Wakacje, których nie zapomnę: Między Trójmiastem a rodziną

– Twoja mama zepsuje nam wakacje – mruknęła Ania, patrząc na mnie z wyrzutem, kiedy pakowałem walizki do bagażnika. Próbowałem się uśmiechnąć, ale w środku czułem narastający niepokój. Wiedziałem, że nie przesadza. Od tygodni czułem, jak między nami narasta napięcie, a moja mama, pani Maria Nowak, tylko dolała oliwy do ognia.

Wszystko zaczęło się tydzień wcześniej, kiedy podczas niedzielnego obiadu mama zapytała: – Dokąd wybieracie się na wakacje? W jej oczach pojawił się błysk zazdrości, którego nie potrafiłem zignorować. – Do Trójmiasta – odpowiedziała Ania, zanim zdążyłem otworzyć usta. Spojrzeliśmy na siebie z zakłopotaniem. Dobrze wiedzieliśmy, że mama pyta nie bez powodu. Wyraźnie miała zamiar dołączyć do młodej pary.

– Ach, Trójmiasto… – westchnęła mama teatralnie. – Tyle lat tam nie byłam. Zawsze marzyłam, żeby jeszcze raz zobaczyć morze. Ale cóż, teraz już chyba nie wypada… – Jej głos zadrżał, a ja poczułem się jak najgorszy syn na świecie.

Po obiedzie Ania rzuciła mi krótkie: – Nie pozwól jej jechać z nami. To mają być nasze wakacje. – Wiem – odpowiedziałem cicho, ale już wtedy czułem, że nie dam rady odmówić mamie. Była sama od śmierci taty, a ja byłem jej jedynym dzieckiem.

Kilka dni później mama zadzwoniła do mnie wieczorem. – Synku, czy naprawdę nie mogłabym pojechać z wami? Tak bardzo chciałabym zobaczyć morze… Obiecuję, że nie będę wam przeszkadzać. – Jej głos był pełen nadziei i smutku jednocześnie. Zgodziłem się. Nie miałem serca jej odmówić.

Kiedy powiedziałem Ani o swojej decyzji, wybuchła płaczem. – Zawsze wybierasz ją! Nigdy mnie! – krzyczała przez łzy. – To miały być nasze pierwsze wakacje tylko we dwoje od ślubu! – Próbowałem ją objąć, ale odsunęła się ode mnie. – Nie rozumiesz, jak bardzo mnie ranisz.

W dniu wyjazdu atmosfera była gęsta jak mgła nad Bałtykiem. Mama siedziała z przodu obok mnie, Ania z tyłu, milcząca i zamknięta w sobie. Przez całą drogę do Gdańska próbowałem rozładować napięcie żartami i opowieściami z dzieciństwa, ale nikt się nie śmiał.

Pierwszy dzień w Trójmieście był katastrofą. Mama narzekała na hałas w hotelu i na to, że łóżko jest za twarde. Ania przewracała oczami i wychodziła na długie spacery sama. Wieczorem usiedliśmy we trójkę na kolacji w restauracji nad Motławą.

– Może jutro pójdziemy razem na molo w Sopocie? – zaproponowała mama z nadzieją.
– My chcieliśmy pojechać do Gdyni do muzeum emigracji – odpowiedziała Ania chłodno.
– Oczywiście, jeśli to dla was ważne… Ja mogę zostać w hotelu – powiedziała mama z udawaną rezygnacją.

Poczułem się jak dziecko rozdarte między dwiema matkami. Chciałem uszczęśliwić obie kobiety mojego życia, ale każda decyzja była jak zdrada drugiej strony.

Następnego dnia Ania oznajmiła mi rano:
– Idę sama na plażę. Potrzebuję chwili dla siebie.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Nie zostawiaj mnie samej w obcym mieście.

Zostałem z mamą. Spacerowaliśmy po starówce w Gdańsku, ale myślami byłem przy Ani. Wysłałem jej kilka wiadomości, ale nie odpisała.

Wieczorem wróciła do hotelu późno. Była opalona i spokojniejsza, ale między nami wisiała cisza cięższa niż kiedykolwiek wcześniej.

Trzeciego dnia doszło do wybuchu. Siedzieliśmy przy śniadaniu w hotelowej jadalni.
– Może dziś pójdziemy razem na Westerplatte? – zaproponowała mama.
– Może dziś pozwolisz nam pobyć trochę samym? – odpowiedziała Ania ostro.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać…
Ania wstała od stołu i wyszła bez słowa.

Pobiegłem za nią na korytarz.
– Aniu, proszę cię… Zrozum ją trochę…
– To ty powinieneś mnie zrozumieć! – krzyknęła przez łzy. – Mam dość bycia zawsze na drugim miejscu!

Wróciłem do pokoju zdruzgotany. Mama siedziała na łóżku i płakała cicho.
– Może powinnam wrócić do domu… – szepnęła.
– Nie mów tak, mamo…
Ale wiedziałem już wtedy, że coś pękło między mną a Anią.

Ostatniego dnia wakacji siedzieliśmy we trójkę na plaży w Sopocie. Morze szumiało spokojnie, ale w mojej głowie panował chaos.
– Synku… Chcę ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham i nie chcę być ciężarem… – powiedziała mama cicho.
Ania patrzyła gdzieś w dal, a ja czułem się jak rozbitek dryfujący między dwoma brzegami.

Po powrocie do Warszawy Ania przez kilka dni milczała. W końcu powiedziała:
– Musimy poważnie porozmawiać o naszej przyszłości. Nie chcę tak żyć.

Siedzę teraz sam w kuchni i zastanawiam się: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie? Czy zawsze muszę wybierać? A może po prostu jestem za słaby, żeby postawić granice? Czasem myślę: czy gdybym wtedy powiedział „nie” mamie, wszystko potoczyłoby się inaczej?