Prawdziwy mężczyzna – historia Ewy i Heńka
– Heniek, ile jeszcze będziemy tak żyć? – zapytałam, patrząc na niego przez parujące szyby kuchennego okna. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a liście, które jeszcze miesiąc temu złociły się na drzewach, teraz leżały rozdeptane na chodniku. W moim głosie drżała nuta desperacji, której nie potrafiłam już dłużej ukrywać.
Heniek siedział przy stole, dłubiąc widelcem w zimnej jajecznicy. Wzruszył ramionami, nie podnosząc wzroku.
– Przecież jest nam dobrze, Ewa. Po co się spieszyć? – mruknął.
Zacisnęłam pięści. Od dwóch lat słyszałam to samo. Dwa lata razem – dla mnie to była wieczność, dla niego najwyraźniej tylko wygodny układ. Mama coraz częściej rzucała mi znaczące spojrzenia podczas niedzielnych obiadów. „Ewka, Heniek to dobry chłopak, ale czy on naprawdę chce czegoś więcej?” – pytała, a ja udawałam, że nie słyszę.
Pamiętam naszą pierwszą randkę. Był maj, pachniały bzy, a Heniek przyniósł mi czekoladę i opowiadał dowcipy tak głupie, że śmiałam się do łez. Wtedy wydawało mi się, że znalazłam kogoś wyjątkowego – kogoś, kto będzie mnie chronił przed całym światem. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać rysy na tym obrazku.
Heniek był dobry – nie pił, nie bił, nie zdradzał. Ale też nie planował. Nie rozmawiał o przyszłości. Kiedy próbowałam zaczynać temat ślubu czy wspólnego mieszkania, zbywał mnie żartem albo zmieniał temat. „Jeszcze zdążymy, Ewka. Po co się spieszyć?” – powtarzał jak mantrę.
W pracy koleżanki już dawno miały obrączki na palcach i dzieci w przedszkolu. Ja czułam się coraz bardziej jak ktoś na peronie, z którego pociąg odjechał bez niej.
Pewnego dnia mama przyszła do mnie z poważną miną.
– Ewa, musisz podjąć decyzję. Albo on się ogarnie, albo tracisz czas. Masz już dwadzieścia osiem lat! – powiedziała stanowczo.
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak powiedzieć sercu, żeby przestało kochać?
Wieczorem usiedliśmy z Heńkiem na kanapie. Telewizor brzęczał w tle, ale ja nie mogłam się skupić na żadnym programie.
– Heniek… Chcę wiedzieć, czy my w ogóle mamy przyszłość – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Przecież jesteśmy razem. To nie wystarczy?
– Nie! – wybuchłam. – Chcę wiedzieć, czy kiedyś będziemy rodziną. Czy chcesz mieć dzieci? Czy chcesz ze mną być na serio?
Zamilkł na chwilę. Widziałam w jego oczach strach i coś jeszcze – może poczucie winy?
– Ewa… Ja nie wiem. Może kiedyś…
Wstałam i wyszłam do łazienki, żeby nie widział moich łez.
Następne dni były jak życie na bombie zegarowej. Mama dzwoniła codziennie: „I co? Rozmawiałaś z nim?” Koleżanki pytały: „No i kiedy ślub?” Nawet sąsiadka spod trójki zaczęła wypytywać o nasze plany.
W pracy byłam rozkojarzona. Szefowa zwróciła mi uwagę: „Ewa, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna.” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
W końcu postanowiłam działać. Zaprosiłam Heńka do restauracji – tej samej, w której byliśmy na pierwszej randce.
– Heniek… Muszę wiedzieć. Albo zaczynamy planować przyszłość, albo… musimy się rozstać – powiedziałam drżącym głosem.
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Ewa… Ja cię kocham. Ale boję się. Nie wiem, czy dam radę być tym „prawdziwym mężczyzną”, którego wszyscy ode mnie oczekują. Mój ojciec zostawił nas, kiedy miałem dziesięć lat. Boję się, że też zawiodę.
Zatkało mnie. Nigdy wcześniej o tym nie mówił.
– Ale ja nie chcę żyć w zawieszeniu – szepnęłam.
Heniek spuścił głowę.
– Daj mi czas…
Wróciłam do domu sama. Całą noc płakałam w poduszkę. Rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam kobietę zmęczoną czekaniem.
Minęły tygodnie. Heniek coraz rzadziej dzwonił. Ja coraz częściej wychodziłam z koleżankami albo zostawałam u mamy na noc. W końcu przestałam odbierać jego telefony.
Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem na rynku. Stał pod sklepem spożywczym, wyglądał na zagubionego.
– Ewa… Przepraszam – powiedział tylko.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Ja też przepraszam. Ale muszę żyć dalej.
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Czasem jeszcze myślę o Heńku – o tym, co mogło być, gdyby miał odwagę zawalczyć o naszą przyszłość. Ale wiem jedno: prawdziwy mężczyzna to nie ten, który nigdy się nie boi, ale ten, który mimo strachu potrafi podjąć decyzję i wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka.
Czy warto było tyle czekać? Czy można kochać kogoś i jednocześnie pozwolić mu odejść? Może czasem trzeba wybrać siebie – nawet jeśli serce pęka.