Mój ojciec postanowił przejść na emeryturę i żyć na mój koszt, ignorując fakt, że jestem na urlopie macierzyńskim

— Znowu kupiłaś te drogie pieluchy? — głos ojca rozbrzmiał w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć kurtkę. — Przecież są tańsze marki. Po co wydajesz tyle pieniędzy?

Zamarłam w progu, trzymając w jednej ręce zakupy, a w drugiej śpiącego synka. Mój ojciec, Stanisław, od miesiąca mieszkał z nami w dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Przeszedł na emeryturę i uznał, że to idealny moment, by „odpocząć od życia”, jak sam to ujął. Tylko że odpoczynek oznaczał dla niego życie na mój koszt.

— Tato, to są pieluchy dla dziecka. Chcę, żeby miał wszystko, co najlepsze — odpowiedziałam cicho, próbując nie obudzić małego Antosia.

Ojciec prychnął i odwrócił się do okna. — Ty zawsze musisz mieć wszystko najlepsze. A potem płaczesz, że nie masz pieniędzy.

Zacisnęłam zęby. Od kiedy tata się wprowadził, wszystko się zmieniło. Mój mąż Michał pracował do późna, a ja byłam na urlopie macierzyńskim. Każda złotówka była na wagę złota. Tymczasem tata postanowił odkładać swoją emeryturę „na czarną godzinę”, a wszystkie rachunki, zakupy i drobne wydatki spadły na mnie.

Wieczorem usiadłam przy stole z Michałem.

— Nie dam już rady — wyszeptałam. — On nawet nie pyta, czy może coś kupić. Po prostu bierze pieniądze z portfela albo prosi mnie o przelew.

Michał spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — To twój ojciec. Nie możemy go wyrzucić na ulicę.

— Ale ja nie jestem bankomatem! — wybuchłam. — On nawet nie pyta, jak się czuję! Cały dzień siedzi przed telewizorem albo narzeka na wszystko, co robię.

Następnego dnia rano ojciec czekał już w kuchni.

— Daj mi dwieście złotych, muszę iść do apteki — rzucił bezceremonialnie.

— Tato, nie mam już pieniędzy — odpowiedziałam drżącym głosem. — Muszę zapłacić rachunki i kupić jedzenie dla Antosia.

Spojrzał na mnie z wyrzutem. — To co ja mam zrobić? Chcesz, żebym był chory?

Poczułam łzy napływające do oczu. Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Usiadłam na zimnych kafelkach i pozwoliłam sobie na cichy płacz. Czułam się jak dziecko we własnym domu.

Wspomnienia wróciły nagle: mama zmarła pięć lat temu, a tata nigdy nie nauczył się być samodzielny. Zawsze to ja byłam tą „zaradną”, tą „odpowiedzialną”. Ale teraz miałam własną rodzinę i własne problemy.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Kasia.

— Jak tam z tatą? — zapytała ostrożnie.

— Jak zwykle. Oczekuje, że będę go utrzymywać. Nawet nie pyta, czy mam z czego.

— Może powinnaś mu powiedzieć wprost? Że nie możesz być jego skarbonką?

— Próbowałam… Ale on zawsze mówi, że jestem niewdzięczna córka.

Kasia westchnęła. — Może czas postawić granice?

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę cichy szelest telewizora i ciężkie kroki ojca po kuchni. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście jestem niewdzięczna. Czy powinnam poświęcić siebie dla niego? Czy to jest właśnie rodzina?

Kolejne dni były coraz trudniejsze. Ojciec zaczął komentować nawet to, jak karmię Antosia.

— Kiedyś dzieci jadły normalnie i żyły! — krzyczał pewnego ranka, widząc słoiczek z przecierem warzywnym.

— Tato, teraz są inne czasy — próbowałam tłumaczyć.

— Inne czasy! Wszystko teraz jest inne! Nawet córka!

Czułam się coraz bardziej osaczona. Michał coraz częściej wracał późno z pracy, by unikać napięcia w domu. Ja coraz częściej zamykałam się z Antosiem w sypialni, udając, że śpimy.

Pewnego dnia przyszło wezwanie do zapłaty za prąd. Kwota była wyższa niż zwykle — tata całymi dniami oglądał telewizję i gotował wodę na herbatę co pół godziny.

Usiadłam naprzeciwko niego przy stole.

— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.

Spojrzał na mnie podejrzliwie.

— Nie stać mnie już na utrzymanie nas wszystkich. Twoja emerytura powinna być przeznaczona na twoje potrzeby. Ja mam dziecko i rachunki do zapłacenia.

Ojciec milczał przez chwilę, potem wzruszył ramionami.

— Myślałem, że rodzina jest od tego, żeby sobie pomagać.

— Tak, ale nie kosztem siebie samej! — głos mi się załamał. — Potrzebuję wsparcia, nie kolejnego obowiązku.

Tata spojrzał gdzieś w bok. — Może masz rację… Ale ja nie wiem już, jak żyć inaczej.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach strach i bezradność.

Wieczorem Michał przyszedł wcześniej niż zwykle. Usiadł obok mnie na kanapie i objął mnie ramieniem.

— Może czas poszukać dla taty jakiegoś klubu seniora? Albo pomóc mu znaleźć zajęcie?

Pokiwałam głową. Wiedziałam jednak, że to nie będzie łatwe. Tata całe życie pracował fizycznie i nie miał żadnych pasji ani znajomych poza dawnymi kolegami z pracy.

Następnego dnia spróbowałam porozmawiać z nim jeszcze raz.

— Tato… Może spróbowałbyś pójść do klubu seniora? Poznać ludzi?

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Ja? Wśród obcych?

— Nie musisz być sam… I nie musisz wszystkiego odkładać na czarną godzinę. Może ta czarna godzina już nadeszła?

Tata długo milczał. W końcu westchnął ciężko.

— Może spróbuję… Ale nie obiecuję niczego.

Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Tata zaczął wychodzić z domu raz czy dwa w tygodniu. Nadal jest trudno — czasem wracają stare pretensje i żale. Ale przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać jak dorośli ludzie.

Czasem patrzę na Antosia i zastanawiam się: czy kiedyś on też będzie musiał wybierać między sobą a mną? Czy rodzina zawsze oznacza poświęcenie siebie? A może można nauczyć się stawiać granice bez poczucia winy?