Testament, które rozdarło moją rodzinę: Jak jeden dokument zmienił wszystko

– Michał, nie rób sceny – głos mojego brata, Pawła, brzmiał jak wyrok. Stałem w kuchni naszego rodzinnego domu w Radomiu, ściskając w dłoni pożółkłą kopertę. Testament mamy. Wszystko, dosłownie wszystko – mieszkanie, działka pod miastem, nawet jej ukochany pierścionek po babci – przypadło Pawłowi. Ja? Ani słowa. Nawet nie wspomniała o mnie w ostatniej woli.

Czułem, jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. – Jak mogła? – wyszeptałem, patrząc na brata z niedowierzaniem. – Przecież byłem przy niej do końca. Ty nawet nie zadzwoniłeś przez ostatni rok!

Paweł wzruszył ramionami, unikając mojego wzroku. – To była jej decyzja. Może miała powody.

Może miała powody? Przez całe życie byłem tym „grzecznym synem”. To ja zostawałem z mamą, kiedy tata odszedł. To ja rezygnowałem z wyjazdów na studia do Warszawy, żeby jej pomagać. Paweł zawsze był tym buntownikiem – imprezy, dziewczyny, potem szybki ślub i wyjazd do Niemiec za pracą. Widywaliśmy się rzadko, a kiedy już przyjeżdżał, mama zawsze była dla niego łagodniejsza. Ale żeby aż tak?

Wyszedłem na balkon, próbując złapać oddech. W głowie kłębiły się wspomnienia: mama siedząca przy kuchennym stole, jej ciepły uśmiech, zapach świeżo upieczonego chleba. Czy naprawdę byłem dla niej tylko tłem? Czy przez te wszystkie lata udawała?

Wieczorem zadzwoniła do mnie ciotka Basia. – Michałku, słyszałam… Przykro mi. Ale twoja mama… ona zawsze była trochę inna. Miała swoje tajemnice.

Tajemnice? Co miała na myśli? Postanowiłem wrócić do domu następnego dnia i przeszukać rzeczy mamy. W szufladzie znalazłem stary pamiętnik. Drżącymi rękami przewracałem kartki. Zapiski sprzed lat: „Dziś Paweł znów sprawił mi kłopot… Michał taki cichy, taki odpowiedzialny… Ale czy szczęśliwy?”

Im dalej czytałem, tym bardziej rozumiałem, że mama widziała więcej niż myślałem. Martwiła się o mnie – że za bardzo się poświęcam, że nie żyję własnym życiem. Pisała o swoim strachu, że zostanę sam, zgorzkniały i nieszczęśliwy.

Wtedy zadzwonił Paweł. – Michał… możemy pogadać? Spotkajmy się jutro w kawiarni na rynku.

Przyszedł punktualnie. Wyglądał na zmęczonego i starszego niż pamiętałem.

– Słuchaj – zaczął niepewnie – wiem, że to wszystko jest niesprawiedliwe. Ale mama… ona chciała cię chronić przed tym domem. Wiedziała, że jeśli wszystko ci zapisze, nigdy nie wyjedziesz, nie zaczniesz żyć dla siebie.

– A ty? – przerwałem mu ostro. – Ty dostajesz wszystko za nic?

Paweł spuścił głowę.

– Myślisz, że to dla mnie łatwe? Ja nawet nie chcę tego mieszkania. Mam swoje życie w Monachium. Ale mama prosiła mnie przed śmiercią, żebym się tobą zaopiekował…

Poczułem narastającą złość i żal. Przez chwilę miałem ochotę rzucić mu w twarz kluczami od domu i wyjść bez słowa. Ale potem przypomniałem sobie słowa mamy z pamiętnika: „Chciałabym, żeby Michał był wolny.”

Wróciłem do pustego mieszkania i długo siedziałem w ciemności. Zrozumiałem, że przez lata żyłem cudzym życiem – próbując być idealnym synem, zapominając o sobie. Mama chciała mnie uwolnić od tego ciężaru po swojemu.

Kilka tygodni później Paweł zaproponował: – Sprzedajmy dom i podzielmy się pieniędzmi po równo. Ty pojedziesz na te studia do Warszawy albo gdziekolwiek chcesz. Ja wrócę do siebie.

Zgodziłem się. Po raz pierwszy od dawna poczułem ulgę.

Dziś siedzę w kawiarni w Warszawie i patrzę na ludzi spieszących się do pracy. Mam trzydzieści pięć lat i zaczynam wszystko od nowa. Czasem myślę o mamie i zastanawiam się: czy naprawdę znała mnie lepiej niż ja sam siebie? Czy można wybaczyć rodzinie wszystko?

A wy? Czy potrafilibyście zostawić przeszłość za sobą i zacząć nowe życie?