Nieprzygotowane gniazdo: Jak wróciłam do domu z noworodkiem i zastałam chaos

– Michał, gdzie są pieluchy? – mój głos drżał, kiedy przekroczyłam próg mieszkania, trzymając w ramionach naszego synka, Jasia. Byłam wykończona po porodzie, z oczami pełnymi łez szczęścia i strachu. W głowie miałam obraz domu gotowego na powrót nowego członka rodziny: czyste prześcieradła, zapach świeżości, rząd pieluch na półce, wanienka czekająca na pierwszą kąpiel. Tymczasem zastałam chaos.

W salonie piętrzyły się brudne talerze, na podłodze leżały porozrzucane ubrania. W kącie stało nierozpakowane pudło z łóżeczkiem – nawet nie otwarte. Przewijak był przykryty stertą gazet i jakimiś narzędziami. Przez chwilę miałam wrażenie, że to nie moje mieszkanie, że pomyliłam adresy. Ale nie – to był nasz dom. Nasz dom, w którym miałam zacząć nowe życie jako matka.

Michał wybiegł z kuchni, wycierając ręce o spodnie. – Kochanie, już, już! Zaraz wszystko ogarnę! – powiedział z wymuszonym uśmiechem. W jego oczach zobaczyłam panikę.

– Michał, przecież rozmawialiśmy o tym setki razy! Miałeś przygotować wszystko na nasz powrót! – głos mi się załamał. Jaś zaczął płakać, a ja razem z nim.

Michał podszedł do mnie niepewnie. – Przepraszam, naprawdę chciałem… Ale miałem tyle pracy… I nie wiedziałem, od czego zacząć…

Poczułam narastającą złość. Praca? Od czego zacząć? Przecież zostawiłam mu listę! Wszystko było rozpisane: kupić pieluchy, złożyć łóżeczko, przygotować wanienkę, wyprać ubranka. To nie była rakietowa technologia.

– Michał, ja nie mogę teraz myśleć o pracy! Ja muszę nakarmić dziecko, przewinąć je… Gdzie są rzeczy dla Jasia? – pytałam coraz bardziej rozpaczliwie.

– Pieluchy… chyba się skończyły… Ale zaraz pojadę do sklepu! – odpowiedział i wybiegł z mieszkania.

Zostałam sama. Jaś płakał coraz głośniej. Usiadłam na kanapie i rozpłakałam się razem z nim. Czułam się bezradna i zdradzona. Przez dziewięć miesięcy przygotowywałam się na ten moment. Czytałam poradniki, chodziłam na szkołę rodzenia, rozmawiałam z innymi mamami. Michał obiecywał, że wszystko będzie dobrze. Że mogę na niego liczyć.

Wrócił po pół godzinie z torbą pełną pieluch i chusteczek. – Już jestem! – powiedział z ulgą. Ale ja nie czułam ulgi. Czułam żal.

– Michał… Ja naprawdę potrzebuję twojego wsparcia. Nie mogę być sama w tym wszystkim – powiedziałam cicho.

Usiadł obok mnie i spuścił głowę. – Wiem… Zawiodłem cię. Myślałem, że jakoś to będzie… Że dam radę…

– Ale nie dałeś… I ja teraz muszę radzić sobie sama – odpowiedziałam gorzko.

Przez kolejne dni próbowałam ogarnąć rzeczywistość. Michał starał się pomagać, ale ciągle czegoś nie wiedział, coś robił źle albo zapominał. Kiedy prosiłam go o pomoc przy kąpieli Jasia, patrzył na mnie jak przestraszone dziecko.

– Może ty to zrobisz? Ja się boję…

– Michał! To jest twoje dziecko! Musisz się nauczyć! – krzyczałam czasem przez łzy.

Zaczęliśmy się coraz częściej kłócić. Ja byłam zmęczona i rozczarowana, on czuł się bezużyteczny i przytłoczony. Moja mama przyjechała na kilka dni pomóc mi w opiece nad Jasiem. Patrzyła na Michała z dezaprobatą.

– Kiedyś mężczyźni byli inni – mruknęła pod nosem.

Nie chciałam słuchać takich komentarzy, ale sama zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę wybrałam właściwego partnera? Czy Michał kiedykolwiek dorośnie do roli ojca?

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem w kuchni. Jaś spał w końcu spokojnie w swoim łóżeczku (które sama musiałam złożyć). Michał patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Przepraszam cię jeszcze raz… Wiem, że cię zawiodłem. Ale boję się… Boję się, że nie będę dobrym ojcem…

Spojrzałam na niego i zobaczyłam w nim tego samego chłopaka, którego kiedyś pokochałam za poczucie humoru i czułość. Ale teraz potrzebowałam partnera, a nie przestraszonego chłopca.

– Michał… Musisz się nauczyć być ojcem. Nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla Jasia. On cię potrzebuje tak samo jak ja – powiedziałam spokojnie.

Milczał przez chwilę, a potem przytulił mnie mocno.

– Postaram się… Obiecuję.

Nie wiem, czy mu wierzę. Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć ten pierwszy zawód. Ale wiem jedno: nie mogę być sama w tej walce o rodzinę.

Czasem zastanawiam się: ilu kobietom przytrafia się coś podobnego? Ile z nas wraca do domu pełnego chaosu i musi walczyć o wsparcie partnera? Czy można odbudować zaufanie po takim rozczarowaniu? A może to właśnie takie chwile pokazują nam prawdę o sobie nawzajem?