Wakacje, które rozdarły moją rodzinę: Opowieść o babci, pieniądzach i niezrozumieniu

– Naprawdę nie rozumiesz, Martyna? – głos mojej mamy drżał z irytacji, a jej palce nerwowo stukały o blat kuchennego stołu. – To tylko kilka złotych, a przecież to dla dobra rodziny!

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem, czując jak w gardle rośnie mi gula. Moja córka, Zosia, siedziała w swoim pokoju z opuszczoną głową, udając, że nie słyszy naszej kłótni. Tymczasem mój siostrzeniec, Kuba, już pakował walizki na wymarzone wakacje nad Bałtykiem – wyjazd, o którym Zosia marzyła od miesięcy.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Mama zadzwoniła do mnie pewnego majowego popołudnia z radosną nowiną:

– Martynko, zabieram Kubę nad morze! W końcu zasłużył na odpoczynek po tym trudnym roku szkolnym. Może dorzucisz się trochę do wyjazdu?

Zamurowało mnie. – A Zosia? – zapytałam cicho.

– No wiesz… Zosia jest jeszcze mała, niech poczeka na swoją kolej. Poza tym Kuba miał ciężko w tym roku, a twoja siostra nie ma pieniędzy. Ty przecież pracujesz, możesz pomóc.

Poczułam ukłucie zazdrości i niesprawiedliwości. Przecież Zosia też miała trudny rok – jej ojciec zostawił nas w lutym, a ja ledwo wiązałam koniec z końcem. Ale mama zawsze miała słabość do Kuby. Zawsze był „tym biednym chłopcem”, któremu trzeba pomagać.

Przez kilka dni próbowałam tłumaczyć mamie, że to niesprawiedliwe wobec Zosi. Prosiłam ją, żeby zabrała oboje dzieci albo żadnego. Mama jednak była nieugięta:

– Nie stać mnie na dwójkę! Kuba jest starszy, bardziej tego potrzebuje. Zosię zabiorę za rok.

Zosia słyszała nasze rozmowy. Każdego dnia widziałam, jak jej oczy gasną, jak coraz mniej się uśmiecha. W końcu przyszła do mnie wieczorem i zapytała:

– Mamo, czy ja zrobiłam coś złego? Dlaczego babcia mnie nie chce?

Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno i obiecałam, że pojedziemy razem nad jezioro, choć wiedziałam, że nie stać mnie nawet na taki wyjazd.

Kiedy mama przyszła po Kubę w dzień wyjazdu, atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Zosia schowała się w łazience i płakała cicho. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem:

– Martyna, naprawdę nie możesz dać tych dwustu złotych? Przecież to dla dzieci!

– Dla których dzieci? – zapytałam gorzko. – Dla Kuby? Bo moja córka chyba się nie liczy.

Mama zacisnęła usta i bez słowa wyszła z mieszkania. Kuba nawet nie spojrzał w stronę Zosi.

Przez kolejne dni telefon milczał. Siostra napisała mi tylko krótkiego SMS-a: „Nie przesadzaj. Mama robi co może”. Czułam się osamotniona jak nigdy dotąd.

W pracy byłam rozkojarzona, w domu panowała cisza przerywana tylko szlochaniem Zosi nocami. Próbowałam z nią rozmawiać:

– Kochanie, czasem dorośli podejmują głupie decyzje. To nie twoja wina.

Ale ona tylko patrzyła na mnie wielkimi oczami pełnymi łez.

Po tygodniu mama wróciła z Kubą opalonym i szczęśliwym. Przyniosła Zosi muszelkę i powiedziała:

– Za rok pojedziesz ty.

Zosia odwróciła się plecami i wyszła do swojego pokoju.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra:

– Martyna, przestań robić z igły widły! Mama chciała dobrze. Ty zawsze musisz być przeciwko wszystkim!

Nie wytrzymałam:

– A może ty spróbujesz postawić się na moim miejscu? Może zobaczysz, jak to jest tłumaczyć dziecku, że jest mniej ważne?

Rozłączyłam się i długo płakałam w poduszkę.

Od tamtej pory nasze relacje są chłodne. Mama unika rozmów o wakacjach, siostra udaje, że nic się nie stało. Tylko Zosia już nie pyta o babcię i coraz częściej zamyka się w sobie.

Czasem zastanawiam się, czy powinnam była postąpić inaczej. Może powinnam była dać te pieniądze i udawać, że wszystko jest w porządku? Ale czy wtedy nie zdradziłabym własnej córki?

Dlaczego w rodzinie tak łatwo o podziały przez pieniądze i brak zrozumienia? Czy naprawdę tak trudno zobaczyć świat oczami dziecka?