Żyłam dla innych i zapomniałam o sobie: Historia teściowej, która zgubiła siebie
— Znowu nie tak, mamo! — usłyszałam głos Magdy, mojej synowej, kiedy stawiałam na stole talerz z jej ulubioną zupą pomidorową. — Przecież mówiłam, żeby nie dodawać śmietany.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Ale jak zwykle, uśmiechnęłam się przepraszająco i bez słowa zabrałam talerz do kuchni. To był kolejny dzień, kiedy czułam się niewidzialna w swoim własnym domu. Od dziesięciu lat mieszkałam z synem, jego żoną i dwójką wnuków. Od dziesięciu lat byłam dla nich wszystkim: kucharką, sprzątaczką, opiekunką, powierniczką. I przez te wszystkie lata ani razu nie zapytałam siebie: czego ja właściwie chcę?
Nazywam się Jadwiga. Mam 62 lata i przez większość życia byłam żoną, matką, a potem teściową. Mój mąż zmarł nagle na zawał serca, kiedy miałam 52 lata. Syn, Michał, zaproponował wtedy, żebym zamieszkała z nimi w Warszawie. „Będzie ci raźniej, mamo” — mówił. „Dzieci cię potrzebują” — dodawała Magda. Wtedy wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Chciałam być potrzebna.
Na początku wszystko wydawało się proste. Pomagałam w domu, odbierałam wnuki z przedszkola, gotowałam obiady. Magda pracowała jako nauczycielka, Michał był informatykiem — oboje wracali późno do domu. Czułam się doceniana. Ale z czasem obowiązków przybywało, a słów wdzięczności ubywało. Zamiast „dziękuję” coraz częściej słyszałam: „Dlaczego nie posprzątałaś łazienki?”, „Nie zapomniałaś o zakupach?”, „Dzieci nie mają czystych ubrań na jutro”.
Zaczęłam żyć według ich harmonogramu. Wstawałam o szóstej rano, żeby przygotować śniadanie i kanapki do szkoły. Potem sprzątałam mieszkanie, robiłam zakupy, gotowałam obiad. Po południu odbierałam dzieci i pomagałam im w lekcjach. Wieczorem prasowałam ubrania i przygotowywałam wszystko na następny dzień. Czasem miałam wrażenie, że jestem niewolnicą we własnym domu.
Najgorsze były weekendy. Wtedy Magda i Michał odpoczywali — wyjeżdżali na rowery albo do kina, a ja zostawałam z wnukami. Kiedyś zapytałam nieśmiało: — Może ja też mogłabym gdzieś wyjść? Może pójdę do kina z koleżanką?
Magda spojrzała na mnie zaskoczona: — Ale kto zostanie z dziećmi? Przecież zawsze jesteś w domu.
Zrozumiałam wtedy, że stałam się częścią wyposażenia mieszkania — jak lodówka czy pralka. Nikt nie pytał mnie o zdanie, nikt nie interesował się moimi potrzebami.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja dawna przyjaciółka, Basia.
— Jadzia, dawno cię nie widziałam! Może spotkamy się na kawę?
Serce mi zabiło szybciej. Chciałam się zgodzić, ale odruchowo spojrzałam na zegarek i pomyślałam o obowiązkach.
— Nie wiem, Basiu… Mam tyle rzeczy do zrobienia…
— Jadwiga! — przerwała mi stanowczo. — Ty zawsze masz coś do roboty dla innych! Kiedy ostatni raz zrobiłaś coś dla siebie?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o swoim życiu. Czy naprawdę jestem szczęśliwa? Czy to jest wszystko, co mnie czeka? Czy moje życie ma sens poza byciem „pomocą domową” dla własnej rodziny?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Magdą.
— Magdo… chciałabym czasem wyjść z domu, spotkać się z koleżankami albo pójść na spacer sama.
Magda spojrzała na mnie chłodno:
— Mamo, przecież wiesz, że dzieci cię potrzebują. My też mamy swoje życie i pracę. Gdyby nie ty, nie dalibyśmy rady.
— Ale ja też mam swoje życie — wyszeptałam cicho.
Magda wzruszyła ramionami:
— Nie przesadzaj. Przecież masz wszystko pod nosem.
Poczułam się jak dziecko, które prosi o pozwolenie na zabawę i dostaje odmowę.
Minęły kolejne tygodnie. Zaczęły pojawiać się u mnie bóle głowy i bezsenność. Lekarz powiedział mi wprost:
— Pani Jadwigo, musi pani zadbać o siebie. Stres niszczy zdrowie.
Ale jak zadbać o siebie, kiedy nikt tego nie rozumie?
Któregoś dnia usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Michał wszedł do kuchni i spojrzał na mnie zdziwiony:
— Co się stało?
— Jestem zmęczona… Czuję się samotna… — wyszeptałam przez łzy.
Michał usiadł obok mnie i po raz pierwszy od lat naprawdę mnie wysłuchał.
— Mamo… przepraszam. Nie zauważyłem nawet, jak bardzo cię obciążamy.
To był pierwszy krok do zmiany. Michał porozmawiał z Magdą i ustaliliśmy nowe zasady: dwa razy w tygodniu mam wolne popołudnia tylko dla siebie. Zaczęłam chodzić na spacery po Łazienkach Królewskich, spotykać się z Basią i czytać książki w kawiarni.
Nie było łatwo odzyskać siebie po tylu latach życia dla innych. Wciąż uczę się mówić „nie” i stawiać granice. Ale wiem jedno: jeśli kobieta zapomina o sobie dla dobra rodziny, prędzej czy później straci radość życia.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy naprawdę musiałam czekać dziesięć lat, żeby przypomnieć sobie kim jestem? Ile kobiet wokół nas żyje tylko dla innych i zapomina o sobie? Może najwyższy czas to zmienić?