Pięć lat temu pożyczyliśmy teściom dużą sumę. „Darujmy im dług” – mówi mój mąż. Ale moja mama uważa, że powinniśmy się upomnieć…

– I co teraz, Magda? – zapytała moja mama, patrząc na mnie z wyraźnym wyrzutem. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a ja czułam, jakby ktoś ściskał mnie za gardło. – Pięć lat minęło, a oni nawet nie wspomnieli o zwrocie tych pieniędzy. To nie jest w porządku.

Wiedziałam, że nie jest. Ale czy naprawdę powinnam teraz rozgrzebywać tę sprawę? Przecież to rodzina mojego męża. Piotr od początku mówił, że nie powinniśmy się upominać, że „to tylko pieniądze”. Ale dla mnie to nie były tylko pieniądze. To były nasze oszczędności, które odkładaliśmy przez lata, rezygnując z wakacji, z nowych mebli, z drobnych przyjemności. Wtedy byłam na urlopie macierzyńskim, a Piotr dopiero zaczynał nową pracę. Każda złotówka miała znaczenie.

Pamiętam tamten wieczór sprzed pięciu lat, jakby to było wczoraj. Siedzieliśmy z teściami w ich salonie – ciemne meble, zapach starej kawy i ten niepokój w oczach teściowej.

– Magdo, Piotrze… – zaczęła teściowa, ściskając dłonie na kolanach. – Mamy kłopot z domkiem w Międzyzdrojach. Dach przecieka, a ubezpieczenie nie pokryje wszystkiego…

Teść milczał, patrzył w podłogę. Piotr spojrzał na mnie pytająco. Wtedy jeszcze ufałam, że wszystko się ułoży.

– Ile potrzebujecie? – zapytałam cicho.

– Osiemnaście tysięcy… – wyszeptała teściowa.

To była ogromna suma. Ale przecież byliśmy rodziną. „Oddamy wam wszystko do końca roku” – obiecała teściowa.

Rok minął. Potem drugi. Życie toczyło się dalej: choroba mojego taty, przedszkole dla Antka, awans Piotra. Teściowie czasem wspominali o domku, ale nigdy o pieniądzach.

Teraz siedzę przy stole z mamą i czuję się jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

– Magda, oni cię wykorzystali – mówi mama. – Gdyby to była twoja siostra albo brat, już dawno byś się upomniała.

– To nie takie proste…

– A co powiesz Antkowi za kilka lat? Że pozwoliłaś komuś zabrać jego przyszłość?

Te słowa bolą najbardziej. Bo przecież chodzi też o Antka. O jego zajęcia dodatkowe, o wakacje nad morzem, o nowy rower…

Wieczorem rozmawiam z Piotrem. On siedzi przy komputerze i nawet nie odwraca się do mnie.

– Piotrze…

– Wiem, co chcesz powiedzieć – przerywa mi. – Ale ja nie chcę wojny w rodzinie. Mama i tata są starsi, mają swoje problemy…

– Ale my też mamy swoje! – wybucham. – To nie jest sprawiedliwe!

– Magda… To tylko pieniądze. Dla nich ten domek to wszystko. Mama tam odpoczywa, tata naprawia coś co weekend…

– A my? My mamy być zawsze na drugim miejscu?

Cisza. Piotr wzdycha ciężko.

– Może po prostu im darujemy? Przecież i tak nigdy nie poproszą o zwrot.

Nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.

Następnego dnia spotykam się z teściową na kawie. Jest pogodna, opowiada o nowej altanie przy domku.

– Wiesz, Magdo… Tak się cieszę, że mamy ten nasz azyl. Bez was by się nie udało…

Patrzę na nią i czuję narastającą złość.

– A pamiętasz może… tamtą pożyczkę? – pytam ostrożnie.

Teściowa zamiera na chwilę.

– Oj, dziecko… Myślałam, że już dawno o tym zapomnieliście…

– Nie zapomnieliśmy – odpowiadam cicho.

W jej oczach pojawia się cień winy.

– Magdo… My naprawdę chcieliśmy oddać… Ale potem tata zachorował, potem remont…

– Rozumiem – przerywam jej. – Ale dla nas to była duża suma.

Teściowa ściska moją dłoń.

– Kochana… Może kiedyś się odwdzięczymy? Może Antek będzie chciał jeździć do domku?

Wracam do domu roztrzęsiona. Piotr patrzy na mnie pytająco.

– I co? – pyta cicho.

– Nic. Dla nich to już zamknięta sprawa.

Przez kolejne tygodnie czuję się coraz gorzej. Mama dzwoni codziennie: „I co postanowiliście?” Teściowie zapraszają nas do domku: „Przyjedźcie, odpoczniecie!” Piotr unika tematu.

W końcu wybucham podczas rodzinnego obiadu:

– Czy naprawdę nikt nie widzi problemu w tym, co się stało?

Wszyscy milkną. Teść spuszcza wzrok, teściowa zaczyna płakać.

– Magda… Przepraszamy…

Piotr patrzy na mnie z wyrzutem:

– Musiałaś to zrobić przy wszystkich?

Wychodzę z pokoju i zamykam się w łazience. Płaczę długo i głośno.

Wieczorem Piotr siada obok mnie na łóżku.

– Może powinniśmy po prostu odpuścić? Rodzina jest ważniejsza niż pieniądze…

Patrzę na niego przez łzy:

– A co z moimi uczuciami? Z naszymi marzeniami?

Nie wiem już, kto ma rację. Czy powinnam być twarda i walczyć o swoje? Czy lepiej odpuścić dla świętego spokoju?

Czasem myślę: czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż rodzina? A może właśnie przez takie sprawy rodziny się rozpadają? Co wy byście zrobili na moim miejscu?