Syn wyrzucił mnie z domu po 65 latach. To, co znalazłam na strychu, odmieniło moje życie na zawsze

– Wynoś się, mamo, to już nie twój dom! – głos Krzysztofa odbił się echem od ścian, które znały każdy mój szept, każdy śmiech moich dzieci, każdy płacz po śmierci męża. Stałam w przedpokoju, z walizką w ręku, a serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko zły sen. Ale nie – Krzysztof patrzył na mnie z zimną determinacją, a jego żona, Magda, stała za nim z założonymi rękami i wzrokiem wbitym w podłogę.

– Krzysiu… – zaczęłam cicho, próbując znaleźć w jego oczach choć cień dawnej miłości. – Przecież to mój dom. Tu się wychowałeś, tu…

– Już nie! – przerwał mi ostro. – Sprzedajemy go. Potrzebujemy pieniędzy. Ty sobie poradzisz.

Poradzę sobie? Po 65 latach w tym domu? Po śmierci męża, po wychowaniu dwójki dzieci, po tylu latach pracy i poświęceń? Poczułam się jak niepotrzebny mebel, który można wystawić na śmietnik.

Wyszłam na ganek. Powietrze było ciężkie od deszczu i rozczarowania. Zanim zamknęłam drzwi za sobą, usłyszałam jeszcze cichy szloch mojej wnuczki Zosi. Chciała do mnie podbiec, ale Magda ją powstrzymała.

Zanim odeszłam na zawsze, postanowiłam wejść jeszcze raz na strych. Chciałam zabrać kilka pamiątek – zdjęcia, listy, może starą sukienkę ślubną. Strych był miejscem pełnym kurzu i wspomnień. Przesuwając palcami po starych pudłach, natrafiłam na coś dziwnego – metalową skrzynkę zamkniętą na kłódkę. Nie pamiętałam jej istnienia.

Znalazłam klucz w szkatułce po mamie. Drżącymi dłońmi otworzyłam skrzynkę. W środku leżały listy – dziesiątki listów pisanych ręką mojego męża, Jana. Były adresowane do kobiety o imieniu Helena. Zamarłam.

Zaczęłam czytać. „Heleno, tęsknię za Tobą każdego dnia…” „Gdyby nie dzieci i obowiązki wobec Marii…”

To był cios prosto w serce. Mój Jan miał romans przez lata naszego małżeństwa. Pisał o miłości, której nie mógł spełnić, o marzeniach o wspólnym życiu z Heleną. Pisał też o mnie – z szacunkiem, ale bez miłości.

Poczułam się zdradzona przez wszystkich: przez męża, który przez całe życie nosił maskę oddanego ojca i męża; przez syna, który wyrzucił mnie z domu; przez córkę Anię, która od lat mieszkała w Gdańsku i rzadko dzwoniła.

Z listów dowiedziałam się też czegoś jeszcze – Jan pisał o pieniądzach ukrytych w domu na czarną godzinę. „Jeśli kiedyś będziesz musiała odejść, Mariu – napisał w jednym z ostatnich listów do siebie samego – pieniądze są w starej skrzyni pod deskami na strychu.” Z niedowierzaniem zaczęłam szukać wskazanego miejsca. Po kilku minutach znalazłam skrzynkę z gotówką i złotą biżuterią mojej matki.

Zeszłam ze strychu z głową pełną myśli i sercem rozdartym między gniewem a rozpaczą. W drzwiach minęłam Krzysztofa.

– Jeszcze tu jesteś? – zapytał chłodno.

– Już wychodzę – odpowiedziałam spokojniej, niż się czułam. – Ale zanim odejdę… Chcę ci coś powiedzieć.

Spojrzał na mnie zniecierpliwiony.

– Wiesz, co boli najbardziej? Nie to, że mnie wyrzucasz. Boli mnie to, że nigdy nie próbowałeś mnie zrozumieć. Że dla ciebie liczą się tylko pieniądze i wygoda.

Nie odpowiedział. Odwrócił się na pięcie i wrócił do kuchni.

Wyszłam z domu i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Padał deszcz. Każda kropla była jak wyrzut sumienia – dla mnie, dla Jana, dla Krzysztofa.

Przez kilka dni mieszkałam u sąsiadki pani Haliny. Pomogła mi znaleźć małe mieszkanie w Piasecznie. Było skromne, ale własne. Każdego dnia czytałam kolejne listy Jana i próbowałam zrozumieć jego wybory. Zaczęłam pisać pamiętnik – dla siebie i dla moich wnuków, żeby wiedzieli prawdę o naszej rodzinie.

Po kilku tygodniach zadzwoniła Ania.

– Mamo… Krzysiek powiedział mi wszystko. Przepraszam, że nie byłam przy tobie…

Płakałyśmy razem przez telefon.

Po kilku miesiącach Krzysztof przyszedł do mojego nowego mieszkania.

– Mamo… Przepraszam – powiedział cicho. – Nie powinienem był tak postąpić.

Patrzyłam na niego długo.

– Synu… Może kiedyś mi wybaczysz? – zapytał niepewnie.

– To ja muszę wybaczyć tobie – odpowiedziałam łagodnie.

Dziś wiem jedno: dom to nie tylko ściany i dach nad głową. Dom to ludzie i prawda między nimi. Nawet jeśli ta prawda boli bardziej niż największa zdrada.

Czy można wybaczyć wszystko? Czy rodzina jest ważniejsza niż własna godność? Czasem pytam siebie: czy gdybym wiedziała wcześniej o tajemnicach Jana i chłodzie Krzysztofa, żyłabym inaczej?