Przepraszam za zwłokę… Historia Tomka i powrotu do domu

Przepraszam za zwłokę… Wiem, że czekałaś na ten telefon, mamo. Wiem, że codziennie patrzyłaś na zegar, licząc minuty od ostatniego sms-a. Ale co miałem ci powiedzieć? Że życie mnie przerosło? Że nie umiem już wracać do tego domu, w którym wszystko jest takie samo, a ja jestem zupełnie inny?

Dziennik, 15 listopada. Siedzę w kuchni, tej samej co zawsze. Pachnie zupą pomidorową, którą gotowałaś specjalnie dla mnie. Słyszę twoje kroki na korytarzu, stukot kapci i cichy śpiew pod nosem. Przez chwilę czuję się znowu dzieckiem. Ale potem patrzę na swoje dłonie – są większe, szorstkie od pracy w barze we Wrocławiu. Już nie jestem tym chłopakiem, który wyjeżdżał stąd z walizką pełną marzeń.

– Tomek, zjesz jeszcze trochę? – pytasz z nadzieją w głosie.
– Nie, mamo. Już naprawdę nie mogę – odpowiadam, choć wiem, że cię to zaboli.

Zawsze gotowałaś za dużo. Zawsze chciałaś nakarmić mnie na zapas, jakbyś przeczuwała, że zaraz znowu mnie nie będzie. Przez pierwsze dwa lata studiów wracałem tu na wakacje. Przywoziłem brudne ubrania i głód domowego jedzenia. Ty czekałaś na mnie z pierogami i rosołem, a potem patrzyłaś, jak jem i jadłem, aż nie mogłem oddychać.

Ale po trzech, czterech dniach zaczynało mi się nudzić. Przyjaciele rozjechali się po świecie – jeden do Anglii, drugi do Warszawy, trzeci już dawno nie odbiera telefonu. Miasto małe, nic się nie dzieje. Wieczorami chodziłem nad rzekę i patrzyłem na światła odbijające się w wodzie. Czułem się tu obco, choć znałem każdy kąt.

Potem przestałem przyjeżdżać. Najpierw tłumaczyłem się pracą – musiałem dorabiać na czynsz i jedzenie. Potem pojawiła się Magda. Mówiła: „Po co wracać tam, gdzie nic na ciebie nie czeka?”. Miała rację – tu wszystko było takie samo jak zawsze, a ja chciałem czegoś więcej.

Ale dziś wróciłem. Nie dlatego, że chciałem. Dostałem wiadomość od sąsiadki: „Twoja mama jest w szpitalu”. Serce mi stanęło. Wsiadłem w pierwszy pociąg do domu.

W szpitalu pachniało środkami dezynfekującymi i strachem. Leżałaś blada na łóżku, z kroplówką w ręce. Kiedy mnie zobaczyłaś, uśmiechnęłaś się słabo.

– Tomek… – wyszeptałaś.
– Jestem, mamo. Już jestem.

Nie płakałaś. Ja też nie płakałem. Ale coś pękło we mnie wtedy – jakaś skorupa obojętności, którą budowałem przez lata.

Teraz siedzisz naprzeciwko mnie przy stole i udajesz, że wszystko jest w porządku.

– Może pogadamy? – proponujesz niepewnie.
– O czym? – pytam zbyt ostro.
– O tobie… O tym, co u ciebie…

Nie wiem, co powiedzieć. Że rzuciłem studia? Że Magda zostawiła mnie dla kogoś bogatszego? Że pracuję po nocach w barze i ledwo wiążę koniec z końcem? Że boję się przyszłości?

Zamiast tego mówię:
– Wszystko dobrze.

Widzę w twoich oczach rozczarowanie i smutek. Chciałbym ci powiedzieć prawdę, ale nie umiem. Zawsze był między nami mur – ty chciałaś dla mnie wszystkiego najlepszego, a ja chciałem tylko uciec.

Wieczorem słyszę twoją rozmowę przez telefon z ciocią:
– Tomek wrócił… Tak, wygląda dobrze… Ale taki zamknięty w sobie…

Kładę się spać w swoim dawnym pokoju. Na ścianie wiszą plakaty zespołów, których już nie słucham. Na półce stoją książki do matury – pamiętam każdą notatkę na marginesie. Wszystko tu jest takie samo jak wtedy, gdy wyjeżdżałem.

Zasypiam niespokojnie. Śni mi się dzieciństwo – zabawy na podwórku, zapach świeżego chleba z piekarni za rogiem, twój śmiech podczas niedzielnych obiadów.

Rano budzi mnie dźwięk czajnika i zapach kawy. Schodzę do kuchni – siedzisz przy stole z gazetą i udajesz, że nie płakałaś całą noc.

– Dobrze spałeś? – pytasz cicho.
– Tak… – kłamię.

Cisza między nami jest gęsta jak mgła za oknem.

Po południu wychodzę na spacer po mieście. Spotykam panią Zofię ze sklepu spożywczego:
– Tomek! Dawno cię nie widziałam! Co u ciebie?
– Wszystko dobrze – odpowiadam automatycznie.

Wszyscy pytają o to samo. Nikt nie chce usłyszeć prawdy.

Wieczorem siadam z tobą przy stole. W końcu mówię:
– Mamo… Przepraszam za zwłokę… Za to wszystko…

Patrzysz na mnie długo i milczysz. Potem wyciągasz rękę i dotykasz mojej dłoni.
– Najważniejsze, że jesteś tu teraz.

Płaczemy razem po raz pierwszy od lat.

Nie wiem, czy potrafię tu zostać na dłużej. Nie wiem nawet, kim jestem bez tego miasta i bez ciebie. Ale może czasem trzeba wrócić do początku, żeby odnaleźć siebie?

Czy można naprawdę wrócić do domu? Czy rodzina potrafi wybaczyć długie milczenie? Czasem boję się odpowiedzi.