Babka zostawiła nam dom, ale mama wciąż rządziła naszym życiem
– Jak mogłyście to zrobić?! – głos mamy odbijał się echem od ścian korytarza. Stała w progu, z kluczami w dłoni, które nagle stały się bezużyteczne. – To jest mój dom! Wasza babka by tego nie chciała!
Patrzyłam na nią, czując jak serce wali mi w piersi. Na podłodze leżała torba z rzeczami Nađi – siostry, która zawsze była odważniejsza ode mnie. To ona podjęła decyzję o zmianie zamków. Ja tylko podpisałam się pod jej determinacją, choć w środku rozdzierał mnie strach.
– Mamo, babcia zapisała dom nam. To nie znaczy, że chcemy cię wyrzucić. Ale nie możemy już żyć pod twoim dyktatem – powiedziała Nađa, starając się brzmieć spokojnie.
Mama spojrzała na nas z pogardą i bólem. Jej twarz była czerwona, oczy błyszczały łzami. – Poświęciłam dla was wszystko! A wy… wy zamykacie mi drzwi przed nosem?!
Wiedziałam, że to nie jest tylko o dom. To była walka o władzę, o prawo do własnego życia. Przez lata mama kontrolowała każdy nasz krok: z kim się spotykamy, gdzie pracujemy, nawet co jemy na śniadanie. Po śmierci babci wszystko się nasiliło. Każda nasza decyzja była przez nią kwestionowana.
Pamiętam dzień pogrzebu. Mama płakała najgłośniej ze wszystkich, ale nawet wtedy znalazła czas, by skrytykować mój wybór sukienki i fryzury Nađi. „Babcia by się za was wstydziła”, syknęła wtedy przez zaciśnięte zęby.
Po pogrzebie zaczęło się piekło. Mama przestała spać w swoim pokoju – spała na kanapie w salonie, jakby bała się, że coś jej umknie. Zaczęła przeszukiwać nasze rzeczy, czytać wiadomości na telefonach, podsłuchiwać rozmowy przez drzwi.
– Musimy coś zrobić – szepnęła pewnej nocy Nađa. – Nie dam rady tak żyć.
Bałam się. Ale jeszcze bardziej bałam się tego, że nigdy nie będziemy wolne.
Zmiana zamków była jak zerwanie łańcucha. Ale też jak wypowiedzenie wojny.
Mama przez kilka dni nie odzywała się do nas słowem. Chodziła po domu jak cień, trzaskała drzwiami, rzucała nam pogardliwe spojrzenia. W końcu zaczęły się groźby:
– Wyrzucę was stąd! Zobaczycie! To ja tu rządzę!
Próbowałyśmy rozmawiać. Tłumaczyłyśmy, że chcemy tylko trochę przestrzeni, trochę szacunku dla naszej dorosłości. Ale mama była głucha na argumenty.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam ją siedzącą przy stole z butelką wódki. Nigdy wcześniej nie widziałam jej pijanej.
– Myślicie, że jesteście lepsze ode mnie? – bełkotała. – Że możecie mnie wyrzucić jak śmiecia?
Nađa próbowała ją uspokoić, ale mama uderzyła ją w twarz. To był moment przełomowy. Zobaczyłam w oczach siostry strach i determinację.
– Mamo, jeśli jeszcze raz podniesiesz na nas rękę, zadzwonię na policję – powiedziała cicho Nađa.
Mama wybiegła z domu i nie wróciła przez dwa dni. Przez ten czas spałyśmy razem w jednym pokoju, bojąc się tego, co będzie dalej.
Wróciła w niedzielę rano. Wyglądała na starszą o dziesięć lat. Usiadła naprzeciwko nas i długo milczała.
– Nie wiem, kim jesteście – powiedziała w końcu. – Moje córki by mnie tak nie potraktowały.
Chciałam jej powiedzieć, że to ona nas do tego zmusiła. Że przez lata żyłyśmy w jej cieniu, spełniając jej oczekiwania i rezygnując z własnych marzeń.
Ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
Zaczęły się ciche dni. Mama przestała gotować obiady, przestała rozmawiać z nami o czymkolwiek poza sprawami domowymi. Widziałam jednak, jak po nocach płacze w swoim pokoju.
Pewnego dnia znalazłam list od babci schowany w starej książce kucharskiej:
„Kochane dziewczynki,
Jeśli to czytacie, to znaczy, że mnie już nie ma. Chciałam wam zostawić coś więcej niż dom – chciałam wam dać wolność. Wasza mama nigdy jej nie miała i dlatego tak bardzo się jej boi. Dbajcie o siebie nawzajem i pamiętajcie: dom to nie tylko mury.”
Czytałam ten list dziesiątki razy. Pokazałam go Nađi i razem płakałyśmy całą noc.
Próbowałyśmy jeszcze raz porozmawiać z mamą.
– Mamo… Babcia chciała dla nas wszystkich dobrze – zaczęłam ostrożnie.
– Babcia nic nie rozumiała! – przerwała mi mama. – Zawsze miała was za aniołki, a ja byłam ta zła!
– Nie jesteś zła… Po prostu… my też chcemy żyć po swojemu – powiedziała Nađa.
– Po swojemu? To znaczy jak? Bez zasad? Bez rodziny?
– Z rodziną… ale bez strachu – odpowiedziałam cicho.
Mama spojrzała na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu.
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Mama powoli zaczęła się zmieniać – może dlatego, że zobaczyła, że nie cofniemy się już ani o krok. Czasem jeszcze próbuje narzucać nam swoje zdanie, ale już bez tej dawnej agresji.
Dom po babci stał się miejscem trudnych rozmów i łez, ale też pierwszych chwil prawdziwej wolności.
Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy kiedykolwiek będziemy rodziną bez lęku? Czy można wybaczyć sobie nawzajem tyle bólu?
A wy… czy potrafilibyście postawić granicę własnej matce?