„Dałaś nam zły ogródek. Tu nic nie rośnie!” – Historia o rodzinnych sporach, żalu i poszukiwaniu pojednania

– Ty zawsze musisz mieć lepiej, prawda? – głos Agaty drżał, a jej palce zaciskały się na rdzewiejącej furtce mojego ogródka. – Mama dobrze wiedziała, co robi. Dała ci lepszy kawałek ziemi, a mnie zostawiła to bagno!

Patrzyłam na nią przez chwilę, czując jak narasta we mnie gniew i bezradność. Słońce chyliło się ku zachodowi, rzucając długie cienie na grządki. Pachniało ziemią i wilgocią po ostatnim deszczu. Mój ogródek – ten sam, w którym mama sadziła pomidory i malwy – wyglądał teraz jak pole bitwy.

– Agata, przestań. Przecież sama wybierałaś działkę, pamiętasz? Mama nie chciała się wtrącać. To ty uparłaś się na ten kawałek przy rowie, bo mówiłaś, że tam lepiej rosną ogórki – odpowiedziałam cicho, próbując nie podnosić głosu.

– Bo wtedy jeszcze wierzyłam w twoje bajki! – wykrzyknęła. – Ty zawsze wszystko umiesz lepiej. Nawet jak mama umierała, to tylko ciebie słuchała. Ja byłam tą gorszą córką, co?

Zacisnęłam zęby. Wspomnienie mamy leżącej w szpitalnym łóżku wróciło nagle i boleśnie. Jej wychudzone dłonie, cichy szept: „Opiekujcie się sobą nawzajem”. Czy naprawdę zawiodłam?

– Przestań tak mówić – szepnęłam. – Przecież obie ją kochałyśmy.

Agata odwróciła się gwałtownie i kopnęła kamień leżący na ścieżce.

– Ty nic nie rozumiesz! Od dziecka wszystko ci się udawało. Ja zawsze byłam tą, która coś psuje. Nawet teraz…

Zamilkła i spojrzała na mnie z wyrzutem. W jej oczach zobaczyłam łzy.

– Agata…

– Nie! – przerwała mi ostro. – Chcę zamienić się z tobą ogródkami. Masz lepszą ziemię, wszystko ci rośnie jak na drożdżach. U mnie tylko pokrzywy i błoto.

Poczułam, jak ogarnia mnie fala złości.

– To nieprawda! Pracuję tu codziennie po pracy. Ty przyjeżdżasz raz w tygodniu i myślisz, że samo urośnie? Mama zawsze powtarzała: „Ziemia oddaje tyle, ile jej dasz”.

Agata prychnęła.

– Łatwo ci mówić. Masz czas, nie masz dzieci, nie musisz się nikim opiekować. Ja mam dom na głowie, dwójkę dzieci i męża, który tylko narzeka!

Przez chwilę milczałyśmy. Słychać było tylko śpiew ptaków i odległy szum samochodów z ulicy.

– Wiesz co? – powiedziałam w końcu cicho. – Może powinnaś poprosić kogoś o pomoc. Albo spróbować inaczej uprawiać ziemię…

– Ty zawsze masz radę na wszystko! – przerwała mi z goryczą. – Ale ja już nie chcę twoich rad. Chcę sprawiedliwości! Chcę zamiany.

Patrzyłam na nią bezradnie. Przez chwilę miałam ochotę po prostu się zgodzić, oddać jej wszystko i mieć spokój. Ale ten ogródek był dla mnie czymś więcej niż tylko kawałkiem ziemi. Był wspomnieniem mamy, miejscem naszych wspólnych chwil.

– Nie mogę – powiedziałam w końcu drżącym głosem. – Ten ogródek to jedyne, co mi po niej zostało.

Agata spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Myślisz tylko o sobie! Zawsze tak było!

Odwróciła się i ruszyła w stronę swojego ogródka. Patrzyłam za nią długo, aż zniknęła za żywopłotem.

Wieczorem usiadłam na ławce przed domkiem działkowym i patrzyłam na grządki. Przypomniałam sobie dzieciństwo: jak biegałyśmy z Agatą po ścieżkach, jak mama uczyła nas sadzić marchewki i podlewać truskawki. Wtedy wszystko wydawało się prostsze.

Telefon zadzwonił późno w nocy.

– Przepraszam – usłyszałam cichy głos Agaty. – Nie powinnam była tak krzyczeć… Po prostu… Jest mi ciężko ostatnio.

Zacisnęłam powieki.

– Wiem. Mnie też jest ciężko.

Przez chwilę milczałyśmy.

– Może… mogłabyś mi pomóc? Pokazać, co robić? – zapytała niepewnie.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

– Oczywiście – odpowiedziałam cicho.

Następnego dnia spotkałyśmy się przy jej ogródku. Ziemia była rzeczywiście ciężka i gliniasta, pełna chwastów i kamieni. Ale razem zaczęłyśmy ją przekopywać, wyrywać pokrzywy, rozmawiać o wszystkim i o niczym.

– Pamiętasz, jak mama mówiła, że każda ziemia może być żyzna, jeśli się o nią zadba? – zapytałam z uśmiechem.

Agata skinęła głową.

– Może miała rację…

Przez kolejne tygodnie pracowałyśmy razem. Z czasem w ogródku Agaty zaczęły pojawiać się pierwsze warzywa: marchewki, buraki, nawet kilka pomidorów. Agata coraz częściej się uśmiechała.

Ale żal nie znikał tak łatwo. Pewnego dnia podczas pielenia zapytała:

– Myślisz, że mama była ze mnie dumna?

Zaskoczyło mnie to pytanie.

– Oczywiście, że była. Tylko nigdy nie umiała tego okazać tak jak tobie…

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Zawsze czułam się gorsza…

Objęłam ją mocno.

– Ja też czasem tak się czuję…

Wtedy po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę jesteśmy siostrami.

Dziś patrzę na nasze ogródki: mój pełen kwiatów i warzyw oraz jej – coraz piękniejszy z każdym dniem. Wiem już, że nie chodziło o ziemię czy sprawiedliwość. Chodziło o coś znacznie głębszego: o miłość, żal i potrzebę bycia ważnym dla drugiej osoby.

Czy można naprawdę pogodzić się z przeszłością? Czy wystarczy nam odwagi, by wybaczyć sobie nawzajem? Co wy byście zrobili na moim miejscu?