Zielona od Zazdrości: Moja Walka z Ojcowską Stronniczością na Weselu Siostry
„Dlaczego zawsze ona?” – powtarzałam w myślach, stojąc za firanką w salonie, zaciśniętymi dłońmi ściskając materiał. Przez szparę obserwowałam, jak Andrzej – mój ojczym – z czułością poprawia welon Julce. Ich śmiechy i spojrzenia pełne porozumienia bolały mnie bardziej, niż kiedykolwiek bym przyznała. Mama siedziała przy stole, nerwowo przesuwając widelcem po talerzu, ale nie odezwała się ani słowem. Wszyscy wiedzieli, że to dzień Julki, ale nikt nie zauważył, jak bardzo mnie to boli – albo po prostu nikogo to nie obchodziło.
Dorastałam w Poznaniu, w bloku na Winogradach. Mój biologiczny ojciec, Marek, odszedł, gdy miałam cztery lata. Mama nigdy o nim nie mówiła. Andrzej pojawił się w naszym życiu, gdy miałam siedem lat. Szybko zaczął być dla mnie „tatą”, choć nigdy nie przestałam tęsknić za tym drugim. Kiedy miałam dwanaście lat i przypadkiem znalazłam stare zdjęcia oraz list od Marka, świat na chwilę stanął w miejscu. Ale to Andrzej był przy mnie, gdy złamałam rękę na podwórku, gdy płakałam po pierwszej dwói z matematyki, gdy miałam ospę i gorączkę. Nigdy nie pomyślałam, że kocha mnie mniej niż Julkę.
Julka była młodsza o dwa lata – zawsze uśmiechnięta, przebojowa, dusza towarzystwa. Ja byłam cicha, zamknięta w sobie, wiecznie z nosem w książkach. Mama powtarzała: „Każda z was jest wyjątkowa na swój sposób”, ale Andrzej zawsze miał więcej cierpliwości dla Julki. Gdy Julka stłukła szklankę – śmiał się: „Nic się nie stało, księżniczko”. Gdy ja zapomniałam wynieść śmieci – patrzył z rozczarowaniem.
Z czasem nauczyłam się nie prosić o uwagę. Ale teraz, gdy Julka przygotowywała się do ślubu z Michałem, wszystko narosło do granic wytrzymałości. Andrzej był wszędzie wokół niej – wybierał jej suknię, dogadywał DJ-a, podarował jej złoty łańcuszek po swojej mamie. Nawet mi go nie pokazał.
Pewnego wieczoru, gdy wszyscy siedzieli przy stole i planowali rozsadzenie gości na weselu, zebrałam się na odwagę:
– Tato, mogę jakoś pomóc?
Andrzej spojrzał na mnie znad okularów i rzucił krótko:
– Daj spokój, Julka wie najlepiej, co chce.
Julka spojrzała na mnie przepraszająco, ale nic nie powiedziała. Poczułam ścisk w gardle. Wstałam i wyszłam do swojego pokoju, zamykając drzwi tak cicho, by nikt nie zwrócił uwagi.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. W głowie tłukły mi się słowa, których nigdy nie wypowiedziałam: Dlaczego nie możesz kochać mnie tak jak jej? Co zrobiłam źle? Czy jestem mniej warta tylko dlatego, że nie jestem twoją córką?
Dzień ślubu nadszedł za szybko. Julka promieniała w białej sukni, a Andrzej prowadził ją do ołtarza z dumą w oczach – takiej nigdy nie widziałam u niego wobec mnie. Siedziałam w drugim rzędzie obok mamy i czułam się jak gość na własnym rodzinnym wydarzeniu.
Po ceremonii wszyscy świętowali. Wyszłam na taras hotelu i zapaliłam papierosa – pierwszego od miesięcy. Dołączyła do mnie Ola, moja najlepsza przyjaciółka.
– Co jest? – zapytała cicho.
– Czuję się tu obca – przyznałam przez łzy cisnące się do oczu.
Ola objęła mnie ramieniem.
– Wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra. Ale musisz mu powiedzieć, co czujesz. Inaczej będziesz to nosić w sobie całe życie.
Jej słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc. Patrzyłam przez szybę na Andrzeja tańczącego z Julką pierwszy taniec. Kiedy wszyscy poszli spać, zebrałam resztki odwagi i zapukałam do drzwi jego pokoju.
– Tato?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co się stało?
– Muszę ci coś powiedzieć – głos mi drżał. – Wiem, że nie jestem twoją córką. Ale całe życie patrzyłam na ciebie jak na ojca. Boli mnie to, że zawsze byłeś bliżej Julki. Dziś dałeś jej łańcuszek po swojej mamie… Nigdy nie okazałeś mi takiej uwagi.
Andrzej długo milczał.
– Nie wiedziałem, że tak to odbierasz – powiedział w końcu cicho. – Julka zawsze była słabsza… Ty byłaś silna, nie prosiłaś o nic. Myślałem, że nie potrzebujesz tyle uwagi.
– Każdy potrzebuje miłości – wyszeptałam.
Po raz pierwszy od lat Andrzej mnie przytulił. Łzy płynęły mi po policzkach – czy to była ulga czy smutek? Sama nie wiedziałam.
Następnego dnia przy śniadaniu wszyscy zachowywali się tak, jakby nic się nie stało. Ale ja wiedziałam: coś się zmieniło – przynajmniej we mnie.
Czasem zastanawiam się: Ilu z nas nosi blizny z dzieciństwa, które nigdy się nie zagoją? Czy potrafimy wybaczyć rodzicom ich niewiedzę – czy zawsze będziemy dziećmi czekającymi aż ktoś nas dostrzeże?