Niespodzianka nie będzie dla ciebie – opowieść o matce, córce i sekretach, które dzielą rodzinę
— Mamo, tylko nie mów, że zapomniałaś! — pisnęła Zosia, wpadając do przedpokoju i zrzucając z ramion drogą torebkę. — No mamo! Przecież uprzedzałam cię miesiąc temu!
Halina Piotrowska powoli odwróciła się od lustra, gdzie poprawiała siwe włosy. Dłonie lekko się jej trzęsły, ale wzrok pozostał spokojny.
— O czym ty, Zosieńko?
Zosia westchnęła teatralnie, rzucając klucze na komodę. — O moich urodzinach! Dzisiaj jest dwunasty maja! Miałaś być gotowa na siedemnastą, a ty nawet nie jesteś ubrana. Goście zaraz przyjdą!
Patrzyłam na nią przez chwilę, próbując ukryć narastające w środku zmęczenie. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę aż tak bardzo zawiodłam jako matka? Czy to, że nie pamiętałam o tej konkretnej dacie, przekreśla wszystko, co dla niej zrobiłam przez te wszystkie lata?
— Zosiu, kochanie… — zaczęłam cicho, ale ona już była przy mnie, już podnosiła głos:
— Nie wierzę! Ty naprawdę zapomniałaś! Wszyscy będą czekać na ciebie! Tata przyjedzie specjalnie z Gdańska, a ty…
Zacisnęłam usta. Słowo „tata” zawsze wywoływało we mnie ból. Od rozwodu minęło już dziesięć lat, ale dla Zosi to wciąż była otwarta rana. Dla mnie też. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość.
— Przepraszam — powiedziałam w końcu. — Po prostu miałam dziś ciężki dzień w pracy.
Zosia spojrzała na mnie z wyrzutem. — Praca, praca… Zawsze wszystko jest ważniejsze ode mnie.
Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się gwałtownie. W jej oczach widziałam łzy i gniew. Wiedziałam, że nie chodzi tylko o te urodziny. To był cały bagaż żalu, który nosiła w sobie od lat.
— Zosiu…
— Nie! — przerwała mi ostro. — Ja już nie chcę słuchać twoich wymówek. Zawsze jesteś zmęczona albo zajęta. Nawet nie wiesz, co się u mnie dzieje!
Zamilkłam. Miała rację. Ostatnio coraz częściej zamykałam się w sobie, uciekając przed rzeczywistością w pracę i codzienne obowiązki. Bałam się konfrontacji z własnymi uczuciami i z tym, co straciłam.
W kuchni zadzwonił telefon. Zosia spojrzała na mnie z irytacją.
— Odbierz, pewnie znowu ktoś z pracy — rzuciła z przekąsem.
Poszłam do kuchni i odebrałam słuchawkę. To była moja siostra, Barbara.
— Halina? Wszystko gotowe na przyjęcie? — zapytała radośnie.
— Tak… — skłamałam.
— Słyszałam Zosię. Znowu się kłócicie?
— Nie teraz, Basia — szepnęłam i rozłączyłam się szybko.
Wróciłam do przedpokoju. Zosia stała przy drzwiach balkonowych i patrzyła w dal.
— Pamiętasz, jak kiedyś robiłaś mi niespodzianki? — zapytała nagle cicho. — Jak piekłaś torty i śpiewałaś mi sto lat?
Poczułam ukłucie w sercu. Tak, pamiętałam. Ale wtedy byłam inną kobietą. Miałam więcej siły i nadziei. Teraz wszystko wydawało się takie trudne.
— Przepraszam cię, Zosiu — powiedziałam jeszcze raz. — Chciałabym być lepszą matką.
Odwróciła się do mnie powoli. W jej oczach zobaczyłam coś nowego — może cień współczucia?
— Może po prostu powinnaś ze mną porozmawiać? — zapytała cicho.
Usiadłyśmy razem na kanapie. Przez chwilę milczałyśmy.
— Wiesz… — zaczęłam niepewnie — czasem czuję się bardzo samotna. Po rozwodzie wszystko się zmieniło. Chciałam być silna dla ciebie, ale chyba za bardzo zamknęłam się w sobie.
Zosia spojrzała na mnie uważnie.
— Ja też czuję się samotna — wyszeptała. — Zwłaszcza kiedy widzę cię taką obcą.
Poczułam łzy pod powiekami. Po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie na słabość.
— Boję się, że cię stracę — powiedziałam szczerze.
Zosia ścisnęła moją dłoń.
— Nie stracisz mnie, mamo. Ale musisz mi zaufać i pozwolić być częścią twojego życia.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Goście zaczęli schodzić się na przyjęcie urodzinowe Zosi. Wśród nich był mój były mąż, Andrzej. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały — tyle niewypowiedzianych słów wisiało między nami.
Przez cały wieczór starałam się być obecna dla córki, choć serce ściskał mi lęk i poczucie winy. Kiedy wszyscy już wyszli, usiadłyśmy razem w kuchni przy resztkach tortu.
— Mamo…
Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem.
— Tak?
— Dziękuję ci za dzisiaj. Nawet jeśli nie było idealnie… to było prawdziwie.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Teraz siedzę sama w pustym mieszkaniu i zastanawiam się: czy można naprawić to, co przez lata się psuło? Czy wystarczy jedna szczera rozmowa, żeby odbudować mosty między matką a córką? A może czasem trzeba po prostu pozwolić sobie na słabość i poprosić o wybaczenie?