Odbicie w lustrze: Jak mnie traktujesz, tak ja ciebie – Wyznania polskiej teściowej
– Znowu przyszłaś bez zapowiedzi? – głos Magdy, mojej synowej, przeszył ciszę kuchni niczym nóż. Stałam w progu z torbą pełną świeżych bułek i sernika, który piekłam całą noc.
– Chciałam tylko… – zaczęłam niepewnie, ale przerwała mi ruchem ręki.
– Mamo, my naprawdę mamy swoje sprawy. Michał zaraz wychodzi do pracy, a ja muszę się zająć Zosią.
Spojrzałam na syna. Michał nawet nie podniósł wzroku znad telefonu. Poczułam, jak serce ściska mi się z żalu i upokorzenia. Jeszcze kilka lat temu to ja byłam tą, do której biegli po radę, ciepło i domowe obiady. Teraz byłam intruzem w ich własnym domu.
Wyszłam na klatkę schodową, łzy napływały mi do oczu. „Może rzeczywiście powinnam dać im spokój? Może jestem zbyt nachalna?” – myślałam, idąc powoli do siebie. W mieszkaniu pachniało jeszcze świeżym ciastem, ale nikt nie miał ochoty go spróbować.
Przez kolejne dni nie dzwoniłam. Nie pisałam. Czekałam. Zosia miała urodziny – nie zaprosili mnie. Michał zadzwonił tylko po to, żeby zapytać, czy mogę odebrać paczkę od kuriera. „Nic więcej się nie liczę? Jestem tylko wygodnym rozwiązaniem?” – pytałam siebie w myślach.
Pewnego ranka obudziłam się z mocnym postanowieniem: będę ich traktować tak, jak oni mnie. Jeśli nie chcą mojej obecności – nie będę się narzucać. Jeśli nie dzwonią – ja też nie zadzwonię. Jeśli potrzebują pomocy – zastanowię się dwa razy, zanim rzucę wszystko i pobiegnę na każde ich skinienie.
Minęły tygodnie. W moim kalendarzu pojawiły się nowe aktywności: spotkania w klubie seniora, lekcje tańca, wyjazd do teatru z sąsiadką Haliną. Zaczęłam żyć swoim życiem. Czułam się dziwnie wolna, ale też… pusta. Brakowało mi Zosi, jej śmiechu i pytań o świat. Brakowało mi nawet tych krótkich rozmów z Magdą o pogodzie czy zakupach.
Pewnego dnia zadzwonił domofon. To była Magda.
– Mamo, mogłabyś przyjść na chwilę? Zosia jest chora, a ja muszę pilnie wyjść do apteki.
– Przykro mi, Magdo – odpowiedziałam spokojnie. – Mam dziś zajęcia z jogi i potem spotkanie z koleżankami. Może Michał może zostać z Zosią?
W słuchawce zapadła cisza.
– Rozumiem – powiedziała cicho i rozłączyła się.
Wieczorem zadzwonił Michał.
– Mamo, co się dzieje? Magda mówiła, że nie mogłaś pomóc z Zosią.
– Mam swoje plany, Michał – odpowiedziałam stanowczo. – Tak jak wy macie swoje życie, tak ja mam swoje.
Usłyszałam w jego głosie zdziwienie i nutę żalu.
– Ale zawsze byłaś… zawsze mogliśmy na ciebie liczyć.
– A czy ja mogę liczyć na was? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział. Rozłączył się bez słowa.
Przez kolejne dni było cicho. Nikt nie dzwonił, nikt nie pukał do drzwi. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie przesadziłam. Może powinnam była pomóc? Może to ja jestem winna temu wszystkiemu?
W niedzielę rano usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam całą trójkę: Michała, Magdę i Zosię.
– Mamo… możemy wejść? – zapytał Michał niepewnie.
Usiedliśmy przy stole w kuchni. Magda patrzyła na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam – powiedziała nagle. – Byłam dla ciebie niesprawiedliwa. Myślałam tylko o sobie i o tym, jak bardzo chcę być samodzielna… Zapomniałam, że ty też masz uczucia.
Michał ścisnął moją dłoń.
– Mamo, przepraszamy cię oboje. Chcemy być rodziną, a nie tylko korzystać z twojej pomocy wtedy, kiedy nam wygodnie.
Zosia podeszła do mnie i przytuliła się mocno.
Poczułam ciepło rozlewające się po całym ciele. Łzy popłynęły mi po policzkach – tym razem były to łzy ulgi i szczęścia.
Od tamtej pory nasze relacje zaczęły się zmieniać. Spotykaliśmy się częściej, ale już bez poczucia obowiązku czy wykorzystania. Magda zaczęła zapraszać mnie na wspólne spacery z Zosią, a Michał częściej dzwonił po prostu zapytać, jak się czuję.
Czasem jednak wracam myślami do tamtych dni samotności i bólu odrzucenia. Czy naprawdę musiałam aż tak stanowczo postawić granice? Czy tylko wtedy rodzina potrafi docenić drugiego człowieka?
A wy? Czy kiedykolwiek musieliście walczyć o szacunek we własnej rodzinie? Jak daleko można się posunąć, by być zauważonym i docenionym?