Przywitaj gościa, mamo – historia Weroniki
Obudziłam się późno. Znowu. Odkąd przeszłam na emeryturę, nie mam już powodu, by wstawać wcześnie. Dzieci wyjechały, mąż odszedł dawno temu, a ja… Ja zostałam sama w tym dużym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Przez chwilę leżałam bez ruchu, wsłuchując się w ciszę, która była tak gęsta, że aż bolała w uszach. Wstałam niechętnie, przeciągając się leniwie. W kuchni nastawiłam czajnik i spojrzałam przez okno – szary poranek, jakich wiele. Ale coś było inaczej. W sercu czułam niepokój, jakby coś złego miało się wydarzyć. Skąd to uczucie? Przecież wszystko było w porządku…
Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam przy stole. Próbowałam czytać gazetę, ale litery rozmazywały mi się przed oczami. Myśli błądziły wokół dzieci – Ania mieszka w Gdańsku, Michał w Londynie. Ostatni raz widzieliśmy się na Boże Narodzenie. Od tamtej pory tylko krótkie rozmowy przez telefon, coraz rzadsze, coraz bardziej powierzchowne. „Mamo, wszystko dobrze, nie martw się” – powtarzali oboje. Ale ja czułam, że coś jest nie tak.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zamarłam. Kto to może być o tej porze? Sąsiadka? Listonosz? A może…
– Weronika! – usłyszałam znajomy głos zza drzwi.
Serce mi zamarło. To był głos mojej siostry, Marii. Nie widziałyśmy się od lat – pokłóciłyśmy się o spadek po rodzicach i od tamtej pory każda żyła swoim życiem. Przez chwilę stałam nieruchomo, niepewna, czy powinnam otworzyć.
– Weronika, wiem, że jesteś w domu! – zawołała Maria głośniej.
Westchnęłam ciężko i otworzyłam drzwi.
– Cześć, Mario – powiedziałam chłodno.
– Cześć… Mogę wejść?
Skinęłam głową i wpuściłam ją do środka. Usiadła przy stole, rozglądając się niepewnie po kuchni.
– Ładnie tu masz… – zaczęła niezręcznie.
– Co cię sprowadza? – przerwałam jej.
Milczała przez chwilę, bawiąc się pierścionkiem na palcu.
– Musiałam z kimś porozmawiać – powiedziała w końcu cicho. – Wiesz… Tomek… Tomek miał wypadek.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Tomek był jej synem, moim chrześniakiem. Kiedyś byliśmy blisko, ale po naszej kłótni kontakt się urwał.
– Co się stało? – zapytałam drżącym głosem.
– Leży w szpitalu. Lekarze nie wiedzą, czy wyjdzie z tego cało…
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: dzieciństwo spędzone razem z Marią, nasze wspólne zabawy, potem dorosłość i coraz większy dystans. Kiedy umarli rodzice, pokłóciłyśmy się o dom na wsi – ja chciałam go sprzedać i podzielić pieniądze, ona chciała go zatrzymać dla siebie i Tomka. Słowa padły ostre jak noże. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy.
– Dlaczego przyszłaś do mnie? – zapytałam cicho.
– Bo nie mam już nikogo… Tomek był wszystkim, co mi zostało. A ty jesteś moją siostrą…
Poczułam łzy napływające do oczu. Przez tyle lat żyłyśmy obok siebie jak obce osoby, każda zamknięta w swoim bólu i żalu.
– Przepraszam cię… – wyszeptałam nagle. – Za wszystko.
Maria spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ja też przepraszam – odpowiedziała drżącym głosem.
Siedziałyśmy tak przez dłuższą chwilę, trzymając się za ręce jak dwie małe dziewczynki zagubione we własnych emocjach.
Wtedy zadzwonił telefon Marii. Odebrała szybko.
– Halo? Tak… Tak, zaraz będę… Dziękuję…
Rozłączyła się i spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
– Tomek się obudził. Lekarz mówi, że jest szansa…
Objęłyśmy się mocno i po raz pierwszy od lat poczułam ciepło rodzinnej bliskości.
Po wyjściu Marii długo siedziałam sama przy stole. Myślałam o tym wszystkim, co nas rozdzieliło – o dumie, żalu i niewypowiedzianych słowach. Ile lat zmarnowałyśmy przez głupią kłótnię? Czy naprawdę musiało dojść do tragedii, żebyśmy sobie wybaczyły?
Czasem życie daje nam drugą szansę wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. Ale czy potrafimy ją wykorzystać? Czy potrafimy wybaczyć sobie nawzajem i zacząć od nowa?