Nowa koleżanka w pracy powiedziała, że moja żona mnie nie docenia. Zaprosiła mnie na spacer po pracy: nie spodziewałem się, ale przyjąłem jej propozycję. To zmieniło wszystko.

– Michał, czemu zawsze wychodzisz z pracy taki przybity? – zapytała Kasia, nowa dziewczyna z działu analiz, kiedy pakowałem laptopa do torby. Jej głos był cichy, ale stanowczy. Spojrzałem na nią zaskoczony, bo przecież ledwo się znamy.

– Nie wiem, chyba po prostu taki dzień – odpowiedziałem wymijająco, próbując ukryć zmęczenie i rozczarowanie, które od miesięcy nosiłem w sobie jak ciężki plecak.

– Wiesz, obserwuję cię od kilku tygodni. Jesteś jednym z tych ludzi, którzy dają z siebie wszystko, a nikt tego nie zauważa. Ani w pracy, ani… – zawahała się – ani w domu?

Zamarłem. Skąd ona mogła wiedzieć? Przecież nigdy nie rozmawialiśmy o moim życiu prywatnym. Ale jej spojrzenie było tak przenikliwe, że poczułem się nagi.

– Chodź na spacer po pracy. Pogadamy – zaproponowała nagle. – Nie musisz się tłumaczyć. Po prostu… czasem dobrze jest pogadać z kimś, kto nie ocenia.

Nie wiem dlaczego się zgodziłem. Może dlatego, że od miesięcy czułem się przezroczysty – w domu, gdzie żona, Ania, wiecznie była zajęta dziećmi i własną karierą; w pracy, gdzie byłem tylko trybikiem w maszynie. Może dlatego, że Kasia miała w oczach coś, czego dawno nie widziałem u nikogo: autentyczne zainteresowanie.

Spacerowaliśmy po parku przy ulicy Sienkiewicza. Kasia mówiła o swoim rozwodzie, o tym jak jej mąż przestał ją zauważać. Słuchałem jej i czułem, jakby opowiadała moją historię.

– Michał, powiedz mi szczerze: kiedy ostatni raz twoja żona powiedziała ci coś miłego? Albo zapytała, jak się czujesz?

Zamilkłem. Nie pamiętałem. Może na urodziny rok temu? Może wtedy, gdy dostałem awans? Ale nawet wtedy jej gratulacje były chłodne i rzeczowe.

– Wiesz… – zacząłem niepewnie – czasem mam wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do jej życia. Że gdyby mnie nie było, nawet by tego nie zauważyła.

Kasia uśmiechnęła się smutno.

– Zasługujesz na więcej.

Te słowa wracały do mnie przez całą noc. Leżałem obok Ani w łóżku i patrzyłem w sufit. Ona przewracała się z boku na bok, przeglądała coś na telefonie. Nawet nie zapytała, czemu wróciłem później niż zwykle.

Następnego dnia w pracy Kasia podeszła do mojego biurka z kawą.

– Dziękuję za wczoraj. Dawno nie czułam się tak wysłuchana – powiedziała cicho.

– To ja dziękuję – odpowiedziałem szczerze.

Od tego dnia zaczęliśmy rozmawiać codziennie. Najpierw o pracy, potem o życiu. Zauważyłem, że coraz częściej czekam na te rozmowy bardziej niż na powrót do domu.

W domu Ania była coraz bardziej nieobecna. Dzieci – Kuba i Zosia – miały swoje sprawy. Ja stawałem się cieniem we własnym mieszkaniu.

Pewnego wieczoru zebrałem się na odwagę.

– Aniu, możemy porozmawiać?

Spojrzała na mnie znad laptopa z irytacją.

– Teraz? Mam ważny projekt do skończenia.

– To poczekam – powiedziałem spokojnie i usiadłem przy stole.

Czekałem godzinę. W końcu przyszła do kuchni po herbatę.

– O co chodzi?

– Czujesz się ze mną szczęśliwa?

Zmarszczyła brwi.

– Skąd to pytanie?

– Po prostu… mam wrażenie, że coraz bardziej się oddalamy.

Westchnęła ciężko.

– Michał, wszyscy mają teraz ciężko. Praca, dzieci… Nie mam czasu na sentymenty.

– Ale ja… ja czuję się samotny – wyszeptałem.

Spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz od lat.

– Może powinieneś znaleźć sobie jakieś hobby albo spotkać się z kolegami? Ja naprawdę nie mam siły na twoje rozterki.

Wyszedłem z kuchni z uczuciem pustki. Następnego dnia Kasia zaproponowała wspólny lunch poza biurem.

– Michał, musisz coś zmienić. Albo pogadasz z żoną szczerze i spróbujecie to naprawić… albo będziesz tkwił w tym marazmie do końca życia. Albo…

Zawahała się.

– Albo co?

– Albo dasz sobie szansę na szczęście gdzie indziej.

Patrzyłem na nią długo. Wiedziałem, co ma na myśli. Bałem się tego bardziej niż czegokolwiek innego.

Przez kolejne tygodnie żyłem w zawieszeniu. Z jednej strony lojalność wobec rodziny i dzieci; z drugiej – rosnące uczucie do Kasi i świadomość własnych potrzeb.

W końcu Ania zauważyła zmianę.

– Coś się dzieje? – zapytała pewnego wieczoru niespodziewanie łagodnie.

– Tak… chyba już nie potrafię udawać, że wszystko jest dobrze – odpowiedziałem drżącym głosem.

Rozmowa była długa i bolesna. Padły słowa o rozczarowaniu, zmęczeniu i braku bliskości. O tym, że oboje gdzieś się pogubiliśmy.

Nie wiem jeszcze, jak potoczy się moje życie. Czy zostanę z Anią i spróbujemy odbudować to, co straciliśmy? Czy pozwolę sobie na nowy początek z Kasią?

Czasem myślę: ile można czekać na szczęście? Czy warto poświęcać siebie dla pozorów stabilności? A może każdy zasługuje na to, by być naprawdę widzianym?