„Mój syn jest większy od siostry” – historia matki z Wrocławia
– Magda, czy ty widzisz, co się dzieje z Antkiem? – głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni, gdy kroiłam ogórki na mizerię. Zatrzymałam nóż w połowie ruchu. Wiedziałam, że ten temat wróci. Zawsze wracał.
– Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu – odpowiedziałam cicho, czując jak w gardle rośnie mi gula.
– Ale przecież to nienormalne! On ma półtora roku, a wygląda jakby miał cztery! Zosia jest od niego dwa lata starsza, a już mu do ramienia nie sięga! – Mama podniosła głos, a ja poczułam znajome ukłucie w żołądku.
Spojrzałam przez okno na podwórko. Zosia biegała za piłką, a Antek, mój mały olbrzym, próbował ją dogonić. Wyglądali jak bliźniaki – tylko że jedno było wyraźnie większe. Sąsiadka zza płotu już trzeci raz tego dnia zerkała w naszą stronę.
Nie wiem, kiedy zaczęłam się bać. Może wtedy, gdy pielęgniarka w przychodni spojrzała na kartę Antka i powiedziała: „Ojej, taki duży chłopczyk!”. Może wtedy, gdy teściowa zaczęła szeptać do męża: „Może to przez te hormony w jedzeniu?”. Albo wtedy, gdy Zosia zapytała: „Mamo, dlaczego Antek jest większy ode mnie? Czy ja jestem za mała?”.
– Magda, musisz coś z tym zrobić – mama nie odpuszczała. – Może do endokrynologa? Może jakieś badania? – Jej głos był coraz bardziej natarczywy.
– Byliśmy u lekarza! Wszystko jest dobrze! – wybuchłam. – Po prostu taki jest! Zdrowy, silny chłopak!
Mama pokręciła głową i wyszła z kuchni. Zostałam sama z własnymi myślami i strachem. Czy naprawdę wszystko jest dobrze? Czy może coś przeoczyłam?
Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłam z Kubą przy stole. Mój mąż był zawsze spokojny, ale widziałam po nim, że też się martwi.
– Magda… Może rzeczywiście powinniśmy zrobić jeszcze jakieś badania? – zapytał cicho.
– Kuba, przecież lekarz mówił…
– Wiem. Ale może dla świętego spokoju? Boję się o niego. I o ciebie też.
Przytuliłam się do niego i poczułam łzy pod powiekami. Nie chciałam być tą matką, która panikuje z byle powodu. Ale nie chciałam też czegoś przegapić.
Następnego dnia poszliśmy do przychodni. Pani doktor spojrzała na Antka z uśmiechem.
– No proszę, nasz mały siłacz! – zażartowała. – Ale rozumiem państwa niepokój. Zrobimy badania hormonalne i zobaczymy.
Czekanie na wyniki było najgorsze. Każdy dzień ciągnął się jak wieczność. Mama dzwoniła codziennie: „I co? Już coś wiadomo?”. Teściowa przynosiła zupę i patrzyła na Antka z troską wymieszaną z ciekawością.
W końcu przyszły wyniki. Wszystko w normie. Żadnych nieprawidłowości. Po prostu genetyka – Kuba był wysoki, jego ojciec też. Ale ulga była tylko częściowa. Bo problem nie leżał tylko w zdrowiu.
Zaczęły się plotki na osiedlu. Ktoś powiedział sąsiadce: „Może ona go przekarmia?”. Inna dodała: „Może to przez te mleka modyfikowane?”. Zosia wróciła ze żłobka zapłakana:
– Dzieci mówią, że Antek jest dziwny…
Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno.
– Kochanie, każdy jest inny. Antek jest wyjątkowy tak jak ty.
Ale sama nie byłam tego taka pewna. Wieczorami płakałam w poduszkę. Czułam się winna – za to, że nie potrafię ochronić dzieci przed światem. Za to, że nie umiem przekonać mamy i teściowej, że wszystko jest dobrze.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka Ania.
– Magda… Wiesz, ludzie gadają różne rzeczy. Ale ja ci powiem jedno: masz cudowne dzieciaki. I nie przejmuj się tymi plotkami.
Popłakałam się przy niej jak dziecko.
– Boję się… Boję się, że coś przeoczę… Że przez to wszystko Zosia poczuje się gorsza…
Ania przytuliła mnie mocno.
– Jesteś dobrą mamą. I dasz radę.
Od tamtej pory zaczęłam inaczej patrzeć na swoje dzieci. Zosia i Antek byli różni – ale oboje byli moimi skarbami. Zaczęłam rozmawiać z nimi o różnicach między ludźmi. O tym, że każdy ma prawo być sobą.
Z czasem plotki ucichły. Mama przestała dopytywać o lekarzy. Teściowa zaczęła chwalić Antka: „Ale silny chłopak!”. Zosia przestała płakać po żłobku.
Ale ja wciąż czasem budzę się w nocy i myślę: czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy umiem ochronić swoje dzieci przed światem?
A wy? Jak radzicie sobie z presją otoczenia i własnymi lękami o dzieci? Czy można być pewnym siebie jako rodzic – czy to zawsze walka ze strachem?