Słowa, których nigdy nie wypowiedziałam: Życie pod matczynym kloszem
— Znowu to zrobiłaś, Marto! — głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, w dłoniach ściskałam talerz, który przed chwilą upuściłam. Rozbił się na kawałki, a ja poczułam, jakby to moje serce rozpadło się razem z nim.
— Przepraszam… — wyszeptałam, ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Nigdy nie wystarczało.
Mama spojrzała na mnie z tym swoim spojrzeniem pełnym rozczarowania. — Ile razy mam ci powtarzać, żebyś była ostrożniejsza? Wszystko robisz nie tak. Nawet zwykłego talerza nie potrafisz utrzymać w rękach.
Miałam dwadzieścia dwa lata i wciąż czułam się jak dziecko. Jakby czas zatrzymał się dla mnie w miejscu, a ja utknęłam pod jej kloszem — przezroczystym, ale duszącym. Od zawsze byłam tą „nie dość dobrą”. Moja starsza siostra, Ania, była przeciwieństwem mnie: studia prawnicze, narzeczony z dobrego domu, zawsze uśmiechnięta na rodzinnych zdjęciach. Ja? Studiowałam filologię polską, pracowałam w kawiarni i marzyłam o pisaniu.
— Mamo, to tylko talerz… — próbowałam się bronić.
— Tylko talerz? Ty nigdy niczego nie traktujesz poważnie! — jej głos drżał od emocji. — Nie rozumiesz, że życie to nie zabawa? Że musisz być odpowiedzialna?
Wtedy weszła Ania. Ubrana w elegancki płaszcz, z telefonem przy uchu. — Co się dzieje?
— Marta znowu coś zniszczyła — rzuciła mama przez zaciśnięte zęby.
Ania spojrzała na mnie z politowaniem. — Może po prostu powinnaś bardziej uważać.
Poczułam łzy napływające do oczu. Chciałam krzyknąć, że przecież się staram. Że nie jestem taka jak ona i nigdy nie będę. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Wieczorem siedziałam w swoim pokoju i patrzyłam na sufit. Z kuchni dochodziły odgłosy rozmowy mamy i Ani. Śmiali się. O mnie nikt nie pytał. Wzięłam notes i zaczęłam pisać:
„Czuję się jak ptak zamknięty w klatce. Każdy mój ruch jest oceniany, każda pomyłka wyolbrzymiana. Czy naprawdę jestem taka beznadziejna? Czy to ja jestem problemem?”
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mamą. Chciałam jej powiedzieć, jak się czuję. Zeszłam do kuchni, gdzie siedziała przy stole z kubkiem kawy.
— Mamo, musimy porozmawiać.
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. — O czym?
— O mnie… O tym, jak się czuję.
Westchnęła ciężko. — Znowu będziesz narzekać?
— Nie narzekam. Po prostu… Chciałabym być sobą. Chciałabym, żebyś mnie zaakceptowała taką, jaka jestem.
Przez chwilę milczała. — Ja tylko chcę dla ciebie dobrze.
— Ale czy to naprawdę jest dla mnie dobre? — zapytałam cicho.
Mama odwróciła wzrok. — Nie rozumiesz tego teraz. Kiedyś mi podziękujesz.
Wyszłam z kuchni ze ściśniętym gardłem. Czułam się jeszcze bardziej samotna niż wcześniej.
Tydzień później dostałam propozycję pracy w wydawnictwie w Warszawie. To była szansa na nowe życie, na ucieczkę spod matczynego klosza. Bałam się jej powiedzieć.
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
— Mamo… Dostałam pracę w Warszawie. Chcę spróbować.
Spojrzała na mnie tak, jakby właśnie usłyszała najgorszą wiadomość w życiu.
— Chcesz mnie zostawić? Po tym wszystkim?
— Nie zostawiam cię… Po prostu chcę żyć po swojemu.
— A co ze mną? Kto mi pomoże? Ania ma swoje życie! Ty zawsze byłaś tą słabszą… Myślałam, że przynajmniej ty zostaniesz przy mnie.
Poczułam gniew i żal jednocześnie.
— Mamo, ja też mam prawo do szczęścia!
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po parku. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem egoistką? Czy mam prawo odejść?
Kilka dni później spakowałam walizkę. Mama nie przyszła się pożegnać. Ania tylko rzuciła:
— Uważaj na siebie.
W pociągu do Warszawy patrzyłam przez okno na mijające pola i lasy. Czułam strach i ulgę jednocześnie. Wiedziałam, że czeka mnie trudna droga — bez wsparcia rodziny, bez pewności siebie. Ale pierwszy raz od dawna czułam też nadzieję.
W nowym mieszkaniu długo nie mogłam zasnąć. Wzięłam notes i napisałam:
„Czy naprawdę trzeba odejść daleko od domu, żeby zacząć oddychać pełną piersią? Czy kiedyś mama zrozumie, że kocham ją nawet wtedy, gdy wybieram siebie?”
Może ktoś z was też zna ten ból? Czy można być sobą bez poczucia winy wobec tych, którzy nas wychowali?