Nasi sąsiedzi myśleli, że budujemy dom dla naszej córki i ich syna… A prawda była zupełnie inna
– Znowu patrzą – szepnęłam do męża, stojąc przy oknie kuchni i obserwując sąsiadkę, panią Krystynę, która z nieodłącznym kubkiem kawy w ręku stała na swoim tarasie i udawała, że podlewa kwiaty. – Myślisz, że już wiedzą?
Marek tylko wzruszył ramionami, ale widziałam, jak zaciska szczękę. Ostatnie tygodnie były dla nas jak życie na scenie – każdy nasz ruch śledzony przez sąsiadów, każda rozmowa podsłuchiwana przez cienkie ściany domów bliźniaków. A wszystko przez ten nowy dom, który zaczęliśmy budować na działce obok.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Po latach mieszkania w ciasnym mieszkaniu w bloku postanowiliśmy z Markiem wybudować dom. Chcieliśmy przestrzeni dla dzieci – Julki i Antka – i trochę spokoju od miejskiego zgiełku. Działka była idealna: tuż obok domu moich rodziców, na obrzeżach miasta, z widokiem na las. Ale nie przewidzieliśmy jednego: plotek.
Pierwsza przyszła do mnie mama. – Wiesz, Krystyna mówiła, że podobno budujecie dom dla Julki i jej syna, Pawła. Że niby już wszystko ustalone, że dzieciaki będą razem mieszkać…
– Mamo! – wybuchłam śmiechem. – Julka ma dwanaście lat! Paweł jest od niej o dwa lata starszy i ledwo się znają!
Ale plotka żyła własnym życiem. Sąsiedzi zaczęli nas zaczepiać na ulicy:
– To kiedy wesele? – żartował pan Zbyszek z naprzeciwka.
– Już wybraliście kolor ścian dla młodych? – dopytywała pani Ela.
Z początku śmialiśmy się z tego z Markiem. Ale potem zaczęło być dziwnie. Julka wracała ze szkoły roztrzęsiona.
– Mamo, Paweł powiedział wszystkim, że będziemy razem mieszkać! Że to już postanowione! – płakała.
Próbowałam ją uspokoić, tłumaczyć, że ludzie gadają różne rzeczy. Ale sama czułam narastającą frustrację. Dlaczego nikt nie zapyta nas o zdanie? Dlaczego wszyscy wiedzą lepiej?
Pewnego wieczoru Marek wrócił późno z pracy. Był zmęczony i rozdrażniony.
– Musimy pogadać – powiedział cicho. – Dostałem dziś wiadomość od Pawła. Napisał mi na Messengerze, że jeśli nie pozwolimy mu spotykać się z Julką, to powie wszystkim w szkole, że jesteśmy dziwni i że robimy jej krzywdę.
Zamarłam. To już nie były niewinne żarty. To była groźba.
– Marek… co my mamy zrobić?
– Porozmawiam z jego ojcem – zdecydował Marek. – To nie może tak wyglądać.
Spotkanie z panem Andrzejem było napięte. Siedzieliśmy w salonie przy herbacie, a atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą.
– Andrzej, musimy pogadać o naszych dzieciach – zaczął Marek.
– Wiem o co chodzi – przerwał mu sąsiad. – Paweł jest zakochany w Julce. Ale przecież to dzieciaki…
– Andrzej, on ją szantażuje! – wybuchłam. – To nie są żarty!
Pan Andrzej spuścił wzrok.
– Porozmawiam z nim…
Ale nic się nie zmieniło. Paweł coraz częściej zaczepiał Julkę w szkole, a plotki narastały. Zaczęłam unikać sąsiadów. Czułam się osaczona we własnym domu.
Wtedy wydarzyło się coś jeszcze gorszego. Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Markę rozmawiającego z panią Krystyną na naszym podjeździe. Byli bardzo blisko siebie. Za blisko.
– O czym rozmawiacie? – zapytałam chłodno.
– O niczym ważnym – odpowiedziała szybko pani Krystyna i uciekła do siebie.
Marek był blady.
– To nie tak jak myślisz…
Ale już wiedziałam. Plotki miały drugie dno. Pani Krystyna była samotna od lat i najwyraźniej szukała pocieszenia u mojego męża. A może to on szukał u niej? Zaczęłam podejrzewać wszystko i wszystkich.
Nasze małżeństwo zaczęło się sypać. Kłóciliśmy się o drobiazgi: o budowę domu, o dzieci, o sąsiadów. Julka zamknęła się w sobie, Antek zaczął mieć problemy w szkole.
Pewnej nocy usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko.
– Co się z nami stało? Przecież mieliśmy być szczęśliwi…
Rano podjęłam decyzję.
– Marek, musimy wyjechać na jakiś czas. Zostawmy ten dom, te plotki…
Zgodził się bez słowa sprzeciwu.
Wyjechaliśmy na Mazury do starego domku mojej babci. Tam powoli zaczęliśmy odbudowywać nasze relacje. Rozmawialiśmy godzinami przy kominku, spacerowaliśmy po lesie z dziećmi. Julka zaczęła się uśmiechać, Antek przestał się jąkać ze stresu.
Po miesiącu wróciliśmy do domu silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Plotki ucichły – sąsiedzi znaleźli sobie nowe tematy do rozmów.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba odciąć się od tego, co mówią inni i zaufać sobie oraz swoim najbliższym. Sąsiedzi mogą myśleć, co chcą – to nasze życie.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto przejmować się tym, co mówią inni? Czy nie lepiej po prostu być sobą i walczyć o swoją rodzinę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?