Między troską a bezsilnością: Historia Weroniki Marianny
— Tomek, znowu to jesz? — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Stałam w kuchni mojego syna, patrząc, jak wyciąga z papierowej torby tłustą kanapkę z frytkami. Zapach smażonego jedzenia uderzył mnie w twarz jak policzek.
— Mamo, proszę cię… — westchnął Tomek, nawet nie podnosząc wzroku. — To tylko raz na jakiś czas.
Raz na jakiś czas? Od kiedy pół roku temu ożenił się z Kingą, „raz na jakiś czas” stało się codziennością. A przecież lekarz wyraźnie powiedział: „dieta lekkostrawna, żadnych fast foodów, dużo warzyw, gotowane mięso”. Tomek ma zapalenie żołądka. Wiem, jak to boli — sama przez to przechodziłam lata temu. Ale on… on nie słucha. A Kinga? Ona powinna wiedzieć lepiej! Przecież kończy szósty rok medycyny!
Przypomniałam sobie dzień, w którym pierwszy raz zobaczyłam Kingę. Uśmiechnięta, pewna siebie, z tym swoim lekko ironicznym spojrzeniem. Od razu ją polubiłam. Myślałam: „Wreszcie ktoś, kto zadba o mojego Tomka”. Ale teraz… teraz czuję się oszukana. Jakby ktoś podmienił mi synową na kogoś zupełnie innego.
— Weroniko, nie przesadzaj — powiedziała mi kiedyś moja przyjaciółka Basia. — Kinga jest młoda, pewnie nie ma czasu gotować.
Ale ja wiem swoje. Przychodzę do nich raz w tygodniu i zawsze widzę te same śmieciowe opakowania w koszu. A Tomek coraz częściej narzeka na ból brzucha.
Tego dnia nie wytrzymałam.
— Kinga — zaczęłam ostrożnie, gdy weszła do kuchni z książką pod pachą — czy ty naprawdę uważasz, że to jedzenie jest dobre dla Tomka?
Spojrzała na mnie zaskoczona.
— Weroniko, przecież on sam wybiera, co je. Ja nie mam czasu gotować codziennie obiadu. Mam egzaminy, dyżury…
— Ale jesteś przyszłą lekarką! — nie wytrzymałam. — Powinnaś wiedzieć, jak ważna jest dieta przy takich problemach!
Na chwilę zapadła cisza. Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Mamo, przestań — powiedział cicho. — Kinga robi wszystko, co może.
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Jakby moje miejsce przy stole nagle przestało istnieć.
Wróciłam do domu i całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam dać im żyć po swojemu? Ale przecież chodzi o zdrowie mojego dziecka! Czy matka może patrzeć spokojnie, jak jej syn sam sobie szkodzi?
Następnego dnia zadzwoniłam do Tomka.
— Synku, proszę cię… Zrób badania kontrolne. Chociaż dla mnie.
Westchnął ciężko.
— Dobrze, mamo. Zrobię.
Ale minęły tygodnie i nic się nie zmieniło. Tomek chudł w oczach, coraz częściej był rozdrażniony. Kinga była coraz bardziej nieobecna — wiecznie na uczelni albo zamknięta w swoim pokoju z notatkami.
Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie płacząc.
— Mamo… boli mnie tak bardzo…
Serce mi pękło. Pojechałam do nich natychmiast. Zastałam Tomka skulonego na kanapie, blady jak ściana. Kinga siedziała obok niego z telefonem w ręku.
— Dzwonię po karetkę — powiedziała chłodno.
W szpitalu lekarz potwierdził: zaostrzenie zapalenia żołądka. Zalecenie: ścisła dieta, odpoczynek, leki.
Po powrocie do domu próbowałam rozmawiać z Kingą.
— Rozumiem, że masz dużo na głowie — powiedziałam łagodniej niż zwykle — ale Tomek naprawdę potrzebuje twojej pomocy. On sam sobie nie poradzi.
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Weroniko… Ja już nie mam siły. Studiuję medycynę, pracuję na dyżurach, ledwo śpię. Tomek jest dorosły. Nie mogę być jego matką i żoną jednocześnie.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
— Ale przecież go kochasz…
— Kocham — odpowiedziała cicho — ale nie mogę żyć za niego.
Wyszłam z ich mieszkania ze łzami w oczach. Przez całą drogę do domu myślałam o tym, gdzie popełniłam błąd jako matka. Czy za bardzo go chroniłam? Czy powinnam była wcześniej nauczyć go samodzielności?
Minęły kolejne tygodnie. Tomek powoli dochodził do siebie, ale nasze relacje były napięte jak nigdy wcześniej. Unikał rozmów ze mną, a Kinga jeszcze bardziej zamknęła się w sobie.
Pewnego dnia zadzwoniła Basia.
— Weroniko, musisz odpuścić. Pozwól im żyć własnym życiem.
Ale jak mam odpuścić? Jak mam patrzeć spokojnie na cierpienie własnego dziecka?
Czasem siedzę wieczorami przy oknie i zastanawiam się: czy matczyna troska może być przesadą? Czy powinnam pozwolić Tomkowi popełniać własne błędy? A może to ja jestem winna temu wszystkiemu?
Może każda matka musi kiedyś nauczyć się odpuszczać… Ale czy to naprawdę możliwe? Czy wy bylibyście w stanie patrzeć spokojnie na cierpienie swojego dziecka?