„Nie chcę, żeby mój zięć znów się wprowadził” – Wyznanie matki o rodzinnych granicach
Telefon zadzwonił, kiedy niebo nad Warszawą rozdarła burza. Grzmoty tłukły się o szyby, a ja siedziałam w kuchni, próbując zająć myśli krzyżówką. Gdy zobaczyłam na wyświetlaczu „Magda”, poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Odbierając, usłyszałam jej łamiący się głos:
– Mamo… nie mamy już gdzie iść. Paweł stracił pracę, właściciel wypowiedział nam mieszkanie. Czy moglibyśmy… czy moglibyśmy zamieszkać u ciebie? Wszyscy troje?
W tle słyszałam płacz Antosia. Magda była wykończona – to czuło się nawet przez telefon. Ale kiedy padło imię Pawła, poczułam, jakby ktoś ścisnął mi gardło. Przypomniały mi się te miesiące, kiedy ostatni raz mieszkali u mnie. Paweł całymi dniami siedział przy komputerze, nie pomagał w domu, a na każdą prośbę reagował złością albo kpiną. Kiedy poprosiłam go, żeby wyniósł śmieci, rzucił tylko: „Nie jestem twoim chłopcem na posyłki.”
Wtedy postanowiłam: nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś tak mnie traktował w moim własnym domu.
– Magda… – zaczęłam ostrożnie. – Ty i Antoś zawsze możecie u mnie być. Ale Pawła… nie chcę tu znowu widzieć.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam, jak Magda wstrzymuje oddech.
– Mamo, nie możesz tak! To mój mąż! Jesteśmy rodziną!
– Wiem, kochanie. Ale pamiętasz, co się działo ostatnim razem. Nie dam rady przeżyć tego jeszcze raz. Mam prawo do spokoju we własnym domu.
Magda zaczęła płakać. – Zawsze tylko mnie bronisz! Czemu nie możesz spróbować zrozumieć jego? Teraz naprawdę jesteśmy w potrzebie!
Usiadłam ciężko przy oknie, patrząc na strugi deszczu spływające po szybie. Przypomniały mi się lata samotnego wychowywania Magdy – ile razy musiałam być silna za nas obie. Teraz też chciałam jej pomóc, ale nie potrafiłam przekroczyć własnych granic.
Paweł zawsze był trudny. Już na ich ślubie czułam napięcie – jego matka ciągle go usprawiedliwiała: „On taki jest, musi się przyzwyczaić.” Ale u mnie nigdy nie było lepiej. Kiedy mieszkali razem ze mną, Paweł potrafił przez tydzień się do mnie nie odezwać, a potem wybuchać o byle co. Po tamtym okresie długo nie mogłam dojść do siebie.
A teraz Magda prosiła o pomoc.
Następnego ranka usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Magdę z Antosiem na rękach. Chłopiec od razu rzucił mi się na szyję.
– Babciu! – zawołał radośnie.
Magda miała podpuchnięte oczy.
– Paweł… – zaczęła cicho – powiedział, że jeśli nie może tu być z nami, to wyjedzie do pracy na budowę pod Poznaniem. Ale nie wie nawet, na jak długo…
Pogłaskałam ją po ramieniu.
– Jesteście tu bezpieczni – powiedziałam. – Teraz musicie zadbać o siebie.
Przez kilka dni atmosfera była napięta. Magda całymi godzinami rozmawiała z Pawłem przez telefon – kłócili się, płakali, czasem milczeli długo. Antoś próbował bawić się ze mną, ale czułam, że i on jest spięty.
Któregoś wieczoru Magda usiadła ze mną w kuchni.
– Mamo… może popełniłam błąd – wyszeptała. – Może za długo próbowałam wszystko ratować… Ale boję się zostać sama.
Przytuliłam ją mocno.
– Nie jesteś sama. Masz mnie i Antosia. Razem damy radę.
Ale wiedziałam, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Paweł codziennie dzwonił, czasem groził: „Jeśli mnie zostawisz teraz, już nigdy ci nie zaufam!” Innym razem błagał: „Wróć do mnie! Nie dam rady bez was!”
Pewnego wieczoru Magda wybuchła:
– Mamo, co mam zrobić? Jeśli wrócę do niego, wszystko zacznie się od nowa… Jeśli zostanę tu, czuję się, jakbym go zdradzała…
Patrzyłam na moją córkę – kobietę, którą wychowałam mimo tylu przeciwności – i nie umiałam jej dać pewnej odpowiedzi.
– Czasem trzeba pomyśleć o sobie – powiedziałam cicho. – Nie da się uratować wszystkich naraz.
W kolejnych tygodniach Magda powoli odzyskiwała siły. Znalazła pół etatu w pobliskim przedszkolu, Antoś szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Paweł nadal dzwonił, ale coraz rzadziej.
Któregoś wieczoru Magda przyszła do mnie do pokoju.
– Mamo… chyba pierwszy raz czuję, że mogę żyć samodzielnie. Że nie muszę się do nikogo dostosowywać…
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Jestem z ciebie dumna – powiedziałam. – Bardzo dumna.
Ale kiedy kładłam się spać, dręczyły mnie wyrzuty sumienia: czy dobrze zrobiłam? Czy naprawdę pomogłam Magdzie, wykluczając Pawła? A może tylko chroniłam siebie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Gdzie kończy się odpowiedzialność za innych, a zaczyna prawo do własnego spokoju?