Między rodziną a granicami: Jak siostra mojego męża chciała, byśmy rozpieszczali jej dzieci
– Naprawdę uważasz, że nowy rower dla Kacpra to przesada? – głos Magdy, siostry mojego męża, brzmiał jakby była szczerze zdziwiona. Stałam w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie, próbując zmyć z siebie nie tylko tłuszcz z talerzy po niedzielnym obiedzie, ale i ciężar tej rozmowy. Wojtek, mój mąż, patrzył na mnie bezradnie, jakby szukał w moich oczach odpowiedzi, której sam nie potrafił znaleźć.
Wyszłam za Wojtka prawie osiem lat temu. Człowiek o dobrym sercu, wrażliwy, ciepły do bólu. Tylko jeden problem – ma siostrę. Magdę. Kobietę z nieskończoną wyobraźnią i niewiarygodną umiejętnością zamieniania każdego zdania w zawoalowaną prośbę… o drogi prezent. Nigdy nie zapomnę jej miny na naszym ślubie, kiedy wręczyliśmy jej skromny upominek – album ze zdjęciami rodzinnymi. Już wtedy wiedziałam, że Magda oczekuje od życia więcej. Dużo więcej.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw drobne prośby: „Może zabierzecie dzieci do kina?”, „Kacper marzy o nowym zestawie Lego, ale wiecie, jak to jest…”. Zawsze z tym samym uśmiechem i spojrzeniem pełnym nadziei. Potem przyszły święta. Prezenty dla jej dzieci musiały być największe i najdroższe pod choinką. Gdy raz odważyłam się kupić coś skromniejszego, Magda przez cały wieczór rzucała mi wymowne spojrzenia i wzdychała tak głośno, że nawet babcia Zosia zaczęła się dopytywać, czy wszystko w porządku.
Z czasem prośby zamieniły się w oczekiwania. „Wiecie, tylko wy możecie sprawić Kacprowi taki prezent. On was uwielbia!” – mówiła z przekonaniem, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na świecie odpowiedzialnymi za szczęście jej dzieci. A Wojtek? On zawsze tłumaczył: „To tylko dzieci, niech mają radość”. I tak co roku wydawaliśmy coraz więcej pieniędzy na prezenty dla Kacpra i Julki, podczas gdy nasze własne potrzeby schodziły na dalszy plan.
Pamiętam jeden szczególny dzień – urodziny Kacpra. Magda zadzwoniła do mnie dwa tygodnie wcześniej.
– Wiesz, Kacper marzy o nowym rowerze górskim. Takim porządnym, na lata. Ale wiecie… teraz wszystko takie drogie…
– Magda, my też mamy wydatki – próbowałam się bronić.
– Ale przecież wy nie macie dzieci! Możecie sobie pozwolić! – usłyszałam w odpowiedzi.
To zdanie uderzyło mnie jak policzek. Nie mamy dzieci – tak, to prawda. Ale czy to znaczy, że mamy być bankomatem dla całej rodziny? Przez kilka dni chodziłam rozdrażniona. Wojtek próbował mnie uspokoić:
– Daj spokój, to tylko rower…
– To nie chodzi o rower! – wybuchłam w końcu. – Chodzi o to, że ona traktuje nas jak sponsorów jej dzieci! A my? Nasze życie? Nasze marzenia?
Wojtek spuścił wzrok. Wiedziałam, że jest rozdarty między mną a siostrą. Zawsze był tym dobrym bratem, który pomagał Magdzie od dziecka. Ale ja już nie miałam siły.
W dniu urodzin Kacpra pojechaliśmy do nich z prezentem – książką i grą planszową. Magda otworzyła drzwi i od razu spojrzała na nas pytająco.
– A gdzie rower?
– Magda… – zaczęłam spokojnie – w tym roku postanowiliśmy kupić coś innego.
Jej twarz stężała.
– Myślałam, że możecie się postarać bardziej. Kacper był taki podekscytowany…
Wojtek milczał. Ja czułam narastającą gulę w gardle.
Po powrocie do domu usiedliśmy w ciszy. Nagle Wojtek powiedział:
– Może rzeczywiście przesadziliśmy? Może trzeba było kupić ten rower?
Poczułam łzy napływające do oczu.
– Wojtek… Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Ona nami manipuluje! Każde nasze „nie” to dla niej osobista zniewaga!
Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była napięta. Magda przestała dzwonić, a na rodzinnych spotkaniach unikała mnie wzrokiem. Czułam się winna i jednocześnie wściekła – dlaczego to ja mam się tłumaczyć ze swoich decyzji?
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.
– Kochana, Magda mówiła mi, że jesteś ostatnio jakaś oschła… Może powinnaś przeprosić?
Zatkało mnie.
– Mamo, czy naprawdę uważasz, że powinniśmy spełniać każdą zachciankę Magdy i jej dzieci?
– Ale przecież wy nie macie własnych dzieci…
To zdanie słyszałam już drugi raz. Bolało równie mocno.
Zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem złą osobą? Czy to źle, że chcę postawić granice? Przecież też mam prawo do własnych potrzeb i marzeń! Z Wojtkiem rozmawialiśmy coraz częściej o tym, jak bardzo ta sytuacja nas obciąża.
W końcu podjęliśmy decyzję: musimy porozmawiać z Magdą szczerze i jasno określić nasze granice. Spotkaliśmy się u niej w domu. Magda była chłodna i zdystansowana.
– Magda – zaczęłam – chcemy ci powiedzieć coś ważnego. Kochamy twoje dzieci i chcemy być częścią ich życia, ale nie możemy być jedynymi osobami odpowiedzialnymi za ich szczęście. Mamy swoje życie i swoje potrzeby.
Magda patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu.
– Myślałam, że jesteście rodziną…
– Jesteśmy – odpowiedział Wojtek – ale rodzina to nie tylko dawanie prezentów.
Nie wiem, czy Magda kiedykolwiek zrozumie naszą decyzję. Może zawsze będzie miała do nas żal. Ale wiem jedno: musiałam postawić granice dla własnego dobra.
Czasem zastanawiam się: dlaczego tak trudno jest powiedzieć „nie” najbliższym? Czy naprawdę bycie asertywnym oznacza bycie egoistą? Może czasem trzeba wybrać siebie – nawet jeśli inni tego nie rozumieją.