Miłość na Próbę: Czy Rodzina Może Zniszczyć Szczęście?

– Aniu, czy ty naprawdę nie widzisz, jak żyjesz? – głos mojej matki rozbrzmiewa w słuchawce, przeszywając mnie na wskroś. Stoję w naszej ciasnej kuchni na warszawskim Bródnie, patrząc na Pawła, który właśnie wrócił z nocnej zmiany w magazynie. Zosia bawi się na podłodze klockami, a ja czuję, jak narasta we mnie bezsilność.

– Mamo, proszę cię… – próbuję zachować spokój, ale ona nie daje mi szansy.

– Nie będę ci wiecznie pomagać! Paweł? Przecież on nawet nie skończył studiów! Gdzie ty masz rozum? Mogłaś być kimś! – jej słowa są jak ciosy. Wiem, że Paweł słyszy każde z nich. Widzę, jak jego ramiona opadają, jakby nagle stał się o dziesięć lat starszy.

Odkładam telefon i przez chwilę panuje cisza. Paweł patrzy na mnie z wyrzutem, ale i z bólem.

– Przepraszam… – szepczę.

– To nie twoja wina – odpowiada cicho. – Ale czasem mam wrażenie, że nigdy jej nie przekonam.

Moja matka mieszka w dużym mieszkaniu na Żoliborzu. Po rozwodzie z ojcem wyszła za lekarza i teraz żyje w świecie, do którego ja nigdy nie będę należeć. Jej dom pachnie drogimi perfumami i świeżo parzoną kawą. U nas pachnie ziemniakami i praniem. Ona ma garderobę pełną markowych ubrań, ja – dwie pary spodni i kurtkę po kuzynce.

Kiedy przychodzi do nas, rozgląda się z dezaprobatą.

– Aniu, kiedy ostatnio myłaś okna? I te firanki… – zaczyna od progu.

– Mamo, Zosia była chora…

– Zawsze masz wymówkę! Gdybyś wyszła za Michała…

Michał. Ten sam Michał, który teraz jest menadżerem w banku i jeździ nowym volvo. Ale ja wybrałam Pawła. I kocham go. Tylko czasem boli mnie to, że dla innych jest nikim.

Pewnego wieczoru Paweł siedzi na balkonie i pali papierosa. Siadam obok niego.

– Aniu… Może byłoby ci łatwiej beze mnie? Może twoja matka wreszcie byłaby z ciebie dumna?

Przytulam go mocno.

– Nie mów tak. Jesteś moim wyborem. Zosia cię uwielbia. Chciałabym tylko, żeby mama zobaczyła, jak bardzo się starasz.

Następnego dnia matka wpada bez zapowiedzi. Przynosi torby z delikatesów – wszystko najdroższe.

– Proszę, żebyście mieli co jeść. Zosi też coś przyniosłam.

Paweł milczy, gdy wyciąga sery i szynki na stół.

– Mamo, nie musisz tego robić…

– Muszę! Bo ktoś tu nie potrafi zarobić!

Paweł wychodzi bez słowa. Zosia zaczyna płakać – nie znosi, gdy tata wychodzi nagle.

– Widzisz, co robisz? – krzyczę na matkę.

– Ja? Ja próbuję ci pomóc! Jesteś uparta jak twój ojciec!

– Nie pomagasz mi! Upokarzasz mnie! I Pawła!

Patrzy na mnie obca i zimna.

– Jak będziesz chciała normalnego życia, wiesz gdzie mnie znaleźć.

Trzaska drzwiami. Zosia tuli się do mnie i szlocha.

Tej nocy nie śpię. Paweł wraca późno, pachnie smarem i potem.

– Nie dam rady tak dłużej, Aniu – szepcze w ciemności. – Nie mogę patrzeć, jak cierpisz przez nią. Nie chcę być powodem twojego bólu.

– To nie ty jesteś powodem. To ona i jej oczekiwania.

Przez kolejne dni unikam telefonów od matki. Nie dzwoni nawet do Zosi.

Pewnego ranka dostajemy pismo z urzędu – mamy stawić się w MOPS-ie w sprawie dodatku dla dzieci z niepełnosprawnością. Zosia ma autyzm i wymaga więcej uwagi niż inne dzieci. Idziemy tam razem z Pawłem.

W poczekalni siedzą ludzie tacy jak my – zmęczeni rodzice walczący o każdy grosz i uśmiech swojego dziecka.

Paweł ściska moją dłoń.

– Wiesz, że cię kocham? – pyta cicho.

Nie odpowiadam – tylko przytulam go mocniej.

Po rozmowie wracamy do domu z nadzieją na choć trochę ulgi finansowej.

Wieczorem Zosia po raz pierwszy mówi: „Mama”. Łzy płyną mi po policzkach. Paweł podnosi ją wysoko do góry i oboje płaczemy ze szczęścia.

Wtedy dociera do mnie: może nie mamy luksusu ani wsparcia rodziny, ale mamy miłość, której nikt nam nie odbierze.

A jednak co noc przed snem pytam siebie: Czy moja matka kiedykolwiek zrozumie, jak bardzo jesteśmy bogaci sercem? Czy kiedyś będzie dumna ze mnie za to, kim jestem – a nie za to, co mam?