

W kuchni zostaję sama. Słyszę za oknem szum samochodów na ulicy Grochowskiej i śmiech dzieci wracających ze szkoły. Przez chwilę mam ochotę wybiec za nimi, uciec z tego mieszkania pełnego cudzego żalu i własnych wątpliwości. Ale zostaję. Bo przecież ktoś zawsze mnie potrzebował.

Darek wraca późno. Wchodzi do kuchni, rzuca klucze na stół i patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem. — Co się stało? — pyta od razu, bo widzi, że coś jest nie tak. — Twoja mama… — zaczynam niepewnie. — Powiedziała mi dzisiaj rzeczy, których nie umiem zapomnieć.

Darek wzdycha ciężko i siada naprzeciwko mnie. — Wiem, co potrafi powiedzieć. Ale nie słuchaj jej, Alina. Ona zawsze była… trudna. — Ale przecież to twoja matka! — wybucham nagle. — Nie rozumiesz? Ona uważa, że jestem dla ciebie ciężarem! Że cię zniszczę!

Darek milczy przez chwilę, bawi się łyżeczką od kawy. — Może trochę ma rację — mówi cicho. — Ostatnio dużo się kłócimy… Ja mam problemy w pracy, ty szukasz nowej… Może rzeczywiście jesteśmy dla siebie tylko ciężarem?

Czuję, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przecież tyle razy słyszałam od mamy: „Alinko, ty zawsze musisz być komuś potrzebna!” Najpierw tata po wylewie, potem młodszy brat z problemami w szkole, potem babcia po złamaniu biodra… Zawsze byłam tą, która zostaje i pomaga. Nigdy nie pytałam siebie: czego ja chcę?

— Darek… ja cię kocham — mówię szeptem. — Nie chcę być tylko potrzebna. Chcę być kochana.

Patrzy na mnie długo i smutno. — Ja też cię kocham, Alina. Ale czasem mam wrażenie, że jesteśmy razem tylko dlatego, że oboje boimy się samotności.

Tej nocy nie śpię prawie wcale. Przewracam się z boku na bok i myślę o tym, jak wyglądałoby moje życie bez Darka. Bez jego matki, bez tego mieszkania na Grochowie z odpadającą tapetą i cieknącym kranem. Czy umiałabym być sama? Czy potrafiłabym żyć dla siebie?

Rano Zofia Stanisławna siedzi już przy stole i czyta gazetę. Udaje, że mnie nie widzi. Nalewam sobie herbaty i siadam naprzeciwko niej.

— Zofio Stanisławno… — zaczynam niepewnie.

Podnosi wzrok znad gazety i patrzy na mnie surowo.

— Chciałam pani podziękować za szczerość — mówię cicho. — Ale proszę mi wierzyć: ja naprawdę kocham Darka.

Przez chwilę wydaje mi się, że zobaczyłam cień wzruszenia w jej oczach.

— Miłość to za mało — odpowiada twardo. — Życie to nie bajka.

Tego dnia Darek wraca wcześniej niż zwykle. Wchodzi do kuchni i mówi bez ogródek:

— Musimy pogadać.

Siadamy razem przy stole. On zaczyna pierwszy:

— Alina… Moja mama ma swoje racje, ale ja nie chcę żyć według jej zasad. Chcę spróbować samemu decydować o swoim życiu… O naszym życiu.

Patrzę na niego z nadzieją.

— Może powinniśmy zamieszkać sami? Daleko od mamy? Spróbować zacząć od nowa?

Czuję ulgę i strach jednocześnie. Boję się zmian, ale jeszcze bardziej boję się zostać tu, gdzie jestem tylko potrzebna, a nie kochana.

Wieczorem pakujemy walizki. Zofia Stanisławna patrzy na nas spod oka i mówi tylko:

— Nie wracajcie tu z płaczem.

W nowym mieszkaniu przez pierwsze dni jest cicho i pusto. Brakuje mi nawet jej narzekań i zapachu kawy o poranku. Ale kiedy Darek obejmuje mnie wieczorem i mówi: „Dobrze, że jesteś”, czuję po raz pierwszy od dawna spokój.

Czasem zastanawiam się: czy bycie komuś potrzebnym to to samo co bycie kochanym? Czy można być szczęśliwym tylko dlatego, że ktoś nas potrzebuje? A może prawdziwe szczęście zaczyna się wtedy, kiedy jesteśmy ważni przede wszystkim dla siebie samych?