Zdradzona przez własną matkę: Jak moja rodzina rozpadła się przez chciwość i tajemnice

– Nie wierzę ci, mamo! – krzyknęłam, czując jak głos łamie mi się w gardle. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, tej samej, w której jeszcze niedawno razem gotowałyśmy rosół na niedzielny obiad. Teraz jednak między nami wisiała cisza cięższa niż ołów. Mama patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i uporu, a ja czułam, jak moje serce rozdziera się na pół.

Wszystko zaczęło się od śmierci taty. Był dla mnie ostoją, kimś, kto zawsze potrafił mnie rozśmieszyć nawet w najgorszy dzień. Kiedy odszedł nagle na zawał, świat wywrócił mi się do góry nogami. Przez pierwsze tygodnie żyłam jak w transie – pogrzeb, formalności, puste miejsce przy stole. Mama wydawała się równie zagubiona jak ja, więc trzymałyśmy się razem, próbując jakoś przetrwać.

Ale potem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Listonosz przyniósł pismo z sądu – sprawa spadkowa. Tata zostawił nam mieszkanie na Żoliborzu i trochę oszczędności. Byłam przekonana, że wszystko załatwimy wspólnie, tak jak zawsze. Jednak kiedy przyszło do podpisania dokumentów, mama poprosiła mnie, żebym podpisała pełnomocnictwo. „To tylko formalność, kochanie” – powiedziała łagodnym głosem. „Ja się wszystkim zajmę, ty masz teraz maturę na głowie.”

Podpisałam. Nie miałam powodu jej nie ufać.

Kilka miesięcy później zauważyłam, że mama coraz częściej znika z domu. Wracała późno, czasem czuć było od niej alkohol. Zaczęła kupować nowe ubrania, drogie kosmetyki, a raz nawet wróciła z nowym telefonem. Zapytałam ją o to – wzruszyła ramionami: „Muszę sobie jakoś radzić bez taty”.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej ze szkoły i usłyszałam rozmowę przez telefon:
– Tak, wszystko już przepisane na mnie… Nie, ona nic nie wie…

Zamarłam w progu. Wiedziałam, że chodzi o mnie.

Wieczorem zebrałam się na odwagę:
– Mamo, co się dzieje ze spadkiem po tacie?
– O co ci chodzi? Wszystko jest w porządku.
– Słyszałam twoją rozmowę. Przepisałaś mieszkanie tylko na siebie?

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w jej oczach coś obcego – chłód i determinację.
– To moje mieszkanie! Ty jesteś jeszcze dzieckiem, nie rozumiesz takich spraw.

Poczułam się, jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg. Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z mamą, ale ona zamykała się w sobie albo wybuchała gniewem. W końcu znalazłam dokumenty w jej szufladzie – wszystko było jasne: mieszkanie i pieniądze były już tylko na nią.

Zaczęłam szukać pomocy u rodziny. Zadzwoniłam do cioci Ewy:
– Ewa, mama mnie oszukała…
– Dziecko, nie mieszaj mnie w to… Twoja matka zawsze była trudna…

Nikt nie chciał się wtrącać. Wszyscy bali się konfliktu albo po prostu nie chcieli widzieć prawdy.

W szkole przestałam się uczyć. Nauczyciele pytali, co się dzieje – milczałam. Przyjaciółka Ania próbowała mnie pocieszać:
– Może twoja mama po prostu nie radzi sobie ze stratą?
– Ale dlaczego musiała mnie okraść?

Czułam się coraz bardziej samotna. Każda rozmowa z mamą kończyła się kłótnią albo płaczem. Przestałyśmy ze sobą rozmawiać o czymkolwiek poza najprostszymi sprawami.

Pewnej nocy usłyszałam jej płacz za ścianą. Chciałam wejść do jej pokoju i ją przytulić – tak jak robiła to kiedyś ze mną – ale nie mogłam. Coś we mnie pękło.

Zaczęłam czytać o prawach spadkowych. Zgłosiłam sprawę do sądu rodzinnego. Mama była wściekła:
– Jak mogłaś mi to zrobić?!
– A ty? Jak mogłaś mnie zdradzić?

Proces ciągnął się miesiącami. Mama próbowała przekonać wszystkich, że jestem niewdzięczna i chciwa. Ja walczyłam o swoje – ale przede wszystkim o prawdę.

W końcu sąd przyznał mi część spadku po tacie. Wygrałam… ale nie czułam radości. Straciłam matkę – nawet jeśli mieszkałyśmy pod jednym dachem, byłyśmy sobie obce.

Dziś mijają dwa lata od śmierci taty. Mieszkam już sama, studiuję psychologię i próbuję poukładać swoje życie na nowo. Czasem spotykam mamę na ulicy – mijamy się bez słowa.

Czy można wybaczyć komuś, kto odebrał ci nie tylko pieniądze, ale i poczucie bezpieczeństwa? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może czasem trzeba wybrać siebie?