Sukcesy Mamy – Czy ktoś je w ogóle zauważa?
— Wiesz, podsłuchałam raz rozmowę w autobusie. Jakaś dziewczyna mówiła do kogoś: „Mój ojciec to człowiek sukcesu, a mama niczego nie osiągnęła, nudna kura domowa”. I pomyślałam – to przecież o mnie.
Siedziałam wtedy u Kasi w kuchni, a łzy płynęły mi po policzkach, choć nawet nie próbowałam ich powstrzymać. Tydzień wcześniej odszedł ode mnie mąż. Po dwudziestu dwóch latach małżeństwa. Po tylu latach wspólnego życia, po tylu świętach, kłótniach i pojednaniach, po narodzinach naszych dzieci. Po prostu spakował walizkę i wyszedł. Zostawił mi kartkę na stole: „Ewa, przepraszam. Muszę zacząć żyć dla siebie”.
Kasia nalała mi herbaty i usiadła naprzeciwko. — Ewa, musisz się trzymać — powiedziała cicho. — Dzieci cię potrzebują.
Zacisnęłam dłonie na kubku. — Ale czy one mnie w ogóle widzą? Czy ktoś mnie widzi? — spytałam, patrząc gdzieś w bok, na okno, za którym padał deszcz.
Wróciłam wtedy myślami do tej rozmowy w autobusie. Dziewczyna mówiła o swojej matce z pogardą, jakby bycie „kurą domową” było czymś wstydliwym. A ja? Całe życie poświęciłam rodzinie. Zrezygnowałam z pracy, kiedy urodziła się Zosia, potem przyszedł na świat Michał. Mąż robił karierę, jeździł na szkolenia, awansował. Ja byłam zawsze w domu – gotowa, żeby odebrać dzieci ze szkoły, ugotować obiad, pomóc w lekcjach, wysłuchać problemów.
Ale czy to się liczy? Czy ktoś to zauważa?
Kiedy wróciłam do pustego mieszkania, cisza aż dzwoniła mi w uszach. Dzieci były u ojca na weekend. Usiadłam na kanapie i patrzyłam na zdjęcia na ścianie – uśmiechnięte twarze, wyjazdy nad morze, święta przy stole. Gdzieś w środku poczułam żal i złość. Na siebie? Na niego? Na świat?
Telefon zadzwonił nagle. To była Zosia.
— Mamo, tata mówi, że możemy zostać u niego jeszcze jeden dzień. Mogę?
— Oczywiście, kochanie — odpowiedziałam automatycznie.
— Mamo… wszystko w porządku?
— Tak, wszystko dobrze — skłamałam.
Położyłam słuchawkę i poczułam się jeszcze bardziej samotna. Przypomniałam sobie słowa tej dziewczyny z autobusu. Czy moje dzieci też tak o mnie myślą? Że niczego nie osiągnęłam?
Następnego dnia poszłam do sklepu. Spotkałam tam panią Halinę z sąsiedztwa.
— Pani Ewo! Jak się pani trzyma?
— Dziękuję, jakoś sobie radzę.
— Wie pani… ja też zostałam sama wiele lat temu. Ale wie pani co? Dzieci zawsze wracają do matki. Bo matka to matka.
Uśmiechnęła się ciepło i pogładziła mnie po ramieniu. Poczułam wtedy coś dziwnego – jakby ktoś naprawdę mnie zobaczył.
Wieczorem przyszła Zosia. Usiadła obok mnie na kanapie.
— Mamo… tata mówił, że powinnaś znaleźć sobie jakąś pracę albo hobby. Żebyś nie siedziała sama w domu.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.
— A ty co o tym myślisz? — spytałam cicho.
Zosia wzruszyła ramionami.
— Nie wiem… Chciałabym, żebyś była szczęśliwa.
Patrzyłam na nią długo. Miała już siedemnaście lat – była prawie dorosła. Czy naprawdę nigdy nie zauważyła tego wszystkiego, co dla niej robiłam?
W nocy nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o swoim życiu. O tym, jak bardzo się starałam być dobrą żoną i matką. O tym, jak często rezygnowałam z siebie dla innych. O tym, jak bardzo chciałam być doceniona.
Następnego dnia postanowiłam zrobić coś dla siebie. Poszłam do biblioteki i zapisałam się na kurs komputerowy dla dorosłych. Bałam się – byłam najstarsza w grupie, ręce mi się trzęsły przy pierwszym logowaniu do systemu. Ale kiedy udało mi się napisać pierwszego maila, poczułam dumę.
Wieczorem zadzwoniła Kasia.
— I jak się czujesz?
— Lepiej — odpowiedziałam szczerze. — Zrobiłam dziś coś tylko dla siebie.
— Brawo! — usłyszałam jej radość w głosie.
Z czasem zaczęłam wychodzić z domu coraz częściej. Zapisałam się na zajęcia jogi w domu kultury, poznałam nowe kobiety – każda z nas miała swoją historię, swoje rany i swoje marzenia.
Któregoś dnia Michał przyszedł do mnie z zeszytem matematyki.
— Mamo… pomożesz mi z zadaniem?
Uśmiechnęłam się szeroko.
— Oczywiście! — odpowiedziałam i poczułam ciepło w sercu.
Może nie jestem kobietą sukcesu według dzisiejszych standardów. Może nie mam kariery ani wielkich osiągnięć na papierze. Ale jestem matką – i to jest mój sukces.
Czasem jednak wracam myślami do tamtej rozmowy w autobusie i pytam siebie: czy świat kiedykolwiek nauczy się doceniać takie sukcesy jak moje? Czy naprawdę trzeba mieć dyplomy i stanowiska, żeby być kimś ważnym? Może warto o tym porozmawiać…