Miłość, która dzieli: Opowieść babci o rodzinnych ranach

– Znowu tylko dla niej? – usłyszałam głos mojego wnuka, Michała, kiedy wróciłam z kuchni z talerzem pełnym naleśników. Stał w progu, z oczami pełnymi żalu i rozczarowania. – Babciu, mama nawet nie zapytała, czy ja też chcę.

Zamarłam. W dłoniach trzymałam talerz dla Zosi, jego młodszej siostry. To był jej ulubiony przysmak, a moja córka, Ania, poprosiła mnie, żebym zrobiła je specjalnie dla niej. Michał patrzył na mnie z wyrzutem, a ja poczułam, jak serce ściska mi się z bólu.

– Michałku, zaraz zrobię też dla ciebie – próbowałam załagodzić sytuację. Ale on już odwrócił się na pięcie i pobiegł do swojego pokoju. Słyszałam trzask drzwi.

W kuchni Ania stała przy blacie, krojąc owoce do naleśników. Nawet nie spojrzała na mnie.

– Przesadzasz, mamo – rzuciła chłodno. – Michał zawsze robi z siebie ofiarę.

– Aniu, on czuje się pomijany. Widzisz to przecież…

– Zosia jest młodsza. Potrzebuje więcej uwagi. Michał jest już duży, powinien to zrozumieć – odpowiedziała bez cienia emocji.

Patrzyłam na nią i nie poznawałam własnej córki. Gdzie podziała się ta wrażliwa dziewczynka, którą wychowywałam sama po śmierci męża? Czy to ja popełniłam błąd? Czy to przez moje wychowanie Ania nie potrafi kochać swoich dzieci jednakowo?

Wieczorem usiadłam w swoim pokoju i długo nie mogłam zasnąć. Przypominały mi się czasy, gdy Ania była mała. Była moim oczkiem w głowie – jedynym dzieckiem, które zostało mi po tragicznej śmierci mojego syna w wypadku samochodowym. Może wtedy za bardzo ją chroniłam? Może nauczyłam ją, że miłość można sobie wywalczyć?

Następnego dnia Michał wrócił ze szkoły z podkrążonymi oczami. Zosia biegała po domu z nową lalką – prezentem od Ani za dobre zachowanie. Michał rzucił plecak w kąt i usiadł przy stole.

– Babciu, mogę z tobą pogadać? – zapytał cicho.

Usiedliśmy razem na kanapie. Michał długo milczał.

– Mama mnie nie lubi – powiedział w końcu. – Wszystko robi dla Zosi. Nawet jak dostanę piątkę z matematyki, to tylko mówi: „No dobrze, ale Zosia dzisiaj sama się ubrała”.

Objęłam go ramieniem i poczułam łzy napływające do oczu.

– Michałku, mama cię kocha… tylko czasem nie umie tego pokazać – próbowałam go pocieszyć.

Ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Anią poważnie. Czekałam aż dzieci pójdą spać. Siedziała w kuchni z kubkiem herbaty, zapatrzona w okno.

– Aniu… musimy porozmawiać o Michale – zaczęłam ostrożnie.

– Mamo, nie zaczynaj – westchnęła ciężko.

– On cierpi. Widzisz to? On czuje się niewidzialny przy Zosi.

Ania spojrzała na mnie ze złością.

– Ty zawsze stajesz po jego stronie! Tak jak kiedyś stawałaś po stronie Tomka! – krzyknęła nagle.

Zatkało mnie. Tomek… mój syn, jej brat. Czy naprawdę myślała, że go faworyzowałam? Przecież on zginął mając szesnaście lat…

– Aniu… ja nigdy…

– Właśnie! Nigdy! Nigdy nie widziałaś mnie takiej, jaka byłam! Zawsze byłam tą gorszą! – łzy spływały jej po policzkach.

Poczułam się bezradna jak nigdy dotąd. Czy naprawdę przez lata nie widziałam cierpienia własnej córki?

Od tamtej rozmowy coś się zmieniło. Ania zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Michał coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, a Zosia rosła otoczona uwagą i prezentami.

Pewnego dnia Michał wrócił ze szkoły pobity. Miał rozciętą wargę i siniaka pod okiem. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, Ania już stała nad nim z wyrzutem:

– Co znowu zrobiłeś? Pewnie sam zacząłeś!

Michał spuścił głowę i wyszedł bez słowa do łazienki.

Nie wytrzymałam.

– Aniu! Przestań! On potrzebuje twojej miłości! Nie widzisz tego?!

Ania spojrzała na mnie z nienawiścią.

– To ty wszystko psujesz! Gdybyś się nie wtrącała…

Wyszłam z domu i długo chodziłam po osiedlu. Czułam się winna wszystkiego: śmierci Tomka, samotności Ani, cierpienia Michała…

Po powrocie znalazłam list od Michała na mojej poduszce:

„Babciu,
Nie wiem już co robić. Mama mnie nie widzi. Ty jesteś jedyną osobą, która mnie słucha. Chciałbym uciec stąd na zawsze.”

Serce mi pękło. Zadzwoniłam do Ani do pracy.

– Aniu, musimy coś zrobić. Michał potrzebuje pomocy psychologa.

– Nie przesadzaj! – krzyknęła do słuchawki. – To tylko bunt nastolatka!

Ale ja wiedziałam swoje. Następnego dnia zabrałam Michała do poradni psychologicznej bez zgody Ani. Była wściekła, kiedy się dowiedziała.

– Jak mogłaś?! To moje dziecko!

– Ale ja jestem jego babcią! I nie pozwolę mu cierpieć!

Od tej pory nasze relacje były coraz gorsze. Ania przestała ze mną rozmawiać. Michał coraz częściej nocował u mnie w pokoju na kanapie. Zosia patrzyła na wszystkich wielkimi oczami i nie rozumiała niczego z tego chaosu.

W końcu nadszedł dzień, kiedy musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu: zgłosić sprawę do opieki społecznej. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, Michał może zrobić sobie krzywdę.

Ania znienawidziła mnie za to jeszcze bardziej. Przestała mnie odwiedzać, zabrała Zosię i wyprowadziła się do innego miasta. Michał został ze mną – sąd przyznał mi tymczasową opiekę.

Każdego dnia patrzę na zdjęcia mojej rodziny i pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy mogłam postąpić inaczej? Czy miłość matki może być tak ślepa, że rani własne dziecko?

Czasem siedzę wieczorami przy oknie i zastanawiam się: czy można naprawić rodzinę rozdartą przez faworyzowanie? Czy wy też znacie takie historie? Co byście zrobili na moim miejscu?