Ostatni uścisk nad brzegiem Wisły: Słowa brata, które brzmią we mnie do dziś
„Ola, przysięgam, jak tylko wrócę, opowiem ci wszystko!” – krzyknął Bartek, wybiegając z domu z plecakiem przewieszonym przez ramię. Stałam na ganku naszego starego domu w Toruniu, ściskając w dłoni jego ulubioną bransoletkę z rzemyka. Słońce odbijało się od tafli Wisły, a powietrze pachniało latem i dzieciństwem. Nie wiedziałam jeszcze, że to ostatni raz, kiedy widzę mojego brata żywego.
„Nie idź za daleko!” – zawołałam za nim, ale tylko się uśmiechnął tym swoim łobuzerskim uśmiechem. „Ola, przecież umiem pływać lepiej niż wszyscy!”
Byliśmy we troje: Bartek, ja i nasz przyjaciel Kuba. Tamtego dnia chłopaki poszli nad rzekę beze mnie – miałam gorączkę i mama kazała mi zostać w domu. Siedziałam na parapecie w kuchni, patrzyłam przez okno na Wisłę i czekałam, aż wrócą. Mama gotowała rosół, tata naprawiał samochód na podjeździe. Wszystko wydawało się zwyczajne – do momentu, gdy zadzwonił telefon.
„Olu, gdzie jest Bartek?” – zapytała mama, a jej głos był już napięty. „Mówił, że wróci na obiad…”
Zerknęłam na zegarek – minęły już ponad dwie godziny odkąd wyszli. Poczułam niepokój, ale próbowałam go zagłuszyć. „Na pewno zasiedzieli się u Kuby,” skłamałam – bardziej sobie niż jej.
Godzinę później pod naszym domem pojawiła się mama Kuby – zapłakana i roztrzęsiona. „Wypadek… na Wiśle… Bartek… porwał go nurt…”
Pamiętam, jak świat mi się wtedy zawalił. Mama krzyknęła, tata rzucił klucz francuski i pobiegł w stronę rzeki. Ja zostałam sparaliżowana na schodach, niezdolna do ruchu czy myśli. W uszach dźwięczały mi ostatnie słowa Bartka: „Przysięgam ci…”
Nad Wisłą zebrało się całe osiedle. Strażacy przeszukiwali wodę, ludzie milczeli lub płakali po cichu. Kuba siedział skulony na trawie, powtarzając: „Nie mogłem nic zrobić… Nie mogłem nic zrobić…”
Dopiero później dowiedziałam się szczegółów. Bartek skoczył z wysokiego brzegu – jak zawsze. Ale tego dnia rzeka była wyjątkowo wezbrana po burzach; nurt był silniejszy niż zwykle. Kuba widział, jak Bartek walczy z wodą, próbując dopłynąć do brzegu, ale Wisła wciągnęła go pod powierzchnię. Zniknął mu z oczu.
Czekaliśmy godzinami nad rzeką. Mama modliła się szeptem, tata patrzył w wodę jakby miał nadzieję zobaczyć syna wynurzającego się z fal. Ja ściskałam bransoletkę Bartka i powtarzałam w myślach: „Przysięgałeś mi… przysięgałeś…”
Gdy go znaleźli, było już za późno. Pamiętam lodowaty chłód, który przeszył mnie na widok jego ciała wynoszonego z wody – jakby część mnie umarła razem z nim. Ludzie płakali, obejmowali nas, ale nic nie mogło wypełnić pustki, która rozdarła moją duszę.
Przez kolejne dni nie wychodziłam z pokoju. Mama nie przestawała płakać, tata milczał i znikał na całe dnie. Sąsiedzi przynosili jedzenie i słowa otuchy – ale nikt nie rozumiał, co to znaczy stracić brata, który był dla mnie wszystkim.
Pewnej nocy przyśnił mi się Bartek. Stał na brzegu Wisły i śmiał się: „Ola, nie płacz… jestem tu!” Obudziłam się z jego głosem w głowie i wiedziałam już, że nigdy go nie zapomnę.
Lata mijały, a ja wciąż wracam nad rzekę. Siadam na tej samej skarpie, gdzie ostatni raz widziałam Bartka i rozmawiam z nim w myślach. Czasem wydaje mi się, że słyszę jego śmiech w szumie fal albo czuję jego dłoń na ramieniu w najtrudniejszych chwilach.
Nasza rodzina nigdy się nie pozbierała. Mama do dziś nakrywa do stołu o jeden talerz więcej na Wigilię – mówi, że inaczej nie potrafi. Tata już nie naprawia samochodów; siedzi w ciszy i przegląda stare zdjęcia. Ja musiałam dorosnąć za wcześnie.
Często ludzie pytają mnie, dlaczego nie potrafię zostawić przeszłości za sobą. Nie wiedzą, że każda kropla Wisły niesie ze sobą cząstkę mojego brata; nie wiedzą, że każde jego słowo nadal brzmi w mojej głowie.
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na pytanie: Dlaczego właśnie on? Dlaczego wtedy? Ale wiem jedno – miłość, którą dzieliliśmy była silniejsza niż każda rzeka i każda rozpacz.
A wy? Czy potrafilibyście żyć dalej z sercem zostawionym na dnie rzeki? Czy kiedykolwiek musieliście pożegnać kogoś bez ostatniego uścisku?