Moja siostra wpadła w sidła oszusta. Czy można uratować kogoś, kto nie chce być uratowany?
– Ela, błagam cię, posłuchaj mnie przez chwilę! – mój głos drżał, a serce waliło jak młot. Stałam w kuchni, zaciskając dłonie na kubku z zimną już herbatą. Ela siedziała naprzeciwko mnie, z telefonem przyklejonym do dłoni, wzrok wbity w ekran.
– Nie rozumiesz, on mnie kocha! – rzuciła przez zaciśnięte zęby. – Ty zawsze wszystko wiesz lepiej, prawda? Zawsze musisz mieć ostatnie słowo!
Zamknęłam oczy. Przed oczami miałam naszą dziecięcą wersję – Ela z rozbitym kolanem, ja przy niej z plastrem i czekoladą. Zawsze ją chroniłam. Teraz czułam się bezradna jak nigdy.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Ela, po rozstaniu z narzeczonym, była cieniem samej siebie. W pracy – rutyna, w domu – pustka. Pewnego dnia przyszła do mnie z błyszczącymi oczami i opowiedziała o „Piotrze”, którego poznała na Facebooku. „Jest taki czuły, taki inny niż wszyscy faceci” – mówiła. Widziałam, jak jej twarz rozjaśnia się, gdy dostaje od niego wiadomość. Z początku cieszyłam się, że znowu się uśmiecha. Ale potem zaczęły się dziwne rzeczy.
Piotr nigdy nie chciał się spotkać. Zawsze miał wymówkę: delegacja, chora mama, złamana noga. Przesyłał jej zdjęcia – przystojny, uśmiechnięty brunet, ale każde zdjęcie wyglądało jak z katalogu. Ela zaczęła mu wysyłać pieniądze – najpierw na „bilet do Warszawy”, potem na „operację mamy”. Gdy próbowałam ją ostrzec, obrażała się i zamykała w sobie.
– On nie jest taki jak wszyscy! – krzyczała pewnego wieczoru, gdy próbowałam jej pokazać artykuły o oszustwach internetowych. – Ty nigdy nie byłaś zakochana tak naprawdę!
Zaczęła się odsuwać. Przestała odbierać telefony od rodziców, przestała spotykać się z przyjaciółmi. Cały jej świat zamknął się w telefonie. Czułam, jak tracę siostrę kawałek po kawałku.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Co się dzieje z Elą? Próbuję się do niej dodzwonić od tygodnia. Martwię się.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama czułam się winna – może za mało ją wspierałam? Może powinnam była być bardziej cierpliwa?
W końcu postanowiłam działać. Znalazłam w sieci grupę wsparcia dla rodzin ofiar oszustw internetowych. Przeczytałam dziesiątki historii takich jak nasza. Wszędzie powtarzało się jedno: nie można nikogo uratować na siłę. Ale czy naprawdę miałam patrzeć, jak Ela wpada w przepaść?
Zebrałam się na odwagę i pojechałam do niej bez zapowiedzi. Otworzyła mi drzwi w szlafroku, z podkrążonymi oczami.
– Czego chcesz? – zapytała chłodno.
– Chcę cię tylko przytulić – odpowiedziałam cicho.
Przez chwilę patrzyła na mnie nieufnie, ale potem jej ramiona opadły. Przytuliła się do mnie i rozpłakała.
– On… on mówi, że jeśli nie wyślę mu pieniędzy, to coś sobie zrobi…
Zamarłam. Wiedziałam już, że to klasyczna manipulacja. Ale Ela była w tym wszystkim tak zagubiona, tak bardzo chciała wierzyć, że ktoś ją kocha.
– Ela, proszę cię… To nie jest twoja wina. On cię oszukuje. Musisz to zobaczyć.
– Nie rozumiesz! – wyrwała się z mojego uścisku. – On jest wszystkim, co mam!
Wyszłam stamtąd z poczuciem totalnej klęski. Przez kolejne dni Ela nie odbierała ode mnie telefonów. Widziałam tylko na Facebooku jej nowe posty: „Miłość jest wtedy, gdy wierzysz mimo wszystko”, „Nie oceniaj, jeśli nie znasz całej historii”.
W końcu zadzwoniła do mnie w środku nocy.
– On zniknął – wyszeptała. – Zablokował mnie wszędzie. Nie mam już nic…
Pojechałam do niej natychmiast. Siedziałyśmy razem do rana. Ela płakała, a ja trzymałam ją za rękę. Nie mówiłam „a nie mówiłam”, nie oceniałam. Po prostu byłam.
Dziś Ela powoli wraca do siebie. Chodzi na terapię, zaczyna spotykać się z ludźmi. Ale blizna została – i w niej, i we mnie. Czasem patrzę na nią i myślę: czy mogłam zrobić coś więcej? Czy można uratować kogoś, kto nie chce być uratowany? A może czasem jedyne, co możemy zrobić, to po prostu być obok i czekać, aż bliska osoba sama zobaczy prawdę?
Czy wy też mieliście w rodzinie kogoś, kto ślepo wierzył w kogoś obcego? Jak sobie z tym poradziliście? Czy można uratować kogoś wbrew jego woli?