Oddałam synowi dom, wyremontowałam go i kupiłam meble. Teraz jego żona chce go sprzedać

– Nie rozumiem, dlaczego to robisz, Michał! – głos Agnieszki drżał, choć starała się mówić spokojnie. – Przecież ten dom to twoja przyszłość. Nasza rodzinna historia.

Michał stał przy oknie, patrząc na ogród, który przez lata pielęgnowała. Wiosną sadziła tu tulipany, a latem zbierała maliny z krzaków, które posadził jeszcze jej ojciec. Teraz jej syn, jej jedyne dziecko, nawet nie chciał na nią spojrzeć.

– Mamo, to nie jest takie proste – odpowiedział cicho. – Z Justyną… mamy inne plany.

Agnieszka poczuła, jakby ktoś ścisnął jej serce. Przez lata odkładała każdy grosz, pracując po godzinach w sklepie spożywczym i sprzątając u sąsiadów. Wszystko po to, by Michał miał lepszy start. Gdy miał pięć lat, obiecała sobie, że kiedyś dostanie własny dom. I dotrzymała tej obietnicy – kupiła stary domek na przedmieściach Krakowa, wyremontowała go własnymi rękami, a potem urządziła tak, by Michał czuł się w nim bezpiecznie.

Teraz jednak Justyna, jego żona, chciała to wszystko sprzedać.

– Przecież to tylko dom – powiedziała Justyna kilka dni wcześniej, gdy Agnieszka próbowała z nią rozmawiać. – Potrzebujemy pieniędzy na nowe życie. Chcemy wyjechać do Warszawy.

Agnieszka nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Dla niej ten dom był wszystkim. Każda cegła przypominała jej o wyrzeczeniach i marzeniach. Pamiętała noce spędzone na malowaniu ścian i dni, gdy z trudem dźwigała worki z cementem. Michał pomagał jej wtedy, jeszcze jako nastolatek – narzekał, ale zawsze był przy niej.

– Michał… – zaczęła łamiącym się głosem. – Czy naprawdę chcesz to zrobić? Oddać wszystko, co dla ciebie przygotowałam?

Syn odwrócił się powoli. W jego oczach zobaczyła zmęczenie i niepewność.

– Mamo, ja… Ja nie wiem. Justyna mówi, że musimy myśleć o przyszłości. O naszym dziecku…

Agnieszka poczuła ukłucie zazdrości i żalu. Oto jej syn miał własną rodzinę – a ona została gdzieś na marginesie ich życia. Przez chwilę chciała krzyczeć, błagać go, by się opamiętał. Ale wiedziała, że to nic nie da.

Wróciły wspomnienia: Michał jako mały chłopiec bawiący się w ogrodzie; Michał płaczący po rozstaniu z pierwszą dziewczyną; Michał dziękujący jej za nowy pokój po remoncie. Wszystko to wydawało się teraz takie odległe.

Wieczorem zadzwoniła do niej sąsiadka, pani Zofia.

– Agnieszko, słyszałam… To prawda? Michał sprzedaje dom?

Agnieszka nie potrafiła odpowiedzieć. Łzy cisnęły się do oczu.

– Tak… Chyba tak – wyszeptała.

– Ale jak to? Przecież tyle dla niego zrobiłaś! – oburzyła się Zofia.

– Dzieci mają swoje życie… – powiedziała Agnieszka cicho.

Następnego dnia Justyna przyszła do niej z dokumentami.

– Potrzebujemy twojej zgody na sprzedaż – powiedziała bez ogródek. – Wiem, że to dla pani trudne, ale proszę zrozumieć: Michał dostał awans w Warszawie. Tam jest przyszłość dla naszej córki.

Agnieszka spojrzała na nią długo. W oczach Justyny nie było ani cienia wdzięczności czy zrozumienia. Tylko chłodna determinacja.

– A co ze mną? – zapytała cicho Agnieszka. – Co z tym wszystkim, co tu zostawiłam?

Justyna wzruszyła ramionami.

– To tylko miejsce. Ludzie są ważni.

Agnieszka poczuła się jak zbędny mebel w domu, który sama stworzyła.

Wieczorem Michał przyszedł sam.

– Mamo… Przepraszam. Wiem, jak bardzo ci zależy na tym domu. Ale ja muszę myśleć o swojej rodzinie. O Justynie i naszej córce.

Agnieszka spojrzała na niego ze łzami w oczach.

– A ja? Czy ja już nie jestem twoją rodziną?

Michał spuścił wzrok.

– Jesteś… Ale muszę wybrać.

Przez kolejne dni Agnieszka chodziła jak cień po pustych pokojach. Każdy przedmiot przypominał jej o przeszłości: stare zdjęcia Michała na komodzie, firanki szyte własnoręcznie przez matkę Agnieszki, dziecięcy rysunek oprawiony w ramkę.

W końcu podpisała dokumenty. Nie miała siły walczyć.

Ostatniego dnia przed wyprowadzką Michał przyszedł się pożegnać.

– Mamo… Dziękuję za wszystko – powiedział cicho. – Nigdy ci tego nie zapomnę.

Agnieszka przytuliła go mocno, czując jak łzy spływają jej po policzkach.

– Dbaj o siebie… I o nich – wyszeptała.

Gdy dom opustoszał, Agnieszka usiadła na schodach i spojrzała na ogród przez okno. Cisza była przytłaczająca.

Czy naprawdę można pogodzić miłość matki z decyzjami dorosłych dzieci? Czy poświęcenie zawsze musi oznaczać stratę? Czasem zastanawiam się: czy zrobiłam wszystko dobrze? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?