Zanim odejdę… Dopóki ja będę…

— Kinga! — głos mamy przeszył ciszę jak nóż. — Gdzie byłaś wczoraj wieczorem?

Stałam w progu kuchni, z rękami schowanymi za plecami, czując jak serce wali mi jak oszalałe. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i niepokoju. Mama patrzyła na mnie spod zmarszczonych brwi, a babcia siedziała przy stole, bawiąc się obrączką na palcu. Wiedziałam, że nie mogę już dłużej udawać.

— Byłam u Ani — skłamałam, spuszczając wzrok.

Mama westchnęła ciężko i podeszła bliżej. — Kinga, nie rób ze mnie idiotki. Ania dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem. Powiedziała, że nie widziała cię od tygodnia.

Poczułam, jak policzki płoną mi ze wstydu. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Babcia spojrzała na mnie z troską, ale milczała. Wiedziała, że to nie jej miejsce.

Jeszcze kilka miesięcy temu byłam inną osobą. Grzeczną dziewczyną z dobrymi ocenami, która pomagała w domu i nigdy nie sprawiała problemów. Mama była ze mnie dumna, a babcia chwaliła się mną przed sąsiadkami. Wszystko zmieniło się w ostatniej klasie liceum, kiedy poznałam Michała.

Michał był starszy ode mnie o trzy lata. Miał tatuaże na przedramionach i jeździł starym motocyklem. Był inny niż wszyscy chłopcy z mojej klasy — pewny siebie, trochę arogancki, a jednocześnie czuły i opiekuńczy wobec mnie. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. To przez niego zaczęłam opuszczać lekcje, wracać późno do domu i malować się mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Pewnego dnia mama przypadkiem znalazła w mojej szufladzie drogie kosmetyki.

— Skąd to masz? — zapytała z niedowierzaniem.

— Dostałam w prezencie — odparłam bez mrugnięcia okiem.

— Od kogo? — dopytywała.

— Od koleżanki — skłamałam znów.

Widziałam w jej oczach nieufność i rozczarowanie. Wiedziałam, że nie wierzy ani słowa, ale nie miałam odwagi powiedzieć prawdy. Prawda była taka, że Michał kupił mi te kosmetyki po jednej z naszych kłótni. Chciał mnie przeprosić za to, że podniósł na mnie głos i wykrzyczał rzeczy, których potem żałował.

Z czasem nasze relacje w domu zaczęły się psuć. Mama coraz częściej krzyczała na mnie, a ja odpowiadałam jej opryskliwie. Babcia próbowała łagodzić sytuację, ale jej słowa ginęły wśród naszych kłótni.

— Kinga, co się z tobą dzieje? — pytała mama pewnego wieczoru, kiedy wróciłam do domu po północy.

— Nic! Po prostu mam już dość tego kontrolowania! — wykrzyczałam jej prosto w twarz.

— Martwię się o ciebie! — odpowiedziała ze łzami w oczach.

— Nie musisz! Poradzę sobie sama!

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam ją tak bezradną. Babcia przytuliła ją mocno i spojrzała na mnie z wyrzutem.

Następnego dnia nie poszłam do szkoły. Zamiast tego spotkałam się z Michałem na starym moście nad Wisłą. Siedzieliśmy na barierce i patrzyliśmy na płynącą wodę.

— Może powinnaś powiedzieć im prawdę? — zapytał cicho.

— Nie zrozumieją mnie — odpowiedziałam smutno. — Dla nich zawsze będę tą grzeczną dziewczynką.

Michał objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. W jego oczach widziałam troskę, ale też strach. Wiedziałam, że boi się o naszą przyszłość tak samo jak ja.

Wkrótce zaczęły się plotki w szkole. Koleżanki odsunęły się ode mnie, nauczyciele patrzyli z politowaniem. Mama została wezwana do szkoły na rozmowę z wychowawcą.

— Kinga ma ogromny potencjał — powiedziała pani Nowak. — Ale ostatnio coś się zmieniło. Opuszcza lekcje, jest rozkojarzona…

Mama wróciła do domu blada jak ściana.

— Kinga, musimy porozmawiać — powiedziała stanowczo.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Babcia przyniosła herbatę i usiadła obok nas.

— Kochanie, wiem, że dorastasz i chcesz być niezależna… Ale martwię się o ciebie. Boję się, że robisz coś głupiego — mówiła mama drżącym głosem.

— Nic nie rozumiesz! — krzyknęłam przez łzy. — Nigdy mnie nie słuchałaś!

— Słucham cię teraz! Powiedz mi prawdę!

Chciałam jej powiedzieć wszystko: o Michału, o naszych kłótniach i pogodzeniach, o tym jak bardzo go kocham i jak bardzo boję się go stracić… Ale nie potrafiłam. Coś mnie blokowało. Może strach przed oceną? Przed tym, że zawiodę mamę?

W końcu wybiegłam z domu trzaskając drzwiami. Biegłam przed siebie bez celu, aż dotarłam do parku za osiedlem. Usiadłam na ławce i rozpłakałam się jak dziecko.

Następne dni były jeszcze trudniejsze. Mama przestała ze mną rozmawiać, a babcia patrzyła na mnie ze smutkiem. Michał coraz częściej był nerwowy i wybuchowy. Pewnego wieczoru pokłóciliśmy się tak bardzo, że uderzył pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy.

— Przepraszam… Nie chciałem… — szeptał potem ze łzami w oczach.

Bałam się go wtedy jak nigdy wcześniej. Zrozumiałam, że nasza miłość zaczyna mnie niszczyć.

Wróciłam do domu późno w nocy. Mama czekała na mnie w kuchni.

— Kinga… Zanim odejdę spać… Chcę ci tylko powiedzieć jedno: dopóki ja będę żyć, zawsze możesz na mnie liczyć. Nawet jeśli popełnisz największy błąd świata — powiedziała cicho.

Te słowa złamały we mnie coś na zawsze. Rzuciłam się jej na szyję i rozpłakałam się jak małe dziecko.

Od tamtej pory zaczęłam powoli odbudowywać relacje z mamą i babcią. Z Michałem zerwałam po kolejnej kłótni — tym razem już bez żalu i łez. Zrozumiałam, że czasem trzeba wybrać siebie zamiast kogoś innego.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko ludzie, z którymi mieszkamy pod jednym dachem. To ci, którzy zostają przy nas nawet wtedy, gdy cały świat się od nas odwraca.

Czasem zastanawiam się: czy gdyby nie tamte wydarzenia, byłabym dziś silniejsza? Czy każdy ból naprawdę czegoś nas uczy? Może warto czasem upaść tylko po to, by nauczyć się wstawać…