„Nie chcę, żebyś mnie więcej odwiedzała” – Historia polskiej rodziny na granicy miłości i manipulacji

– Nie chcę, żebyś mnie więcej odwiedzała. Przynosisz mi tylko kłopoty – powiedziała mama, patrząc na mnie przez okno kuchni, jakby patrzyła na obcą osobę. W tej chwili świat zawirował mi przed oczami. Stałam na wycieraczce w bloku na warszawskim Ursynowie, z torbą pełną zakupów, które miały jej wystarczyć na cały tydzień. Było zimno, a śnieg skrzypiał pod butami. W powietrzu czułam coś więcej niż mróz – czułam ciężar słów, które rozdzierały mnie od środka.

Mam na imię Marta. Mam trzydzieści siedem lat, własne życie, pracę w wydawnictwie i męża, który od lat powtarza mi: „Musisz w końcu pomyśleć o sobie”. Ale jak to zrobić, kiedy twoja matka całe życie powtarzała ci, że jesteś jej jedyną podporą? Że bez ciebie nie da sobie rady? Że tylko ty rozumiesz jej ból po śmierci ojca? Kiedy tata zmarł nagle na zawał, miałam siedemnaście lat. Od tamtej pory mama zamknęła się w swoim świecie i uczyniła mnie jego centrum. Przez lata nie zauważałam, jak bardzo mnie to pochłania.

– Mamo, co się stało? – zapytałam cicho, próbując nie dopuścić do głosu łez.
– Zawsze musisz wszystko komplikować – westchnęła ciężko. – Przychodzisz tu i tylko przypominasz mi o tym, czego nie mam. O twoim ojcu… O tym, że jestem sama. Lepiej będzie, jak nie będziesz przychodzić.

Stałam tam jeszcze chwilę, czując jak moje serce pęka na pół. Zawsze myślałam, że jestem jej potrzebna. Że robię dobrze. Ale czy naprawdę? Czy przez te wszystkie lata nie byłam tylko narzędziem w jej rękach?

Wróciłam do domu jak cień samej siebie. Michał spojrzał na mnie pytająco, ale nie miałam siły mówić. Usiadłam przy stole i patrzyłam w pustkę. W głowie słyszałam tylko jej głos: „Nie chcę cię tu więcej widzieć”.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde nasze spotkanie z ostatnich miesięcy. Przypominałam sobie wszystkie te razy, kiedy mama dzwoniła do mnie po nocach z błahymi sprawami: „Marta, nie mogę zasnąć”, „Marta, boli mnie głowa”, „Marta, boję się być sama”. Zawsze byłam na każde jej skinienie. Michał mówił: „Twoja mama tobą manipuluje”, ale ja nie chciałam tego słyszeć.

W pracy byłam rozkojarzona. Redaktor naczelna zwróciła mi uwagę: – Marta, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna.
– Przepraszam – wymamrotałam. – Mam trochę problemów rodzinnych.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra mamy, ciocia Basia:
– Słyszałam, że pokłóciłyście się z matką. Co się stało?
– Powiedziała mi… żebym już do niej nie przychodziła – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Och dziecko… Twoja mama zawsze była trudna. Ale ty też musisz mieć swoje życie.

Te słowa zapadły mi w pamięć. Czy naprawdę mam prawo do własnego życia? Czy mogę być szczęśliwa, jeśli ona cierpi?

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy. Odebrała po kilku sygnałach:
– Czego chcesz?
– Mamo… Chciałam tylko zapytać, czy wszystko w porządku.
– Mówiłam ci już: nie chcę cię tu widzieć.

Rozłączyła się bez słowa pożegnania. Poczułam się jak dziecko ukarane za coś, czego nawet nie rozumiem.

Michał próbował mnie pocieszyć:
– Marta, ona robi to specjalnie. Chce cię ukarać za to, że masz własne życie.
– Ale ja ją kocham…
– Miłość nie polega na poświęceniu siebie do końca.

Zaczęłam czytać o toksycznych relacjach rodzinnych. O tym, jak rodzice potrafią wykorzystywać dzieci do zaspokajania własnych potrzeb emocjonalnych. O syndromie DDA – Dorosłych Dzieci Alkoholików – choć moja mama nigdy nie piła, jej zachowania były podobne: szantaż emocjonalny, wzbudzanie poczucia winy, izolowanie mnie od innych.

Pewnego dnia spotkałam się z przyjaciółką ze studiów, Kasią:
– Marta, musisz postawić granice. Twoja mama nie przestanie cię ranić, jeśli jej na to pozwolisz.
– Ale co jeśli ona naprawdę mnie potrzebuje?
– A co jeśli ty potrzebujesz siebie?

Te słowa były jak kubeł zimnej wody. Po raz pierwszy zaczęłam myśleć o sobie. O tym, czego ja chcę od życia. Czy naprawdę chcę spędzić kolejne lata na spełnianiu oczekiwań matki? Czy mogę być dobrą córką i jednocześnie szczęśliwą kobietą?

Minęły tygodnie ciszy. Mama nie dzwoniła. Ja też nie próbowałam się z nią kontaktować. Zaczęłam chodzić na terapię. Uczyłam się mówić „nie” bez poczucia winy. Michał wspierał mnie każdego dnia:
– Jestem z ciebie dumny – mówił cicho wieczorami.

W końcu nadszedł dzień, kiedy mama zadzwoniła:
– Marta… źle się czuję. Może byś przyszła?
Czułam w głosie nutkę skruchy, ale też dobrze znane oczekiwanie.
– Mamo… Pomogę ci znaleźć opiekunkę – odpowiedziałam spokojnie.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Nie chcesz już być moją córką?
– Zawsze będę twoją córką. Ale muszę też być sobą.

Odkładając słuchawkę czułam ulgę i smutek jednocześnie. Wiedziałam jednak, że to pierwszy krok do odzyskania siebie.

Czasem zastanawiam się: czy można kochać kogoś i jednocześnie postawić mu granice? Czy jestem egoistką, bo wybrałam siebie? A może właśnie teraz po raz pierwszy naprawdę dorosłam?