Rozpad rodzinnych sekretów

– Naprawdę myślisz, że nic nie wiem? – głos Marty drży, a jej oczy błyszczą w świetle kuchennej lampy. Stoję naprzeciwko niej, z kubkiem zimnej już kawy w dłoni, i czuję, jak serce wali mi w piersi. W powietrzu unosi się zapach smażonej cebuli i czegoś jeszcze – napięcia, które można by kroić nożem.

– O czym ty mówisz? – próbuję zachować spokój, choć czuję, że grunt usuwa mi się spod nóg.

Marta opiera się o blat, jej palce białe od zacisku. – O wszystkim, Piotrze. O twoich późnych powrotach. O tych SMS-ach od „koleżanki z pracy”. Myślałeś, że nie zauważę?

Cisza. Zegar na ścianie tyka głośniej niż zwykle. Przez chwilę mam ochotę wybiec z mieszkania, uciec przed jej wzrokiem, przed prawdą, która właśnie rozdziera naszą codzienność na strzępy.

– To nie tak… – zaczynam, ale ona przerywa mi gestem.

– Nie tak? To jak? – jej głos łamie się na końcu zdania. – Przez trzydzieści lat byłam twoją żoną. Wspierałam cię, kiedy straciłeś pracę w hucie. Byłam przy tobie, kiedy twój ojciec umierał na raka. A ty…

Nie potrafię spojrzeć jej w oczy. Wiem, że zawiodłem. Nie była to wielka miłość, raczej ucieczka przed samotnością w pracy, gdzie nikt już nie doceniał moich wysiłków. Z Anią z działu kadr wszystko zaczęło się od niewinnych rozmów przy automacie z kawą. Potem były wspólne papierosy na parkingu i coraz dłuższe wiadomości na Messengerze.

– Przepraszam… – mówię cicho.

Marta śmieje się gorzko. – Przepraszam? Myślisz, że to wystarczy?

W tej chwili do kuchni wpada nasza córka, Ola. Ma dwadzieścia cztery lata i właśnie wróciła z nocnej zmiany w szpitalu. Zatrzymuje się w progu, czując napięcie.

– Co się dzieje? – pyta niepewnie.

Marta odwraca się do niej z łzami w oczach. – Twój ojciec ma romans.

Ola patrzy na mnie z niedowierzaniem. – Tato…

Nie potrafię nic powiedzieć. Czuję się jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierków.

Przez następne dni dom zamienia się w pole bitwy. Marta milczy, Ola unika mnie jak ognia. Syn, Michał, studiuje w Krakowie i dzwoni coraz rzadziej – pewnie już wie, bo Ola nie umie trzymać języka za zębami.

W pracy jestem cieniem samego siebie. Ania próbuje mnie pocieszać, ale wiem już, że to była pomyłka. Chciałem poczuć się młodszy, ważny… A teraz zostałem sam ze swoim żalem i wstydem.

Któregoś wieczoru Marta pakuje walizkę.

– Jadę do siostry do Gdańska – mówi bez emocji. – Potrzebuję czasu.

Ola patrzy na mnie z wyrzutem. – Jak mogłeś to zrobić mamie?

Nie mam odpowiedzi. Siedzę w pustym mieszkaniu i słyszę echo własnych kroków. Przeglądam stare zdjęcia: ślub w kościele na Pradze, narodziny dzieci, wakacje nad Bałtykiem… Wszystko wydaje się takie odległe i nierealne.

Po tygodniu dzwoni Michał.

– Tato… Mama mówiła mi wszystko. Nie wiem, co powiedzieć.

– Przepraszam, synu.

– Wiesz… zawsze myślałem, że jesteście wzorem. Że rodzina jest najważniejsza.

Czuję łzy pod powiekami. Michał był moją dumą – pierwszy w rodzinie dostał się na politechnikę.

– Zawiodłem was wszystkich – mówię cicho.

Po kilku tygodniach Marta wraca. Jest inna – spokojniejsza, ale chłodna jak lód.

– Musimy ustalić zasady – mówi rzeczowo. – Nie wiem jeszcze, czy chcę być z tobą dalej. Ale nie chcę rozwodu ze względu na dzieci i wnuki.

Zgadzam się na wszystko. Chodzimy do terapeuty rodzinnego na Grochowie. Siedzimy naprzeciwko siebie w małym pokoju pachnącym kawą i lawendą.

– Dlaczego to zrobiłeś? – pyta Marta podczas jednej z sesji.

Milczę długo. W końcu mówię: – Bałem się starości. Bałem się być nikim…

Marta płacze po raz pierwszy od miesięcy.

Zaczynamy powoli odbudowywać zaufanie. Gotuję dla niej obiad, sprzątam mieszkanie, staram się być obecny dla dzieci i wnuków. Ale wiem, że rysa zostanie na zawsze.

Pewnego dnia Ola przychodzi do mnie do kuchni.

– Wiesz… mama bardzo cię kochała. Ale teraz musi nauczyć się żyć na nowo.

Patrzę na nią i widzę w jej oczach cień dawnej bliskości.

– A ty? – pytam niepewnie.

Ola wzdycha ciężko. – Potrzebuję czasu, tato.

Czas płynie powoli. Uczę się żyć z winą i nadzieją na przebaczenie. Czasem myślę o Ani – nie z tęsknotą, ale ze smutkiem za tym wszystkim, co straciłem przez własną głupotę.

Dziś siedzę sam przy kuchennym stole i patrzę przez okno na szare warszawskie blokowisko. Zastanawiam się: czy człowiek może naprawdę naprawić to, co sam zniszczył? Czy miłość jest silniejsza niż zdrada?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?