Zemdlałam na Rodzinnym Spotkaniu, Bo Mąż Nie Pomagał z Naszym Noworodkiem – Czy To Już Koniec Naszej Rodziny?
— Magda, wszystko w porządku? — głos mojej teściowej rozbrzmiał w kuchni, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć. Czułam, jak świat wiruje, a moje ręce drżą. Widziałam tylko rozmazane sylwetki — męża, który stał z boku z telefonem, i moją mamę, która próbowała mnie podtrzymać. W następnej chwili wszystko zgasło.
Obudziłam się na kanapie, z zimnym kompresem na czole. Wokół mnie zgromadziła się cała rodzina. Słyszałam szepty: „To przez zmęczenie”, „Może powinna więcej odpoczywać”, „A gdzie jest Tomek?”.
Tomek — mój mąż. Ojciec naszego dwumiesięcznego synka, Kacpra. Człowiek, z którym miałam być drużyną. Tymczasem od narodzin dziecka czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
— Magda, musisz o siebie dbać — powiedziała moja mama, głaszcząc mnie po włosach. — Nie możesz wszystkiego robić sama.
Chciałam jej odpowiedzieć, że nie mam wyboru. Że każda noc to walka o przetrwanie. Że Tomek śpi w drugim pokoju „żeby się wyspać do pracy”, a ja przez całą noc karmię, przewijam i tulę Kacpra. Że kiedy proszę go o pomoc, słyszę tylko: „Przecież jesteś na urlopie macierzyńskim”.
Poczułam łzy napływające do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale nie dałam rady.
— Magda, co się dzieje? — zapytała cicho moja siostra Ania.
— Nic… po prostu jestem zmęczona — wyszeptałam.
Ale to nie była prawda. Byłam wykończona. Fizycznie, psychicznie, emocjonalnie. Każdego dnia czułam się coraz bardziej niewidzialna dla Tomka. Kiedyś był czuły, troskliwy, zawsze gotowy pomóc. Teraz wracał z pracy, rzucał torbę w przedpokoju i siadał przed telewizorem. Gdy próbowałam z nim rozmawiać o moim zmęczeniu, przewracał oczami.
— Przesadzasz, Magda. Inne kobiety też mają dzieci i jakoś dają radę — mówił.
Czułam się jak służąca we własnym domu. Nawet kiedy prosiłam go, żeby rano przez pół godziny zajął się Kacprem, żebym mogła się przespać, odpowiadał: „Muszę się przygotować do pracy”.
Wszystko narastało we mnie jak lawa pod powierzchnią ziemi. Były dni, kiedy miałam ochotę po prostu wyjść i nie wracać. Ale potem patrzyłam na Kacpra i wiedziałam, że nie mogę go zostawić.
Rodzinne spotkanie miało być chwilą wytchnienia. Myślałam: „Może ktoś zauważy, że coś jest nie tak. Może Tomek się opamięta”.
Zamiast tego czułam się jeszcze bardziej osamotniona. Wszyscy pytali o Kacpra, zachwycali się jego uśmiechem i małymi rączkami. Nikt nie pytał mnie, jak się czuję.
Tomek stał z boku i rozmawiał z kuzynem o nowym samochodzie. Ani razu nie podszedł do mnie czy do synka. Kiedy poprosiłam go szeptem:
— Tomek, możesz przez chwilę potrzymać Kacpra? Muszę iść do łazienki.
Spojrzał na mnie z irytacją:
— Teraz? Przecież rozmawiam.
Wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Z trudem powstrzymałam łzy i oddałam synka mojej mamie.
Później już tylko pamiętam zamazane obrazy — szum rozmów, zapach ciasta drożdżowego i nagłe uczucie słabości. Potem ciemność.
Po omdleniu rodzina zaczęła szeptać między sobą. Słyszałam urywki rozmów:
— Tomek powinien bardziej pomagać…
— Ona jest wykończona…
— Tak się kończy brak wsparcia…
Tomek siedział obok mnie na kanapie i patrzył w podłogę. Przez chwilę miałam nadzieję, że coś do niego dotarło.
Wieczorem wróciliśmy do domu w milczeniu. Kacper spał w foteliku samochodowym. Ja czułam się jak cień samej siebie.
W końcu zebrałam się na odwagę:
— Tomek… musimy porozmawiać.
Westchnął ciężko:
— O czym znowu?
— O nas. O tym, że nie daję już rady sama zajmować się Kacprem. Potrzebuję cię.
Spojrzał na mnie chłodno:
— Przecież robisz to dobrze. Po co mam ci przeszkadzać?
Zatkało mnie. Poczułam gniew i rozpacz jednocześnie.
— To nie jest przeszkadzanie! To jest bycie ojcem! — krzyknęłam przez łzy.
Kacper obudził się i zaczął płakać. Tomek przewrócił oczami i wyszedł do drugiego pokoju.
Tego wieczoru po raz pierwszy pomyślałam poważnie o odejściu. O tym, że może lepiej będzie dla mnie i dla Kacpra, jeśli przestaniemy udawać rodzinę.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Ania:
— Magda… wszyscy widzieliśmy wczoraj, co się stało. Jeśli chcesz pogadać albo potrzebujesz pomocy… jestem tu dla ciebie.
Poczułam ulgę i wdzięczność. Może nie jestem zupełnie sama?
Od tamtej pory zaczęłam szukać wsparcia poza domem — u rodziny, przyjaciółek, nawet w grupie wsparcia dla młodych mam w internecie. Z każdym dniem czułam się trochę silniejsza.
Ale wciąż nie wiem, co dalej z naszym małżeństwem. Czy można naprawić coś, co tak bardzo się rozpadło? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?
Czasem patrzę na śpiącego Kacpra i pytam siebie: czy lepiej mieć dwoje rodziców pod jednym dachem, czy jedną szczęśliwą mamę? Czy miłość wystarczy, jeśli brakuje szacunku i wsparcia?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?