„Nie wszystko można wybaczyć – historia mojego ojca i mnie”

– Nie wierzę ci! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Mama patrzyła na mnie bezradnie, a jej dłonie drżały. Właśnie powiedziała mi, że ojciec wrócił do Polski po piętnastu latach nieobecności. Piętnaście lat ciszy, listów bez odpowiedzi, świąt spędzonych w trójkę: ja, mama i babcia. I nagle miałam uwierzyć, że wszystko da się naprawić?

Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę. Był listopad, deszcz bębnił o parapet, a ja czułam się jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg. Mama próbowała coś tłumaczyć, ale nie słuchałam jej. Wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową i usiadłam na zimnych schodach. „Dlaczego teraz? Dlaczego wraca akurat teraz, kiedy już nauczyłam się żyć bez niego?” – pytałam siebie w myślach.

Ojciec zostawił nas, gdy miałam dziesięć lat. Pamiętam jeszcze jego zapach – mieszankę papierosów i starej skóry z kurtki. Pamiętam też jego śmiech i to, jak potrafił rozbawić mnie nawet w najgorszy dzień. Ale potem wszystko się zmieniło. Najpierw były kłótnie z mamą – ciche, pełne żalu i pretensji. Potem nagle zniknął. Mama powiedziała tylko: „Tata musiał wyjechać do pracy za granicę”. Ale nawet jako dziecko wiedziałam, że to nie cała prawda.

Przez lata próbowałam nie myśleć o nim. Skupiałam się na nauce, potem na pracy w bibliotece miejskiej. Z czasem nauczyłam się nie zadawać pytań. Ale kiedy usłyszałam od mamy, że ojciec wrócił i chce się ze mną spotkać, cała złość i żal wróciły ze zdwojoną siłą.

– Aniu, on naprawdę się zmienił – próbowała przekonać mnie mama. – Jest chory…

– Chory? – przerwałam jej ostro. – A gdzie był przez te wszystkie lata? Gdzie był, kiedy płakałaś po nocach?

Mama spuściła wzrok. Wiedziałam, że cierpi tak samo jak ja, ale nie potrafiłam jej współczuć. W tamtej chwili czułam tylko gniew.

Kilka dni później dostałam SMS-a od nieznanego numeru: „Aniu, to tata. Proszę, spotkaj się ze mną”. Przez godzinę patrzyłam na ekran telefonu, zanim odpisałam krótkie: „Nie wiem”.

Nie spałam całą noc. W głowie przewijały mi się obrazy z dzieciństwa: tata prowadzący mnie za rękę do szkoły, tata naprawiający rower na podwórku… I potem – puste miejsce przy stole.

W końcu zgodziłam się na spotkanie. Umówiliśmy się w małej kawiarni na Pradze. Przyszłam pierwsza i usiadłam przy oknie. Kiedy wszedł, ledwo go poznałam – postarzał się, schudł, miał siwe włosy i zmęczone oczy.

– Cześć, Aniu – powiedział cicho.

Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę.

– Dlaczego wróciłeś? – zapytałam w końcu.

Westchnął ciężko.

– Bo nie mogłem już dłużej żyć z tym ciężarem… Bo jestem chory… Bo chciałem cię przeprosić…

– Przeprosić? – powtórzyłam z goryczą. – Myślisz, że to wystarczy?

Zacisnął dłonie na filiżance kawy.

– Nie wiem… Ale muszę spróbować.

Opowiedział mi wtedy swoją wersję wydarzeń. O tym, jak wyjechał do Niemiec za pracą, jak poznał inną kobietę i jak przez lata próbował wrócić do nas, ale bał się naszej reakcji. O tym, że teraz jest sam i ma raka płuc.

Siedziałam w milczeniu. Czułam się zdradzona po raz drugi – najpierw przez jego odejście, teraz przez prawdę.

Po powrocie do domu długo rozmawiałam z mamą. Okazało się, że wiedziała o wszystkim od dawna. Że przez lata ukrywała przede mną prawdę, żeby mnie chronić.

– Chciałam ci oszczędzić bólu – tłumaczyła łamiącym się głosem.

– Ale czy to było fair wobec mnie? – zapytałam cicho.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Spotykałam się z ojcem coraz częściej – czasem tylko po to, żeby na niego krzyczeć; czasem po to, żeby słuchać jego opowieści o dawnych czasach. Zaczęłam rozumieć jego motywacje, ale nie potrafiłam mu wybaczyć.

Najtrudniejsze były rozmowy z babcią. Ona nigdy mu nie wybaczyła.

– Twój ojciec zawsze był słaby – mówiła gorzko. – Zostawił was dla własnej wygody.

Czułam się rozdarta między lojalnością wobec mamy i babci a potrzebą poznania ojca na nowo.

W końcu nadszedł dzień, kiedy zadzwonił do mnie ze szpitala.

– Aniu… chyba to już koniec…

Pojechałam do niego bez zastanowienia. Trzymałam go za rękę do samego końca. Przed śmiercią wyszeptał:

– Przepraszam… Kocham cię…

Płakałam wtedy jak dziecko.

Dziś minął rok od jego śmierci. Wciąż nie wiem, czy mu wybaczyłam. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone? Czy prawda zawsze jest lepsza od kłamstwa?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę?