Nie uwierzysz, kogo właśnie poznałam – Opowieść o teściowej, która nie chciała się poddać
– Nie uwierzycie, kogo właśnie poznałam! – krzyknęłam, wpadając do kuchni, gdzie rodzice już czekali przy stole z kolacją. Ręce mi się trzęsły z emocji, a serce waliło jak młot. Mama spojrzała na mnie z lekkim niepokojem, tata odłożył gazetę. – Magda, co się stało? – zapytała mama, próbując ukryć zniecierpliwienie.
– Mój brat… Bartek… on ma dziewczynę! – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – I to nie byle jaką! Ruda, śliczna, taka pełna życia… Nazywa się Kasia. Wygląda jak promyk słońca.
W kuchni zapadła cisza. Mama spojrzała na tatę, tata na mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. W końcu mama westchnęła ciężko i powiedziała: – To dobrze, że Bartek w końcu kogoś znalazł. Ale… czy ona jest „odpowiednia”?
Wiedziałam, co miała na myśli. W naszej rodzinie zawsze panowały pewne zasady. Oczekiwano od nas, że będziemy wybierać „porządnych” ludzi – takich z dobrych domów, najlepiej z wyższym wykształceniem i stabilną pracą. Sama przeżyłam to na własnej skórze, kiedy przyprowadziłam do domu mojego obecnego męża, Michała. Mama przez pół roku nie mogła się pogodzić z tym, że jest artystą i nie zarabia tyle, ile by chciała.
Ale Kasia była inna. Miała w sobie coś magnetycznego. Poznałam ją przypadkiem na przystanku autobusowym. Stałyśmy obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać o pogodzie. W pewnym momencie powiedziała: – Czekam na chłopaka, Bartek ma zawsze spóźnienie… – i wtedy mnie olśniło. To była dziewczyna mojego brata! Zaczęłyśmy się śmiać i od razu poczułam do niej sympatię.
Kiedy Bartek przyszedł, zobaczył nas razem i zrobił wielkie oczy. – Magda? Co ty tu robisz? – zapytał zaskoczony. – Poznaj Kasię – dodał szybko, jakby chciał ukryć swoje zakłopotanie.
Od tego momentu wszystko zaczęło się zmieniać. Bartek coraz częściej znikał z domu, wracał późno, a ja widziałam, jak rodzice coraz bardziej się niepokoją. Mama zaczęła wypytywać mnie o Kasię: – Skąd ona jest? Czym się zajmuje? Czy jej rodzice są w porządku? Czy nie pije? Czy nie pali?
Czułam się jak pośrednik między dwoma światami. Z jednej strony rozumiałam Bartka – był zakochany po uszy i chciał być szczęśliwy. Z drugiej strony widziałam strach w oczach mamy: bała się, że ktoś „obcy” rozbije naszą rodzinę.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez ścianę kłótnię Bartka z rodzicami.
– To twoje życie, ale pamiętaj, że rodzina jest najważniejsza! – krzyczała mama.
– Mamo, ja ją kocham! Dlaczego nie możesz tego zaakceptować? – odpowiadał Bartek drżącym głosem.
– Bo nie znamy tej dziewczyny! Może cię wykorzystuje!
– Przestań! Kasia jest wspaniała!
Siedziałam w swoim pokoju i płakałam. Chciałam pomóc bratu, ale nie wiedziałam jak. Michał próbował mnie pocieszyć:
– Magda, twoja mama zawsze była trudna. Ale może tym razem powinnaś stanąć po stronie Bartka?
Następnego dnia postanowiłam zaprosić Kasię do nas na obiad. Chciałam, żeby rodzice ją poznali i przekonali się, że nie ma się czego bać. Kasia przyszła z bukietem kwiatów dla mamy i ciastem własnej roboty. Była uprzejma, uśmiechnięta i bardzo starała się zrobić dobre wrażenie.
Ale mama była chłodna i zdystansowana.
– A czym zajmują się twoi rodzice? – zapytała od razu.
– Mama pracuje w sklepie spożywczym, tata jest kierowcą autobusu – odpowiedziała Kasia spokojnie.
– A ty? Studiujesz?
– Tak, pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim.
Mama tylko skinęła głową i już więcej się nie odezwała podczas obiadu. Atmosfera była napięta jak struna.
Po wyjściu Kasi mama powiedziała:
– Nie pasuje do naszej rodziny. Bartek zasługuje na kogoś lepszego.
Poczułam wściekłość i bezsilność jednocześnie.
– Mamo! Ona jest cudowna! Dlaczego jesteś taka uprzedzona?
– Bo wiem, jak kończą się takie historie! Najpierw miłość, potem rozczarowanie i łzy!
Bartek był załamany. Przestał rozmawiać z mamą, zamknął się w sobie. Ja próbowałam mediować między nimi, ale czułam się coraz bardziej rozdarta.
Pewnej nocy usłyszałam płacz mamy w kuchni. Poszłam do niej i zobaczyłam ją skuloną przy stole.
– Boję się o Bartka… Nie chcę go stracić – wyszeptała.
– Mamo… On cię kocha. Ale musisz mu pozwolić być szczęśliwym na swój sposób.
Minęły tygodnie pełne napięcia i cichych dni przy stole. W końcu Bartek postanowił wyprowadzić się do Kasi. Mama długo nie mogła tego przeboleć. Przez kilka miesięcy prawie nie rozmawialiśmy o Bartku.
Dopiero kiedy Kasia zaszła w ciążę i Bartek zadzwonił z wiadomością o wnuku, mama zaczęła powoli mięknąć.
– Może powinnam dać jej szansę… – powiedziała pewnego dnia cicho.
Dziś patrzę na moją rodzinę i widzę, jak bardzo zmieniło nas to wszystko. Mama nauczyła się akceptować innych ludzi takimi, jakimi są. Bartek jest szczęśliwy jak nigdy wcześniej. A ja? Wciąż zastanawiam się nad tym wszystkim…
Czy naprawdę możemy decydować za innych o ich szczęściu? Czy warto walczyć o swoje marzenia nawet wtedy, gdy wszyscy są przeciwko nam? Może czasem trzeba po prostu zaufać życiu i pozwolić mu płynąć swoim rytmem…