Mój ojciec porzucił mnie jako dziecko. Teraz chce zamieszkać ze mną.
– Nie wierzę, że masz czelność tu przychodzić! – krzyknęłam, zanim jeszcze zdążyłam się zastanowić. Stał w progu mojego mieszkania, z walizką w ręku i miną człowieka, który nie wie, czy zaraz nie dostanie drzwiami w twarz.
– Marto… – zaczął cicho, spuszczając wzrok. – Ja… nie mam dokąd pójść.
W tej chwili poczułam, jakby ktoś wywrócił mi wnętrzności na drugą stronę. Przez tyle lat nie było go w moim życiu. Ostatni raz widziałam go, gdy miałam sześć lat. Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę – mama płakała w kuchni, a on pakował swoje rzeczy do starej torby podróżnej. Wyszedł bez słowa pożegnania. Od tamtej pory był tylko cieniem w moich wspomnieniach.
Mama nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. „Twój tata miał swoje powody” – powtarzała, choć widziałam, jak bardzo ją bolało każde wspomnienie o nim. Pracowała na dwa etaty, żebym mogła mieć wszystko, czego potrzebowałam. Nigdy nie wyszła za mąż ponownie. „Nie potrzebuję nikogo poza tobą” – mówiła mi wieczorami, kiedy tuliła mnie do snu.
A teraz on stał przede mną. Starszy, siwiejący, z twarzą pooraną zmarszczkami i oczami, które błagały o litość.
– Nie mam pieniędzy… – dodał cicho. – Straciłem pracę, mieszkanie… Wszystko.
Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: pierwsze przedstawienie w przedszkolu, na którym go nie było; komunia, na którą nie przyszedł; licealne sukcesy i porażki, które dzieliłam tylko z mamą. Przez lata nauczyłam się nie oczekiwać niczego od nikogo poza sobą i nią.
– Dlaczego teraz? – zapytałam w końcu. – Dlaczego po tylu latach?
Westchnął ciężko i usiadł na krześle przy drzwiach. Przez chwilę milczał, jakby szukał odpowiednich słów.
– Zrozumiałem, ile straciłem – powiedział w końcu. – Chciałem cię przeprosić. I… może spróbować to naprawić.
Poczułam gniew, który narastał we mnie przez lata. Chciałam mu powiedzieć wszystko: jak bardzo mnie zranił, jak bardzo brakowało mi ojca, jak bardzo nienawidziłam go za to, że zostawił mamę samą z całym ciężarem życia.
Ale zamiast tego zapytałam:
– A mama? Wiesz chociaż, co u niej?
Spuścił głowę.
– Nie miałem odwagi się z nią skontaktować.
W tej chwili zadzwonił mój telefon. To była mama.
– Marto? Wszystko w porządku? – zapytała z troską w głosie.
Spojrzałam na ojca i poczułam się rozdarta. Nie chciałam jej martwić, ale nie potrafiłam też kłamać.
– Mama… Tata tu jest. Przyszedł do mnie.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Rozumiem – powiedziała w końcu cicho. – Jeśli będziesz chciała porozmawiać… jestem tutaj.
Rozłączyłam się i usiadłam naprzeciwko ojca. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
– Wiesz… – zaczęłam powoli – przez lata wyobrażałam sobie ten moment. Myślałam, że kiedy cię zobaczę, powiem ci wszystko, co czuję. Ale teraz… czuję tylko pustkę.
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.
– Przepraszam cię, Marto. Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie.
Chciałam być silna. Chciałam go wyrzucić za drzwi i zamknąć ten rozdział raz na zawsze. Ale coś mnie powstrzymało. Może to była ta sama empatia, którą mama zawsze mi wpajała? Może strach przed tym, że kiedyś sama zostanę porzucona?
– Możesz zostać na kilka dni – powiedziałam w końcu chłodno. – Ale nie oczekuj ode mnie cudów.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. On próbował być pomocny: sprzątał kuchnię, robił zakupy, nawet próbował gotować (co kończyło się raczej katastrofą niż obiadem). Ja wracałam późno z pracy i zamykałam się w swoim pokoju pod pretekstem zmęczenia.
Pewnego wieczoru usłyszałam cichy płacz dochodzący z salonu. Zajrzałam tam i zobaczyłam ojca siedzącego na kanapie z głową schowaną w dłoniach.
– Wszystko w porządku? – zapytałam niepewnie.
Podniósł głowę i spojrzał na mnie oczami pełnymi łez.
– Tak bardzo żałuję… – wyszeptał. – Byłem głupi. Myślałem, że sobie poradzicie beze mnie… A tak naprawdę to ja nie potrafiłem być ojcem ani mężem.
Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy razem.
– Mama nigdy cię nie obwiniała – powiedziałam cicho. – Ale ja… ja miałam do ciebie żal przez całe życie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Wiem. I nie oczekuję, że mi wybaczysz. Chciałem tylko… być blisko ciebie choć przez chwilę.
Te słowa rozbiły we mnie mur gniewu i żalu. Poczułam łzy napływające do oczu. Przez tyle lat udawałam twardą, a tak naprawdę byłam tylko zagubioną dziewczynką tęskniącą za ojcem.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Jak się czujesz? – zapytała delikatnie.
– Sama nie wiem… On jest taki inny niż go pamiętam. Słaby, zagubiony… Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć.
– To twoja decyzja – odpowiedziała spokojnie. – Ale pamiętaj: przebaczenie jest dla ciebie, nie dla niego.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.
Z czasem zaczęliśmy rozmawiać coraz więcej. Ojciec opowiadał mi o swoim życiu po odejściu: o samotności, błędach i straconych szansach. Ja mówiłam mu o sobie: o studiach, pracy, przyjaciołach i marzeniach, których nigdy nie miał okazji poznać.
Pewnego dnia zaproponował:
– Może pojedziemy razem do mamy? Chciałbym ją przeprosić…
Zgodziłam się niepewnie. Bałam się tej konfrontacji bardziej niż czegokolwiek innego.
Kiedy stanęliśmy pod drzwiami mieszkania mamy, serce waliło mi jak młotem. Otworzyła nam osobiście – postarzała się przez te lata, ale jej spojrzenie było nadal pełne ciepła i siły.
Ojciec uklęknął przed nią i zaczął płakać jak dziecko.
– Przepraszam cię za wszystko… Za to, że cię zostawiłem… Za to, że zostawiłem Martę…
Mama położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała spokojnie:
– Już dawno ci wybaczyłam. Ale musisz nauczyć się wybaczać samemu sobie.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Czułam się lżejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Ojciec został u mnie jeszcze kilka tygodni. Pomogłam mu znaleźć pracę jako portier w pobliskiej szkole podstawowej. Powoli odbudowywaliśmy naszą relację – krok po kroku, dzień po dniu.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy prawdziwą rodziną. Ale wiem jedno: czasem trzeba pozwolić przeszłości odejść, żeby zrobić miejsce na coś nowego.
Czy można naprawdę wybaczyć komuś tak wielką zdradę? A może przebaczenie to jedyna droga do wolności? Co wy byście zrobili na moim miejscu?