Nie pozwolę mamie zamienić mojego życia w koszmar: Wierzę, że sama poradzę sobie ze wszystkimi wyzwaniami
– Nie licz na mnie, Aniu. Skoro nie potrafiłaś utrzymać rodziny, teraz musisz radzić sobie sama – słowa mamy brzmiały w mojej głowie jak wyrok. Stała w kuchni, oparta o blat, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jej twarz była zimna i nieprzenikniona.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Stałam naprzeciw niej, trzymając w ramionach śpiącą Zosię. Moja córeczka miała dopiero dwa lata, a ja czułam się tak bardzo sama.
– Mamo, proszę cię… Potrzebuję tylko, żebyś czasem została z Zosią, żebym mogła pójść do pracy albo chociaż do lekarza. Nie proszę cię o pieniądze, tylko o chwilę twojego czasu.
Mama spojrzała na mnie z pogardą. – Ja całe życie poświęciłam dla waszego ojca. Wytrzymałam jego zdrady, jego pijaństwo. Ty nawet nie spróbowałaś walczyć o swoje małżeństwo.
Zacisnęłam zęby. – Mamo, on mnie bił. Widziałaś siniaki. Widziałaś, jak płakałam.
– Każda kobieta czasem płacze – odpowiedziała chłodno. – Ale rodzina jest najważniejsza.
Wyszłam z kuchni, czując, jak moje serce rozpada się na kawałki. Zosia przebudziła się i zaczęła płakać. Uspokajałam ją, kołysząc w ramionach, a w głowie kłębiły mi się wspomnienia z dzieciństwa.
Pamiętam, jak tata wracał do domu pijany i rzucał talerzami o ścianę. Mama zawsze kazała mi i bratu chować się w pokoju. Szeptała: „Cicho, Aniu, nie płacz, bo go rozgniewasz”. Nigdy nie stanęła w mojej obronie. Nigdy nie powiedziała tacie „dość”.
Kiedy miałam dwanaście lat, zobaczyłam ją z podbitym okiem. Powiedziała mi wtedy: „Tak trzeba żyć, Aniu. Kobieta musi być silna”.
Przez lata próbowałam być taka jak ona – silna i wytrzymała. Ale kiedy Paweł pierwszy raz podniósł na mnie rękę, obiecałam sobie, że nie pozwolę Zosi przeżyć tego samego piekła.
Rozwiodłam się po trzech latach małżeństwa. Paweł groził mi przez telefon, nachodził pod blokiem. Mama powiedziała tylko: „Sama tego chciałaś”.
Teraz jestem sama z dzieckiem w wynajmowanym mieszkaniu na Pradze. Pracuję na pół etatu w sklepie spożywczym i dorabiam sprzątaniem mieszkań. Każdy dzień to walka o przetrwanie.
Czasem wieczorami siadam przy oknie i patrzę na światła miasta. Zosia śpi obok mnie na kanapie – nie stać mnie na osobny pokój dla niej. Myślę wtedy o tym, czy dobrze zrobiłam. Czy powinnam była zostać z Pawłem? Czy mama ma rację?
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie sąsiadka z bloku rodziców.
– Aniu, twoja mama przewróciła się na schodach. Jest w szpitalu.
Pojechałam tam od razu. Mama leżała na łóżku szpitalnym, blada i słaba.
– Przyszłaś? – zapytała cicho.
– Tak, mamo.
– Nie musiałaś…
Usiadłam przy niej i złapałam ją za rękę. Przez chwilę milczałyśmy.
– Aniu… – zaczęła po chwili – Może miałam rację… Może nie powinnam była ci pomagać…
– Mamo, ja nie chcę twojej pomocy za wszelką cenę. Chciałam tylko… żebyś była przy mnie.
Odwróciła wzrok. – Ja nie umiem inaczej.
Wyszłam ze szpitala z ciężarem na sercu. Całą drogę do domu myślałam o tym, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne – obie uparte, obie zranione przez mężczyzn.
Kilka dni później mama wróciła do domu. Zadzwoniła do mnie wieczorem.
– Aniu… Może przyjedziesz jutro z Zosią? Upiekę wam szarlotkę.
Zgodziłam się bez słowa. Następnego dnia siedziałyśmy razem przy stole w kuchni mojego dzieciństwa. Mama patrzyła na Zosię z dziwnym wyrazem twarzy – jakby chciała coś powiedzieć, ale nie umiała znaleźć słów.
– Aniu… Przepraszam – wyszeptała nagle. – Ja się boję… Boję się być słaba…
Objęłam ją ostrożnie.
– Mamo, ja też się boję. Ale nie chcę już żyć w strachu.
Zosia śmiała się głośno, bawiąc się kawałkiem jabłka na talerzu. Patrzyłyśmy na nią obie – dwie kobiety z różnych światów, próbujące znaleźć wspólny język.
Wieczorem wróciłyśmy do siebie. Położyłam Zosię spać i długo siedziałam w ciszy.
Czy można przerwać łańcuch rodzinnych schematów? Czy mam prawo oczekiwać od mamy wsparcia, skoro ona sama nigdy go nie zaznała? A może najważniejsze to nauczyć się być dla siebie dobrą matką – nawet jeśli własna matka tego nie potrafi?