Nieoczekiwany telefon: Historia Wandy z Warszawy

Zamknęłam oczy, próbując odpłynąć w drzemkę, gdy nagle rozległ się dźwięk telefonu. Przez chwilę miałam ochotę go zignorować – przecież Krzysztof, mój mąż, był na działce u Marka i miał wrócić dopiero jutro. Ale coś w tym dźwięku było natarczywego, jakby los domagał się mojej uwagi. Sięgnęłam po słuchawkę, jeszcze zaspana.

– Halo? – wymamrotałam, nie kryjąc irytacji.

– Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Wandą Nowak? – odezwał się kobiecy głos, nieco drżący, ale stanowczy.

– Tak, to ja. O co chodzi?

– Tu Anna… Anna Zielińska. Ja… nie wiem, jak to powiedzieć. To ważne. Chodzi o pani syna, Michała.

Serce mi zamarło. Michał od lat mieszkał w Gdańsku, rzadko dzwonił, jeszcze rzadziej przyjeżdżał. Ostatni raz widzieliśmy się na Boże Narodzenie, pół roku temu. Od tamtej pory tylko krótkie wiadomości na Messengerze. Czy coś mu się stało?

– Co z Michałem? – zapytałam, czując, jak głos mi drży.

– On… on miał wypadek. Jest w szpitalu. Prosił, żeby zadzwonić do pani. – Anna zawahała się. – Jest przytomny, ale… powinna pani przyjechać.

Poczułam, jak świat wiruje. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W głowie kłębiły się myśli: dlaczego nie zadzwonił sam? Kim jest ta Anna? Czy to jego dziewczyna? Przecież mówił, że jest sam…

– Który szpital? – zapytałam, próbując opanować panikę.

– Uniwersytecki w Gdańsku. Oddział chirurgii. Proszę się nie martwić, lekarze mówią, że będzie dobrze, ale… Michał bardzo pani potrzebuje.

Po zakończeniu rozmowy przez dłuższą chwilę siedziałam na kanapie, wpatrując się w ścianę. W głowie miałam mętlik. Próbowałam zebrać myśli, ale wszystko wydawało się nierealne. Michał, mój jedyny syn, ten sam, z którym od lat nie mogłam się dogadać, teraz leżał w szpitalu i prosił o moją obecność. Czy to nie ironia losu?

Zadzwoniłam do Krzysztofa, ale nie odbierał. Pewnie był zajęty naprawą płotu albo po prostu nie słyszał telefonu. Zostawiłam mu wiadomość: „Michał w szpitalu w Gdańsku. Jadę do niego. Oddzwonię, jak będę wiedziała więcej.”

Szybko spakowałam torbę – kilka ubrań, szczoteczka do zębów, dokumenty. Wyszłam z mieszkania, zamknęłam drzwi i poczułam, jak ogarnia mnie samotność. Na klatce schodowej spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.

– Pani Wando, wszystko w porządku? – zapytała z troską.

– Syn w szpitalu. Muszę jechać do Gdańska – odpowiedziałam, ledwo powstrzymując łzy.

– Trzymam kciuki, proszę dać znać, jak coś będzie wiadomo – powiedziała, ściskając mnie za rękę.

Podróż pociągiem dłużyła się niemiłosiernie. Wpatrywałam się w mijane pola i lasy, wspominając dzieciństwo Michała. Był zawsze uparty, zamknięty w sobie. Po śmierci mojej mamy jeszcze bardziej się oddalił. Krzysztof próbował do niego dotrzeć, ale bez skutku. Ostatnie lata to nieustanne kłótnie: o pracę, o dziewczyny, o pieniądze. Czułam, że tracę z nim kontakt, ale nie wiedziałam, jak to naprawić.

W szpitalu zastałam Annę – młodą kobietę o zmęczonych oczach. Przywitała mnie niepewnym uśmiechem.

– Dzień dobry, pani Wando. Michał czeka na panią. Jest trochę obolały, ale przytomny.

– Kim pani jest? – zapytałam, nie kryjąc podejrzliwości.

– Jestem jego… partnerką. Od roku jesteśmy razem. Michał nie chciał pani martwić, dlatego nie mówił.

Poczułam ukłucie żalu. Dlaczego nie powiedział mi o niej? Czy aż tak bardzo mnie unikał?

Weszłam do sali. Michał leżał na łóżku, blady, z opatrunkiem na głowie. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się słabo.

– Cześć, mamo.

– Michał… – podeszłam do niego, nie wiedząc, czy go przytulić, czy nakrzyczeć.

– Przepraszam, że tak wyszło – powiedział cicho. – Nie chciałem cię martwić. Anna… ona jest dla mnie ważna. Chciałem ci ją przedstawić, ale zawsze brakowało odwagi.

Usiadłam przy jego łóżku. Przez chwilę milczeliśmy. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Michał, dlaczego tak trudno nam rozmawiać? Przecież jesteś moim synem. Chcę wiedzieć, co się u ciebie dzieje.

Spojrzał na mnie z bólem.

– Bo zawsze miałaś swoje zdanie na każdy temat. Bałem się twojej krytyki. Chciałem żyć po swojemu.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Czy naprawdę byłam aż tak surowa? Czy przez lata nie zauważałam jego potrzeb?

Anna weszła do sali z kubkiem herbaty.

– Przepraszam, że przeszkadzam. Michał, lekarz chciałby z tobą porozmawiać.

Wyszłam na korytarz. Oparłam się o ścianę i pozwoliłam łzom płynąć. Przypomniałam sobie wszystkie nasze kłótnie, niewypowiedziane słowa, żale. Czy jeszcze można to naprawić? Czy nie jest za późno?

Wieczorem zadzwonił Krzysztof. Był zaniepokojony, ale starał się mnie pocieszyć.

– Wanda, najważniejsze, że Michał żyje. Może to wszystko jest po coś? Może wreszcie się dogadacie?

Siedziałam przy łóżku syna całą noc. Rozmawialiśmy długo – o przeszłości, o błędach, o marzeniach. Michał opowiedział mi o Annie, o planach na przyszłość. Po raz pierwszy od lat poczułam, że naprawdę go słucham.

Rano, patrząc na śpiącego syna, pomyślałam: ile rodzinnych tajemnic i niewypowiedzianych słów niszczy nasze relacje? Czy potrafimy wybaczyć sobie nawzajem? Czy można zacząć od nowa, nawet jeśli tyle lat żyliśmy obok siebie, a nie razem?

Może czasem potrzeba dramatu, żeby zobaczyć, co naprawdę jest ważne. Czy wy też macie w rodzinie sprawy, o których boicie się rozmawiać? Co byście zrobili na moim miejscu?